Głosy z zaświatów. Remigiusz MrózЧитать онлайн книгу.
budynku szkoły. Ksiądz Wiesiek przez chwilę patrzył w tamtym kierunku, a ona zastanawiała się, co ma jeszcze powiedzieć. Okropnie długo się nie odzywali.
– O czym myślisz? – spytał w końcu ksiądz.
– O skorupach ślimaków.
Popatrzył na nią wesoło, a potem przykucnął obok.
– Jak to? – zapytał.
– Skąd one je biorą?
– Dobre pytanie.
– Znajdują? Czy dostają od innych ślimaków?
– Niestety nie wiem – przyznał ksiądz Wiesiek łagodnym głosem.
Zawsze tak mówił i chyba dlatego Ada tak go lubiła. Inni dorośli czasem się denerwowali, czasem mówili coś pod nosem i nie zwracali na nią uwagi. On zawsze był miły i słuchał. I podchodził blisko, żeby dobrze słyszeć i nie musieć podnosić głosu. Można z nim było rozmawiać szeptem, jeśli się chciało.
– Możemy sprawdzić w internecie, jeśli chcesz – powiedział. – Razem rozwiążemy tę tajemnicę.
Skinęła rezolutnie głową i wyjęła komórkę.
– Wygodniej na komputerze – dodał, a potem popatrzył na wejście do salki.
– No dobra.
Dziwnie potarł się po udzie, jakby nic go nie swędziało, tylko zrobiło mu się niewygodnie.
– To chodźmy – powiedział, a potem się podniósł.
Wziął ją lekko za rękę, a ona poczuła się bezpiecznie. Taty nie było, ale ksiądz się nią zaopiekuje.
Kiedy ruszyli w stronę budynku, Ada usłyszała dźwięk silnika. Od razu się odwróciła, nawet nie czując, że jej dłoń wysunęła się z ręki księdza. Zobaczyła samochód taty i wesoło do niego zamachała.
– Jest! – oznajmiła.
– Widzisz, mówiłem.
Ksiądz poprowadził ją do auta, a potem uścisnął rękę tacie. Zaczęli rozmawiać o rzeczach, które zupełnie jej nie interesowały. Widziała, że tata jest bardzo zmęczony, a wtedy zawsze lubi narzekać. Teraz też mówił coś o tym, że życie rzuca mu kłody pod nogi.
Ada pociągnęła go za kurtkę.
– Taaatooo…
– No już, już. Jedziemy.
Podziękował księdzu Wieśkowi, a potem podjechali po Lidkę do szkoły. Ada od razu sprawdziła jej tornister, bo młodsza siostra często zostawiała niedojedzone kanapki albo w ogóle ich nie ruszała. A ona musiała pilnować.
– Zjadłam – burknęła do niej Lidka.
Raz przemyciła jedną do auta, a potem schowała pod fotelem z przodu. Tata znalazł ją dopiero, jak zrobiła się zielona. I nie był zadowolony.
– Tateeł… – zaczęła Lidka. – Puścisz du, du, du?
– Jasne, że puszczę.
Tata włączył, a one przez chwilę śpiewały i kołysały się na tylnym siedzeniu. Adzie nie dawało jednak spokoju to, o czym jeszcze przed chwilą myślała.
– A tato…?
– Tak?
– Skąd ślimaki biorą skorupy?
Spojrzał na nią w lusterku i podrapał się po karku.
– Już się z nimi wykluwają – powiedział. – Muszla jest wtedy mała i przezroczysta, a potem rośnie i twardnieje.
– Czemu?
Tata kaszlnął nerwowo, jakby powiedziała coś, co go przestraszyło.
– Dzięki wapniowi – powiedział. – To on sprawia, że ślimak ma potem przenośny domek.
– A może z niego wyjść? – włączyła się Lidka.
– Nie.
– Czemu?
Tata znowu się spiął.
– Bo jest zrośnięty ze swoją skorupą, nie może jej zostawić – odpowiedział, a potem obrócił się do nich. – I dlaczego w ogóle was to interesuje?
Lidka wzruszyła ramionami, zajęta grą na komórce.
– Tak o – wyjaśniła Ada. – Jakbyś chwilę później przyjechał, tobym już wiedziała, bo z księdzem Wieśkiem mieliśmy to sprawdzić.
Tata skinął głową i się uśmiechnął. Lubił księdza Wieśka. Ona też.
Przez chwilę się nie odzywali, a po du, du, du zaczęło lecieć tu, for, siks, ejt, motorłej. Ada umiała to śpiewać, ale nie chciała się wyrywać.
– Tateł… – odezwała się Lidka.
– Tak, bombelku?
– Ej!
– Co? – Tata udawał niewiniątko. – Wy do mnie tak, to ja do was tak. Wiecie, jak to się nazywa? Sprawiedliwość. Uczcie się, bo każdego w końcu dosięga.
Ada nie słuchała. Była przyzwyczajona, że jak tata rzuci takie hasło, to potem gada i gada. I nigdy nic mądrego.
– Mamy w domu coś słodkiego? – spytała Lidka.
– Mnóstwo rzeczy.
– Ale nie sałatę?
– Nie. Śledzie w occie.
– Fuj! – obruszyła się siostra. – Kupmy coś po drodze.
– Nic nie kupimy, bo tata musi zaraz uciąć sobie drzemkę w pokoju. A jak się obudzi, to będziemy sprzątać. Wszyscy razem.
Ada wymieniła się z Lidką spojrzeniami. Najlepiej było nic więcej nie mówić.
Dojechali do domu w milczeniu, a kiedy tata zaparkował przed garażem, Lidka była już tak zajęta komórką, że w ogóle zapomniała o tym, że chciała słodyczy. Szkoda, gdyby trochę pomęczyła, to tata kupiłby coś po drodze.
– Tateł…
– No?
– Co to jest fe… nol?
Tata nagle się obrócił.
– Co powiedziałaś?
– Fenol.
Rozejrzał się, jakby nagle się czegoś przestraszył. Ada też poczuła się niefajnie. Rzadko widziała, żeby tata się czegoś bał.
– Dlaczego pytasz?
– No bo wysyła mi plik – powiedziała Lidka i podniosła telefon.
Tata popatrzył na komórkę, a potem złapał za klamkę i mocno popchnął drzwi. Wyskoczył z auta, jakby się paliło, i Ada nie zdążyła zapytać nawet, o co chodzi.
8
Burza potrzebowała ratunku. Jakiegokolwiek, choćby pozornego, byleby tylko nie myśleć o tym wszystkim, co zaczynało wracać ze zdwojoną mocą i wytrącać ją z równowagi.
Alkohol był beznadziejnym rozwiązaniem. Z czymś mocniejszym styczność miała tylko kilka razy w liceum, kiedy popalała trawkę. Papierosy nigdy jej nie kręciły, a lekami nie zamierzała się faszerować.
Jak jeszcze ludzie radzą sobie w trudnych okresach?
Zanim dotarła do niej absurdalność tego toku myśli, miała już całkiem absorbujące zajęcie. Choć niekoniecznie takie, którego by sobie życzyła.
Ciało dziewczynki z Krasnobrodu