Antropologia pamiÄ™ci. ОтÑутÑтвуетЧитать онлайн книгу.
nie ma jednak zdolności do kulturowej akumulacji; może wywołać spór dotyczący pewnej kwestii, lecz nie rozmyślną reinterpretację dziedzictwa kulturowego. Rozróżnienie pomiędzy tym, co uznaje się za mityczne, a tym, co uważa się za historyczne, ma szansę narodzić się dopiero wówczas, gdy możliwe staje się zestawienie jednego ustalonego obrazu świata z innym, tak że sprzeczności między nimi dają się wyraźnie dostrzec. Pod wpływem nowej techniki utrwalania procesu komunikacji tworzywo zbiorowej pamięci zmienia się, podlegając procesom krytycyzmu i ekonomizacji.
Między wcieleniem a zapisem
Wprowadzenie takich rozróżnień pociąga jednak za sobą pewne wątpliwości, ponieważ wiele praktyk zapisu zawiera w sobie element wcielania, a może być wręcz tak, że żadna forma zapisu w ogóle nie jest do pomyślenia bez tego rodzaju niezbędnego komponentu.
Nie ulega wątpliwości, że pisanie, najbardziej ewidentny przykład praktyk zapisu, posiada niezbędny element cielesny, którego często nie bierzemy pod uwagę. Pisanie jest nawykowym ćwiczeniem inteligencji i woli, które zazwyczaj wymyka się uwadze wykonującej je osoby ze względu na swojskość samej procedury. Każdy, kto potrafi biegle pisać, tak dobrze wie, jak ukształtować każdą literę, i tak dobrze zna każde słowo, które ma napisać, że sam związany z tym akt woli umyka zazwyczaj uwadze. Tym działaniom towarzyszy jednak odpowiadająca im czynność mięśni. Sposób, w jaki przyzwyczajamy się zazwyczaj do tej samej metody zapisywania określonej litery w piśmie odręcznym, pokazuje wyraźnie, że pismo wymaga ledwie dostrzegalnego wysiłku fizycznego. Jeśli jednak zaczniemy pisać w odmienny niż zazwyczaj sposób, jak gdyby drukując nasze litery zamiast wypisywać je odręcznie, skonfrontowani zostaniemy z faktem, że każda litera, którą kreślimy, wymaga cielesnego działania. Niemniej jednak istnieje dobry powód, żeby to element zapisu uważać za dominującą cechę pisania. Kiedy bowiem uczymy się pisać, fizyczne ruchy, które wykonujemy, nie mają własnego znaczenia, lecz są wymagane jedynie do ukształtowania znaków, które następnie same w sobie zostają czysto arbitralnie wyposażone w znaczenie. Przypadkowy charakter zaangażowanych ruchów ręki ukazuje się wyraźnie, gdy używamy maszyny do pisania, na której dokonanie zapisu tych samych znaków wymaga zupełnie innych ruchów ciała.
Możemy oczywiście rozważyć przypadek odmienny, w którym ćwiczenie kaligrafii postrzegane jest jako część treningu uległego ciała. W tym wypadku kontrola dyscyplinarna polega na wymuszaniu optymalnej relacji pomiędzy zestawem gestów a całościowo rozumianą pozycją ciała, która stanowi warunek skuteczności i szybkości pisania. Nie jest to przykład hipotetyczny, lecz historyczny: w swym katalogu środków nadzoru Foucault cytuje rygorystę La Salle’a, który mówi o ćwiczeniu kaligrafii; zdyscyplinowane ciało stanowi tu warunek wstępny skutecznego posługiwania się zestawem gestów. Uczniowie, mówi La Salle, muszą zawsze
mieć ciało wyprostowane, nieco przegięte i obrócone w lewo, odrobinę pochylone do przodu, iżby położywszy łokieć na stole, można było oprzeć podbródek o pięść, chyba że będzie to ograniczało pole widzenia; lewa noga ma być nieco bardziej wysunięta pod stołem niż prawa. Pomiędzy stołem a ciałem zostawić trzeba przerwę na dwa palce, gdyż wtedy nie tylko sprawniej się pisze, ale też nie ma nic szkodliwszego dla zdrowia jak nieustanne przywieranie brzuchem do stołu. Lewa ręka od łokcia po dłoń musi leżeć na stole. Prawe ramię musi być odsunięte od ciała na jakieś trzy palce i wystawać na jakieś pięć palców poza stół, na którym ma się lekko wspierać. Nauczyciel zapozna uczniów z postawą, jaką muszą zachowywać podczas pisania, i będzie ich przyuczał za pomocą sygnałów albo jakoś inaczej, kiedy się od niej oddalą67.
