Z dala od Å›wiateÅ‚. Samantha YoungЧитать онлайн книгу.
przeciwdeszczowy, usiadłam i jedząc sałatkę, czytałam powieść, którą kupiłam w taniej księgarni za pięćdziesiąt pensów.
Dzięki temu zapomniałam o poranku.
Znów czułam się normalnie.
I zdałam sobie sprawę, że chociaż chciałam zniknąć, to jednak od czasu do czasu potrzebowałam poczuć się jak normalny człowiek.
Nastał pogodny wieczór, więc postanowiłam iść na cmentarz piechotą. Szłam w kierunku północnym, a wysokie budynki centrum niknęły w oddali. Maszerowałam chodnikiem wzdłuż ruchliwej jezdni, a wokół powoli zapadał zmrok. Na cmentarz wiodła prosta droga.
Kiedy przeskakiwałam przez bramę, było już ciemno. Stopy w ciężkich butach miałam spuchnięte po ciepłym dniu, który nagle stał się o wiele chłodniejszy. Zerknęłam na torbę z zimową kurtką, zadowolona, że ją kupiłam i będę mogła dziś w niej spać.
Ruszyłam pod górę, do swojej kępy drzew, i nagle wydało mi się, że słyszę jakiś szept. Uznałam jednak, że to szelest opadłych liści na ścieżce.
Usłyszałam go jednak jeszcze raz i zamarłam w bezruchu, jak jeleń, który wyczuł myśliwego. Krew zaszumiała mi w uszach, wytężyłam słuch i starałam się coś wypatrzyć na pogrążonym w ciemności cmentarzu. Blask księżyca oświetlał tylko najbliższą okolicę. Dalej panowała głęboka, niepokojąca ciemność. Poświeciłam wokół latarką, ale nie dostrzegłam niczego niezwykłego.
Mimo to pierwszy raz, odkąd urządziłam sobie tutaj dom, poczułam, że ogarnia mnie strach.
Z bijącym sercem poszłam dalej w kierunku zagajnika, pocieszając się, że ten szept był wytworem mojej wyobraźni.
Zrzuciłam z ramion plecak i wyjęłam namiot. Jednak kiedy zaczęłam go rozbijać, wyraźnie usłyszałam głuchy odgłos kroków. Błyskawicznie wstałam i się odwróciłam. Zobaczyłam przed sobą widzianych wcześniej dwóch młodych mężczyzn i skamieniałam z przerażenia.
Śledzili mnie.
Poczułam ucisk w piersi, oddech stał się krótki i płytki, a przez głowę przemknęły mi wszystkie możliwe najgorsze scenariusze. Dlaczego tu za mną przyszli? Choć byłam śmiertelnie wystraszona, za nic nie chciałam się z tym zdradzić.
– Czego, do cholery, chcecie? – spytałam gniewnie, unosząc głowę.
– Gitary – odrzekł natychmiast wyższy z nich. – Wiemy, że jest warta kilka tauzenów.
Mylili się. Mój taylor nie tylko był z serii Presentation, lecz także został wykonany specjalnie dla mnie. Formalnie jego wartość wynosiła prawie dziesięć tysięcy dolarów, ale na aukcji dla fanów osiągnąłby o wiele wyższą cenę.
Futerał na gitarę leżał za mną na trawie, kryjąc nie tylko mojego taylora, lecz także pieniądze, które dla bezpieczeństwa tam schowałam. Perspektywa utraty gitary i pieniędzy sprawiła, że przestałam się trząść ze strachu i poczułam przypływ siły. Stanęłam obok futerału, zasłaniając go przed nimi.
– Chłopaki, idźcie do domu. Nie narażajcie się na kłopoty.
Wyższy uśmiechnął się tak wrednie, że krew zaczęła mi szybciej płynąć w żyłach.
– A kogo to obejdzie, że jakiejś bezdomnej łachudrze ktoś ukradł gitarę? – Gestem wskazał na otaczające nas nagrobki. – Tutaj nikt się tym nie przejmie. A teraz oddaj nam gitarę, a my zostawimy cię w spokoju.
