Antropologia pamiÄ™ci. ОтÑутÑтвуетЧитать онлайн книгу.
I taki stan pozostanie na zawsze?
Trwało to, kiedy powrócił do domu, gdzie musiał wykonywać najprostsze prace. Oto matka mówi do niego: „Lowa, narąb drewna!”, „Lowa, napraw parkan!”, „Lowa, przynieś z piwnicy mleko!”, a on nie wie, jak to zrobić, i każde zadanie wprawia go w zaniepokojenie, wywołuje nieprzyjemne uczucia.
[…]
Wszystko to nie dotyczy wyłącznie pracy, kłopoty z rozbitą przestrzenią i ciałem pojawiają się również wtedy, gdy zaczyna się gimnastykować, bawić czy po prostu prowadzić normalne życie rodzinne. Odczuwa je zawsze, w każdej chwili, i jakże męczące staje się dla niego zwykłe codzienne życie!
„Wychodzę na środek pokoju i próbuję wykonać najprostsze ćwiczenia gimnastyczne. Przed zranieniem znałem cztery rodzaje ćwiczeń, których nauczyłem się w dzieciństwie na obozie pionierskim. Teraz jednak nie mogę sobie ich przypomnieć, zapomniałem całkowicie wszystkie figury gimnastyczne. Zaczynam wykonywać różne ruchy: podnosić i opuszczać ręce, siadać i wstawać. Ale nie sprawia mi to żadnej przyjemności, bardzo szybko odczuwam znużenie całego organizmu, popadam w jakąś apatię… Próbuję grać w cokolwiek, przeszkadza mi to, że źle widzę, przeszkadza brak wyobraźni. Rzucam kulę, a ona zmierza w zupełnie innym, niż zamierzałem, kierunku, wszędzie, tylko nie do celu. To samo dzieje się w przypadku innych gier, które poznawałem. Mój świat został podzielony na drobne części, wszystkie przedmioty stały się obce, całe życie – złożonym paradoksem poszukiwań i męczarni.
Chcę włożyć czystą koszulę, ale nie wiem, gdzie jej szukać. Przewracam wszystko w całym pokoju i nie mogę jej odnaleźć. Zaprzestaję poszukiwań w przekonaniu, że i tak nie znajdę niczego ani teraz, ani później. Doszło do tego, że boję się podchodzić do komody czy innych rzeczy znajdujących się w pokoju. Nie wiem nawet, co leży w bieliźniarce, co w komodzie, a co pod łóżkiem. Wszystkie rzeczy stały się dla mnie obce, a jeżeli nie widzę ich przed oczyma, przestają po prostu dla mnie istnieć. Kiedy matka stawia przede mną posiłek, nie wiem, co to jest, jak się nazywa, chociaż tak w ogóle to wiem, co to za danie”.
Co leży u podstaw tych wszystkich trudności? Z jakich powodów nie trafia w polano rąbiąc drewno, źle trzyma łyżkę, nie może znaleźć we własnym pokoju potrzebnych mu rzeczy i jest zmuszony błąkać się po omacku jak człowiek z zawiązanymi oczyma, który musi orientować się w otaczającej go przestrzeni? Co leży u podstaw tych „dziwactw przestrzennych”, o których sam tak często opowiada? Nie mamy wątpliwości, że dostrzega otaczające go przedmioty. Poznaje je, wie do czego służą, co z nimi robić. To jasne. Lecz gdy jest zmuszony orientować się w przestrzeni, odróżnić stronę prawą od lewej, uchwycić położenie przedmiotów – wszystko się zmienia i w tym momencie staje się bezsilny, pojawiają się zadania nierozwiązywalne.
Zbliżyliśmy się w ten sposób do defektu centralnego, o którym i on wie, i do którego wytrwale powraca. „Dziwactwa przestrzeni” pojawiły się wcześnie, prawdopodobnie odczuwał je już w szpitalu. Wychodził z sali szpitalnej i nie mógł znaleźć drogi powrotnej. Długi korytarz. Gdzie iść: w prawo czy w lewo? Co to znaczy „na prawo” i „na lewo”? Kiedyś było to bardzo proste, ale teraz, po zranieniu, wszystko zostało zburzone. Trzeba nad tym zastanowić się, spróbować rozwiązać jak złożone zadanie matematyczne, do którego rozwiązania brak podstawowych danych; trzeba je dopiero odnaleźć.
Do spraw tych powraca na wielu kartach swego dziennika.
„[…] Ktoś głośno powiedział moje nazwisko, w pierwszej jednak chwili nie zareagowałem. Przy powtórnym głośnym wymienieniu mego nazwiska zacząłem oglądać się na wszystkie strony: kto mnie woła? I tak oglądając się dookoła zauważyłem chorego, który zmierzał w moim kierunku dając mi znaki ręką… Wyszedłem na spacer i znowu to samo. Zapomniałem, gdzie budynek szpitalny… Dokąd mam teraz iść? Spoglądam na słońce, ale nie mogę przypomnieć sobie, gdzie powinno się ono teraz znajdować i w jakim kierunku przesuwać się: w lewo czy w prawo? Dawno zapomniałem dokąd i skąd idę, chociaż odszedłem całkiem niedaleko od szpitala. Budynek otoczony jest gęstym lasem, w oddali jeziora, a dookoła drzewa. Co mam robić, jak sobie poradzić?”