La Salle proponuje tu więc rygorystyczny trening dyscypliny, rodzaj gimnastyki w miniaturze. Kluczowe znaczenie ma tu fakt, że tym, co zalecane i nauczane, jest tu praktyka wcielania. Przypadkiem jest to także praktyka zapisu, ale z tego punktu widzenia jest to jedynie przypadkowa cecha omawianych czynności, gdyż uczniowie zgłębiają tu przede wszystkim akt wcielenia. […]
Wiele praktyk zapisu zawiera element wcielania, a być może nawet żadna forma zapisu nie jest możliwa bez komponentu cielesnego. Przyjmuję rozróżnienie pomiędzy praktykami wcielania i zapisu na potrzeby niniejszego wywodu, czynię to jednak tylko w tej mierze, w jakiej możliwe jest rozróżnienie pomiędzy działaniami, w ramach których dominuje jeden lub drugi aspekt. Innymi słowy, moja klasyfikacja pomyślana jest jako narzędzie heurystyczne.
[…]
Nawyki
Nie wystarczy określić zasięgu i wymienić rodzaje zachowań, które podpadają pod kategorię praktyk wcielenia. Należy także zobaczyć, w jaki dokładnie sposób praktyki te są wcielone, co znaczy, że powinniśmy skupić się teraz na ich nawykowej jakości.
Rozważmy zachowanie Saint-Loupa z powieści Prousta, jak ukazuje je narrator – Marcel:
[…] chwilami myśl moja odnajdowała w Robercie istotę bardziej ogólną niż on sam; „pana”, który, niby jakiś mieszkający w nim duch poruszał jego członkami, kształtował jego gesty i czyny; wówczas, w tych chwilach, mimo że obok niego, byłem sam, niby wobec krajobrazu, którego bym pojął harmonię. Był już tylko przedmiotem, który myśl moja starała się zgłębić. Odnajdując w nim wciąż ową istotę dawniejszą, odwieczną, owego arystokratę, którym właśnie Robert starał się nie być, doznawałem żywej radości, ale siłą inteligencji, nie zaś przyjaźni. W moralnej i fizycznej zwinności, która dawała jego uprzejmościom tyle wdzięku, w swobodzie, z jaką sadzał babkę do swego powozu, w zręczności, z jaką zeskakiwał z kozła, kiedy się bał, że mi jest zimno, aby mi narzucić własny płaszcz, czułem nie tylko dziedziczną gibkość zawołanych myśliwych, jakimi byli od całych pokoleń przodkowie tego młodzieńca, aspirującego jedynie do intelektu, ich wzgardę dla bogactwa, która istniejąc w nim obok upodobania w bogactwie, cenionym o tyle, o ile pozwalało mu raczyć przyjaciół, kazała mu tak niedbale kłaść swój zbytek u ich stóp; czułem w nim zwłaszcza pewność lub złudzenie, jakie mieli ci wielcy panowie, że są „czymś więcej od innych”, dzięki czemu nie mogli przekazać Robertowi de Saint-Loup owej chęci okazania, że się jest „tym samym co inni”, owego lęku okazania się za grzecznym, który mu był w istocie nie znany, a który daje coś tak brzydkiego i niezręcznego najszczerszej uprzejmości plebejusza68.
[…] Obserwacja Marcela spoglądającego na Saint-Loupa zdradza, że żaden kod praktyk cielesnych, jakkolwiek wypracowany, nie obejmuje w całości przedmiotu opisu, jeśli jest nim praktyka cielesna. Dlatego też kluczowe rozróżnienie, którego dokonuje Proust, odnosi się nie do zasięgu możliwości udostępnianych przez dany kod, lecz raczej do całkiem innej różnicy pomiędzy byciem zdolnym do rozpoznania kodu i byciem zdolnym do wcielenia go. Opis Prousta przypomina nam, że oceniamy kod praktyk cielesnych jako zaledwie rozpoznany, a zatem jeszcze nieucieleśniony, przede wszystkim na podstawie wrażenia, jakie ludzie sprawiają poprzez swoje cielesne zachowania i formy obecności. Wrażenia stworzone przez budowę fizyczną i postawę są formami manifestowania się osoby najmniej podatnymi na wolicjonalną zmianę, i dlatego właśnie mogą być uznane za znak cielesnej „natury” danej osoby.
[…] Osoba niezdolna do wcielenia poznanego modelu stara się na próżno zrekompensować tę niezdolność poprzez rozbudowanie znaków świadomej kontroli nad ciałem. Dlatego właśnie drobnomieszczańskie doświadczenie świata cechuje się wstydliwością i brakiem swobody właściwym tym, którzy czują, że ich ciała mogą ich w każdej chwili zdradzić, i postrzegają je jak gdyby z zewnątrz, poprzez krytyczne spojrzenie innych, oceniających i poprawiających ich działania. Także w tym przypadku mamy do czynienia z działalnością nawykową, ale jest to nawykowe doświadczenie ciała jako przyczyny niepewności, jako nieustannego źródła poczucia skrępowania, jako nazbyt namacalnej okazji do doświadczania wciąż od nowa przepaści pomiędzy ciałem, którego się pragnie, a tym, które napotyka się w lustrze. O tego rodzaju przepaści przypominają
67
J.-B. de La Salle,
68
M. Proust,