– Posłuchaj – zwróciłam się do niższego z chłopaków, który niespokojnie przestępował z nogi na nogę, a minę miał bardzo nieswoją. – Ta gitara ma dla mnie wielką wartość sentymentalną. Proszę.
– Do kurwy nędzy! – warknął wyższy i ruszył w moją stronę.
Przygotowałam się na atak, ale on tylko próbował mnie wyminąć i dostać się do gitary.
Instynktownie chwyciłam go za ramię.
Później, kiedy spoglądałam wstecz, nie mogłam się nadziwić, że postąpiłam tak głupio.
Intruz, wyższy, szerszy w ramionach i lepiej odżywiony niż ja, zatrzymał się natychmiast. Strząsnął moją dłoń z ramienia i wymierzył cios. Trafił mnie pięścią w policzek, a ja poczułam przejmujący ból i zobaczyłam wszystkie gwiazdy.
Półprzytomna i zdezorientowana, zorientowałam się nagle, że pod plecami mam twardy grunt. Policzek palił mnie żywym ogniem. Kiedy cmentarz przestał wirować, zrozumiałam, że napastnik mnie znokautował. Leżałam na trawie, a on przykucnął przy moim futerale. Otworzył go, najwyraźniej chcąc się upewnić, że gitara jest w środku.
Adrenalina rozpaliła we mnie furię. Skoczyłam na równe nogi i rzuciłam się na chłopaka. Siłą uderzenia odepchnęłam go od gitary. Chwyciłam go za włosy i pociągnęłam z całej siły. Z satysfakcją usłyszałam, że krzyczy z bólu. Udało mu się odepchnąć moją dłoń, a wtedy przejechałam mu paznokciami po twarzy, drapiąc ją do krwi.
– Kurwa! – wrzasnął z twarzą wykrzywioną z wściekłości.
Chwycił mnie za rękę i mocno ją wykręcił.
Przeszył mnie paraliżujący ból i upadłam na kolana. Świat wokół się zakołysał, a mnie samej zakręciło się w głowie. Poczułam gwałtowne mdłości i łzy spłynęły mi po policzkach. Spazmatycznie chwytałam powietrze, czując, że nadgarstek pali mnie żywym ogniem.
– Johnny, co ty robisz? – zwołał drugi chłopak.
– Zamknij się i bierz gitarę – warknął tamten i pchnął mnie na plecy.
– Chodźmy już! – ponaglił go kompan.
– Najpierw dam tej zdzirze nauczkę. – Chwycił mnie za oba nadgarstki i przyparł je do ziemi nad moją głową.
Załkałam cicho, czując, jak żołądek podchodzi mi do gardła.
Oszołomiona dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że chłopak uwolnił mój zraniony nadgarstek, żeby rozpiąć spodnie.
Co?
Nie.
O nie!
– Nie! – chciałam krzyknąć, ale miałam wrażenie, że ktoś przeciął mi struny głosowe. Mój głos zabrzmiał piskliwie i żałośnie. – Nie!
– Johnny, daj spokój – prosił drugi chłopak. – Chodźmy stąd.
– Zostaw mnie! – Próbowałam odepchnąć przytrzymującego mnie napastnika.
Zimnymi palcami gmerał pod moim płaszczem przeciwdeszczowym, szukając suwaka dżinsów. Panika dała mi siłę do działania. Zaczęłam wierzgać nogami, starając się mu wyrwać. Wtedy mnie uderzył.
Jeszcze raz.
I jeszcze.
Ciosy tak mnie zamroczyły, że udało mu się opuścić mi spodnie.
– Johnny, nie! – krzyczał drugi chłopak.
– Przestań powtarzać moje imię. Schowaj się za drzewem, jeśli nie potrafisz się zachować jak prawdziwy facet – wrzasnął napastnik, a jego ślina opryskała mi obolałą, mokrą twarz.
Wracała mi przytomność, a wraz z nią determinacja.
Kiedy krzyczał do kumpla, nieco lżej ściskał mój obolały nadgarstek, więc wykorzystałam jego nieuwagę, oswobodziłam rękę i zaatakowałam jego twarz. Ignorując ból przeszywający całe ramię, starałam się wydrapać mu oczy, rozkrwawić nos i wargi, aż broniąc