Istoty ulotne. OpowieÅ›ci psychoterapeutyczne. Irvin D. YalomЧитать онлайн книгу.
mnie, o czym myślę, a właśnie ta myśl pojawiła się w moim mózgu: że każdy ma swoje tajemnice. Pozwól, że rozwinę. Ten ciąg myślowy zaczął się kilka minut wcześniej, kiedy rozwodziłeś się nad naturą rzeczywistości i nad tym, że sam ją sobie stworzyłeś. Zacząłem się wtedy zastanawiać, ile jest w tym racji. Rzeczywistość to nie jest po prostu to, co nas otacza, lecz także coś, co w określonym stopniu sami budujemy czy też stwarzamy. W następnej chwili – wytrzymaj jeszcze trochę, sam chciałeś wiedzieć, o czym myślę – przypomniałem sobie niemieckiego filozofa Kanta i jego naukę o tym, że struktura naszego umysłu aktywnie wpływa na naturę postrzeganej przez nas rzeczywistości. A potem zacząłem myśleć o wszystkich tych głęboko skrywanych ludzkich tajemnicach, jakie poznałem przez pół wieku praktyki terapeutycznej, i doszedłem do wniosku, że choćbyśmy nie wiem jak pragnęli zjednoczyć się z drugim człowiekiem, zawsze pozostanie między nami dystans. Później z kolei przyszło mi na myśl, że twój sposób doświadczania czerwonej barwy i smaku kawy może się różnić od mojego i że nigdy nie poznamy tej różnicy. Kawa – i to mnie doprowadziło do sekretu pracownika Starbucksa. Ale przepraszam cię, Charles, obawiam się, że odjechałem za daleko od twoich problemów.
– Nie, wcale nie.
– Powiedz w takim razie, co się działo w twoim umyśle, kiedy to wszystko mówiłem.
– Myślałem: „O to chodzi”. Podoba mi się, kiedy mówisz w ten sposób. Podoba mi się, kiedy dzielisz się swoimi myślami.
– W porządku. Oto następna myśl, która właśnie mi przyszła do głowy. Stare wspomnienie o przypadku przytaczanym na seminarium, kiedy byłem studentem, wieki temu. Pacjent spędził cudowny miesiąc miodowy na pewnej tropikalnej wyspie i było to jedno z najwspanialszych przeżyć w jego życiu. Jednak w ciągu następnego roku jego małżeństwo błyskawicznie zaczęło się sypać i doszło do rozwodu. W pewnym momencie dowiedział się od żony, że przez cały czas, gdy byli razem, także w trakcie miesiąca miodowego, ona była zakochana w innym mężczyźnie. Jego reakcja była bardzo podobna do twojej. Uświadomił sobie, że idylla na tropikalnej wyspie nie była ich wspólnym przeżyciem, że on również grał solo. Nie pamiętam wiele więcej, ale pamiętam, że on też, tak jak ty, miał poczucie, że jego rzeczywistość rozpadła się na kawałki.
– Rozbita rzeczywistość… To do mnie trafia. Tak jest nawet w moich snach. Ostatniej nocy miałem taki intensywny sen, ale mało co z niego zapamiętałem. Byłem w domku dla lalek, dotykałem firanek i szyb i wyczuwałem, że są zrobione z papieru i celofanu. Były bardzo kruche. Potem usłyszałem głośne kroki i bałem się, że ktoś wdepnie w mój domek.
– Charles, pozwól, że wrócę do naszej rzeczywistości tu i teraz. I zaznaczam, że będę się przy tym upierał. Jak sądzisz, jak się układa między nami?
– Wydaje mi się, że lepiej niż kiedykolwiek. Mam na myśli, że jest więcej szczerości. Ale są jeszcze pewne szczeliny. Nie, nie żadne pewne szczeliny, tylko ogromne szczeliny. Tak naprawdę to nie dzielimy tej samej rzeczywistości.
– Dobrze, więc spróbujmy zawęzić te szczeliny. Czy masz do mnie jakieś pytania?
– Hm, nigdy dotąd o to nie pytałeś. Jasne, mam dużo pytań. Jak mnie widzisz? Jak to jest siedzieć tak ze mną w tym samym pokoju? Czy ta godzina jest dla ciebie trudna?
