Antropologia pamiÄ™ci. ОтÑутÑтвуетЧитать онлайн книгу.
że nabywanie nawyku polega na przekształcaniu i powtarzaniu schematu cielesnego. To prawda, że tym, co łączy elementarne ruchy, reakcje i „bodźce” w nawyku, nie jest zewnętrzne skojarzenie. Każda mechanistyczna teoria potyka się o fakt, że uczenie się jest systemowe: podmiot nie wiąże jednostkowych ruchów z jednostkowymi bodźcami, ale nabywa umiejętności odpowiadania na pewną formę sytuacji przez pewien typ rozwiązań, przy czym sytuacje mogą się znacznie różnić w poszczególnych wypadkach, odpowiadające im ruchy mogą być wykonywane czasem przez jeden, czasem przez inny narząd, bo sytuacje i odpowiedzi są do siebie w różnych wypadkach podobne nie tyle za sprawą częściowej identyczności elementów, ile za sprawą wspólnoty ich sensu. Czy trzeba zatem przyjąć, że u źródeł przyzwyczajenia znajduje się akt intelektu, który organizuje jego elementy, a następnie się wycofuje? Czy na przykład, aby nabrać nawyku w tańcu, nie trzeba znaleźć formuły tego ruchu przez analizę i kierując się tym idealnym zarysem, odtworzyć go za pomocą ruchów już wyuczonych, czyli za pomocą ruchów chodzenia i biegania? Jednak aby do formuły nowego tańca można było włączyć niektóre elementy ogólnej motoryczności, ta formuła musi najpierw uzyskać jakby motoryczne uświęcenie. To właśnie ciało, jak często mówiliśmy, „chwyta” (kapiert) i „rozumie” ruch. Nabywanie przyzwyczajenia jest istotnie chwytaniem pewnego znaczenia, ale chodzi o motoryczne chwytanie motorycznego znaczenia. Co to właściwie znaczy? Kobieta, która często chodzi w kapeluszu, nie musi niczego obliczać, aby utrzymać bezpieczną odległość między piórem kapelusza a przedmiotami, które mogłyby je uszkodzić, czuje, gdzie jest pióro, tak jak czujemy, gdzie jest nasza ręka. Jeżeli przyzwyczaiłem się do prowadzenia samochodu, wjeżdżam nim na jakąś drogę i widzę, że się „zmieszczę”, nie porównując szerokości drogi z szerokością błotników, tak jak przechodzę przez drzwi, nie porównując ich szerokości z szerokością swojego ciała. Kapelusz i samochód przestały być przedmiotami, których wielkość i objętość trzeba określać przez porównanie z innymi przedmiotami. Stały się mocami o pewnym zasięgu, wymagającymi pewnej wolnej przestrzeni. Podobnie wejście do metra lub droga stały się mocami ograniczającymi i od razu ukazują się jako dostatecznie albo niedostatecznie dostępne dla mojego ciała z jego przyległościami. Laska niewidomego przestała być dla niego przedmiotem, nie jest już postrzegana sama w sobie, jej koniec przekształcił się w strefę zmysłową, powiększa zakres i promień aktywności dotykania – stała się odpowiednikiem spojrzenia. W badaniu przedmiotów długość laski nie jest brana pod uwagę w sposób jawny i jako człon średni: niewidomy poznaje ją raczej z położenia przedmiotów, a nie położenie przedmiotów dzięki niej. Położenie przedmiotów jest dane bezpośrednio przez zasięg gestu, który ich dotyka i w którym poza możnością wyciągnięcia ręki zawiera się promień działania laski. Jeżeli chcę się przyzwyczaić do laski, próbuję jej, dotykam nią kilku przedmiotów i po jakimś czasie „czuję ją w ręce”, widzę, jakie przedmioty są w jej zasięgu albo poza jej zasięgiem. Nie chodzi tu o szybką ocenę i o porównanie obiektywnej długości laski z obiektywną odległością celu, którego chcę dosięgnąć. Miejsca w przestrzeni nie są określane jako obiektywne położenia w stosunku do obiektywnego położenia naszego ciała, lecz opisują wokół nas zmienny zasięg naszych intencji lub gestów. Przyzwyczaić się do kapelusza, do samochodu albo do laski to wniknąć w nie lub odwrotnie, włączyć je do zasobów własnego ciała. Przyzwyczajenie wyraża naszą możność poszerzenia swojego bycia w świecie lub zmiany egzystencji poprzez przyłączenie do siebie nowych narzędzi. Można umieć pisać na maszynie, nie potrafiąc pokazać, gdzie na klawiaturze znajdują się litery, które składają się na słowa. Umiejętność pisania na maszynie nie znaczy więc znajomości miejsca każdej litery na klawiaturze, ani nawet nabycia w odniesieniu do każdej z nich odruchu warunkowego, który ona by uruchamiała, ukazując się naszemu spojrzeniu. Jeżeli jednak przyzwyczajenie nie jest ani poznaniem, ani automatyzmem, to czym jest? Chodzi o wiedzę, która tkwi w rękach, która jest dana tylko w cielesnym wysiłku i która nie daje się przełożyć na obiektywne wskaźniki. Osoba pisząca na maszynie wie, gdzie znajdują