Podobna sytuacja powtarza się w gabinecie u lekarza okulisty.
„Lekarz zadaje mi pytania, wskazując przy tym pałeczką na planszę przedstawiającą niezamknięty pierścień: „W którą stronę zerka to nie zamknięte kółeczko?” Patrzę na okulistę i nie mogę zrozumieć pytania, milczę więc nadal. Okulista spogląda na mnie z wyraźnym niezadowoleniem: „Dlaczego pan milczy?” W którą stronę spogląda ten otwarty pierścień – w lewo czy w prawo?”. Oglądam pierścień, w końcu dociera do mnie sens pytania, ale nie mogę rozwiązać zadania, nie wiem, co może oznaczać „na lewo” czy „na prawo”. Widocznie po zranieniu przestałem odróżniać te pojęcia i już nie wiem, co znaczy „lewy”, „prawy”, i „przód” czy „tył” itp.... Widzę krążek, wyraźnie dostrzegalny ze względu na swoją wielkość, z jednej strony wygląda jakby niedorysowany. Pytania jednak nie rozumiem, lekarz więc niecierpliwie powtarza je ponownie. Znowu spoglądam uważnie na niepełny krążek i nie mogę odpowiedzieć na pytanie, ponieważ nie wiem, co znaczy lewa, a co prawa strona. I znowu zmuszony jestem odpowiedzieć: „Ja nie wiem…”. Lekarka podnosi głos i prawie krzyczy. „Proszę ze mnie nie żartować!”. Następnie podnosi pałeczkę wskazując na podobny, lecz znacznie większy krążek. I znowu pytanie: „W którą stronę spogląda krążek – w lewo czy w prawo?”. A ja znowu nie wiem, co mam odpowiedzieć, gdzie jest lewa, a gdzie prawa strona krążka. Dziwne, że takich drobiazgów w żaden sposób nie mogę zrozumieć”.
Nie wynika to z wady wzroku. Podobnych trudności doświadcza przy zetknięciu się ze światem dźwięków. Zawołano go. Lecz skąd? Skąd dobiega głos? Tego nie wie – jego orientacja w tym, gdzie znajduje się źródło dźwięku, uległa zaburzeniu, podobnie jak orientacja wzrokowa. Sprawa jest bardziej poważna i głębsza niż problemy ze wzrokiem.
„W czasie spacerów jeszcze bardziej tracę orientację przestrzenną: gdzie się teraz znajduję? I często błądzę dwa kroki od domu. Po zranieniu zniknęła orientacja w położeniu źródeł dźwięków; i tak już pozostało… Często muszę obracać się dookoła, dopóki nie zorientuję się, skąd płyną dźwięki… Dostrzegam jeszcze jeden słaby punkt – przestałem orientować się w kierunku dźwięku, a prościej mówiąc w przestrzeni dźwiękowej. Nie wiem, dlaczego tak się stało, ale tak jest – mogę domyślać się jedynie, skąd płynie dźwięk, widząc ruch ust czy też inne zewnętrzne jego objawy…”
[…]
Jakże mu trudno orientować się w otaczającym go świecie, jakie nierozwiązywalne problemy pojawiają się przed nim na każdym kroku! Problemy te pojawiły się już w szpitalu, a liczba ich znacznie wzrosła, kiedy wypisano go do domu. Przewróćmy jeszcze kilka stron dziennika. Oto żegna się ze szpitalem. Wyjeżdża do domu. Pielęgniarka odprowadza go na dworzec. Powinien jechać do Tuły. Ale jak to zrobić? Gdzie się zwrócić?
„Jak tylko odprowadzająca mnie pielęgniarka odeszła, zacząłem niespokojnie oglądać się dookoła, aby dowiedzieć się, gdzie peron, gdzie mam się przesiąść, w którą stronę jechać. Siedzę na Kurskim Dworcu w sali dla rannych. Nie przydzielono mi osoby, która miała odprowadzić mnie do domu, no, bo właściwie po co? Potrafię trochę chodzić, mówić, widzę, a poza tym miałem nadzieję, że podróż będzie prosta – wszak nieraz jeździłem koleją. Gdy jednak zobaczyłem przyjeżdżających i odjeżdżających pasażerów i pomyślałem, że zamiast jechać ciągle siedzę na dworcu, zerwałem się z ławki i z niewielką walizką w ręku zacząłem chodzić tam i z powrotem. Zastanawiałem się, dokąd mam iść i jak dowiedzieć się, do jakiego pociągu mam wsiąść. Zgłupiałem doszczętnie. Ogarnął mnie dziwny niepokój, przestałem rozumieć to, co działo się wokół mnie. W końcu domyśliłem się, że trzeba podejść do kobiety w mundurze