– To uczciwe pytania. Pozwolę moim myślom płynąć swobodnie i nie będę się starał o uporządkowanie. Porusza mnie to, co przeżywasz. Jestem tu obecny w stu procentach. Lubię cię i szanuję – myślę, że o tym wiesz – i mam nadzieję, że z wzajemnością. Bardzo chciałbym ci pomóc. Myślę o tym, jak bardzo wstrząsnęła tobą śmierć ojca i jakie piętno odcisnęła na całym twoim życiu. I o tym, jakie to musiało być okropne najpierw znaleźć coś dla siebie bezcennego w relacjach z Jamesem Perrym, a potem tak nagle zostać tego pozbawionym. Wyobrażam sobie też, że utrata ojca i Jamesa wprowadza zamęt do twoich uczuć wobec mnie. Zobaczmy, co jeszcze chodzi mi po głowie. Muszę powiedzieć, że od czasu, kiedy cię poznałem, doznaję dwóch różnych uczuć, które niekiedy wchodzą sobie w drogę. Z jednej strony chciałbym być dla ciebie jak ojciec, ale z drugiej – pomóc ci radzić sobie bez ojca.
Gdy mówiłem, Charles potakiwał, siedząc cicho ze spuszczoną głową.
– A teraz, Charles, jak bardzo jesteśmy realni? – spytałem.
– Nie wiem, co powiedzieć. W istocie przecież główny problem nie leży w tobie, tylko we mnie. Zbyt wiele rzeczy w sobie tłumiłem… O zbyt wielu nie chciałem mówić…
– Z obawy, że mnie to odrzuci?
Charles potrząsnął głową.
– Tylko częściowo.
Teraz byłem już pewien, że wiem, o co chodzi: o mój wiek. Przechodziłem to z innymi pacjentami.
– Z lęku, że będzie to dla mnie bolesne?
Kiwnął głową.
– Zaufaj mi. Troska o moje uczucia to moja sprawa. Jestem tutaj dla ciebie. Spróbuj zacząć.
Charles poluzował krawat i rozpiął górny guzik koszuli.
– No dobrze, opowiem ci jeden z moich niedawnych snów. Rozmawiałem z tobą w twoim gabinecie, tylko że wyglądał on jak warsztat stolarski. Zauważyłem stos desek, dużą piłę tarczową, hebel, szlifierkę. Potem ty nagle zacharczałeś, chwyciłeś się za pierś i przewróciłeś do przodu. Podskoczyłem, żeby cię podtrzymać. Zadzwoniłem na pogotowie, trzymałem cię w objęciach aż do przyjazdu karetki, pomagałem układać cię na noszach. Było jeszcze coś więcej, ale zapamiętałem tylko tyle.
– I jak byś tłumaczył ten sen?
– No, to zupełnie jasne. Zdaję sobie sprawę z twojego wieku i boję się, żebyś nie umarł. Motyw warsztatu stolarskiego też jest czytelny. We śnie utożsamiłem ciebie z panem Reillym, moim nauczycielem techniki w szkole średniej. Był bardzo stary, trochę mi ojcował i odwiedzałem go nawet po ukończeniu szkoły.
– A jakich uczuć doznawałeś we śnie?
– To dość mętne, ale pamiętam swoje przerażenie, a zarazem dumę, że pomagam cię ratować.
– Dobrze, że to wyciągnąłeś. Czy mógłbyś przywołać inne sny, o których dotąd wolałeś mi nie mówić?
– No niech będzie. Mało to przyjemne, ale utkwił mi w pamięci jeden sprzed tygodnia czy dziesięciu dni. W tym śnie siedzieliśmy tak jak teraz w tych fotelach, ale brakowało ścian i nie potrafiłbym powiedzieć, czy byliśmy wewnątrz, czy na zewnątrz. Miałeś ponury wyraz twarzy, pochylałeś się w moją stronę i mówiłeś, że zostało ci jeszcze tylko sześć miesięcy życia. A potem… i to już zupełnie niesamowite… próbowałem zrobić z tobą interes: ja nauczę cię, jak się umiera, a ty nauczysz mnie, jak być terapeutą. Niewiele więcej pamiętam poza tym, że obaj przy tym mocno płakaliśmy.
– Pierwsza część jest zrozumiała. Zdajesz sobie sprawę z mojego podeszłego wieku i martwisz się, że już długo nie pożyję. Ale co z tą drugą częścią, z tym zamiarem, by zostać terapeutą?
– Nie wiem, co z tym począć. Nigdy nie myślałem, że mógłbym być terapeutą. To byłoby dla mnie za trudne. Nie potrafiłbym cały czas stawiać czoła silnym emocjom innych ludzi i muszę powiedzieć, że podziwiam cię za to. Zawsze byłeś dla mnie uprzejmy, bardzo uprzejmy, i zawsze wiedziałeś, jak popchnąć mnie we właściwym kierunku.
Charles pochylił się, sięgając po chusteczki, by przetrzeć czoło.
– To dla mnie bardzo trudne. Wiele ci zawdzięczam, a teraz siedzę tu i robię ci przykrość, opowiadając te okropne sny o tobie. To nie jest w porządku.
– Twoim zadaniem jest dzielenie