się litery na klawiaturze, tak jak wiemy, gdzie znajduje się jedna z naszych kończyn, ale ta wiedza, wypływająca z długotrwałego obcowania, nie pozwala określić położenia w obiektywnej przestrzeni. Osoba ta nie doświadcza przesuwania się swoich palców jako pewnej trasy w przestrzeni, którą można by opisać, ale jako pewną modulację motoryczności, która różni się od każdej innej swoją fizjonomią. Często stawia się problem tak, jakby percepcja litery zapisanej na papierze budziła przedstawienie tej litery, które z kolei budziłoby przedstawienie ruchu koniecznego do odnalezienia tej litery na klawiaturze. Ale jest to opis mitologiczny. Kiedy przebiegam oczami tekst, który mam przepisać, nie ma we mnie percepcji, które następnie budzą przedstawienia, ale powstają dla mnie aktualne całości, obdarzone typową lub znajomą fizjonomią. Kiedy zajmuję miejsce przed maszyną do pisania, pod moimi rękami rozciąga się przestrzeń motoryczna, w której odegram to, co przeczytałem. Czytane słowo jest pewną modulacją przestrzeni widzialnej, wykonanie motoryczne jest modulacją przestrzeni manualnej i cały problem polega na tym, jak pewna fizjonomia całości „wizualnych” może przywoływać pewien styl odpowiedzi motorycznych, jak każda „wizualna” struktura uzyskuje ostatecznie swą istotę motoryczną, chociaż nie musimy sylabizować ani słów, ani ruchów, aby słowo przełożyć na ruch. Ale ta władza przyzwyczajenia nie różni się od tej, jaką w ogóle mamy nad naszym ciałem: jeżeli każe mi się dotknąć mojego ucha lub kolana, unoszę rękę do ucha lub kolana najkrótszą drogą i nie muszę przedstawiać sobie położenia mojej ręki w punkcie wyjścia, położenia mojego ucha ani drogi od jednego do drugiego miejsca. Mówiliśmy wyżej, że w nabywaniu przyzwyczajeń ciało „rozumie”. Ta formuła wyda się absurdalna, jeżeli rozumieć znaczy podciągać daną zmysłową pod pojęcie i jeżeli ciało jest przedmiotem. Ale właśnie zjawisko przyzwyczajenia zachęca nas do tego, by przekształcić zarazem pojęcie „rozumienia” i pojęcie ciała. Rozumieć to doświadczać zgodności między tym, do czego się intencjonalnie odnosimy, i tym, co jest dane, między intencją i wykonaniem, a ciało jest naszym zakotwiczeniem w świecie. Kiedy wyciągam rękę do kolana, w każdej chwili ruchu doświadczam urzeczywistniania się intencji, która nie odnosiła się do mojego kolana jak do idei ani nawet jak do przedmiotu, ale jak do obecnej i rzeczywistej części mojego żywego ciała, to znaczy ostatecznie jak do punktu, przez który przechodzi mój nieustanny ruch w stronę świata. Kiedy maszynistka wykonuje na klawiaturze konieczne ruchy, kieruje nimi pewna intencja, ale ta intencja nie ustanawia klawiszy klawiatury jako obiektywnych miejsc. Naprawdę i dosłownie jest tak, że człowiek, który uczy się pisać na maszynie, włącza przestrzeń klawiatury do swojej przestrzeni cielesnej.
Przykład muzyków-instrumentalistów jeszcze lepiej pokazuje, że przyzwyczajenie nie zagnieżdża się ani w myśleniu, ani w ciele obiektywnym, ale w ciele jako pośredniku pewnego świata. Wiadomo, że wprawny organista potrafi grać na organach, których nie zna i które mają więcej lub mniej klawiszy niż jego dotychczasowy instrument, a także inaczej rozłożone przyrządy rejestrowe. Wystarczy mu godzina pracy, aby był w stanie wykonać swój program. Tak krótki czas nauki nie pozwala przypuścić, że powstały nowe odruchy warunkowe, które zastępują nabyte wcześniej, chyba że jedne i drugie tworzą system i że zmiana jest globalna, co jednak wyprowadza nas poza teorię mechanistyczną, ponieważ w takim razie reakcje są zapośredniczone przez całościowe odniesienie do instrumentu. Czy powiemy zatem, że organista poddaje organy analizie, to znaczy tworzy i zachowuje przedstawienie różnych rejestrów, pedałów, klawiszy i ich relacji w przestrzeni? Ale podczas krótkiej próby, która poprzedza koncert, nie zachowuje się on tak, jak wówczas gdy chcemy skonstruować jakiś plan. Siada na ławce, porusza pedałami, włącza rejestry, przymierza się do instrumentu swoim ciałem, przyswaja sobie kierunki i wymiary, „urządza” się w organach tak, jak urządzamy się w domu. Nie uczy się położenia w obiektywnej przestrzeni każdego rejestru i każdego pedału, i nie powierza ich swojej „pamięci”. Zarówno podczas próby, jak i podczas wykonania rejestry, pedały i klawisze są mu dane tylko jako moce o pewnej wartości emocjonalnej lub muzycznej, a ich położenie jako miejsca, przez