Głosy z zaświatów. Remigiusz MrózЧитать онлайн книгу.
zaczerpnąć nieco świeżego powietrza, mając serdecznie dość zapachu formaldehydu i środków czystości.
– Już po wszystkim. – Usłyszała głos Korolewa.
Obróciła się w stronę wyjścia i zobaczyła, jak prokurator głęboko nabiera tchu. Najwyraźniej on też miał dość sekcji na kolejnych kilka lat.
– Jakie ustalenia? – spytała Burza.
– Różne. Dowiedziałem się między innymi, że osadzenie gałek ocznych dziewczynka miała prawidłowe, a otwory uszne wolne od wydzieliny.
Ani trochę nie dziwiło jej to, że medyk sądowy był tak skrupulatny. Sprawiał wrażenie kompetentnego, a wszystko, co robił, przywodziło na myśl raczej działanie maszyny niż człowieka. Jego zachowanie nie miało wiele wspólnego z entuzjazmem ani tym bardziej ze swoistą euforią Seweryna.
– Oprócz tego na nozdrzach zewnętrznych i wokół ust znajduje się zaschnięta brunatna treść.
– Rozumiem – odparła niechętnie Kaja. – A coś odbiegającego od normy?
Korolew przeklął cicho.
– Nic, kompletnie nic – rzucił. – Sytuacja identyczna z poprzednią. Tylko Bóg jeden wie, jak ta ofiara zginęła.
– Może nawet nie on.
– Może – przyznał prokurator. – W każdym razie biegły nie ma jeszcze wstępnej hipotezy. Żadnych obrażeń, toksykologia czysta.
Obawiali się, że tym razem również trafią w ślepą uliczkę. Sen z powiek spędzały Kai nie tylko dwie młode ofiary, ale także to, że zostały zabite w nieokreślony sposób. Dotychczas sądziła, że to niemożliwe. Że zawsze zostają jakieś poszlaki.
Z kim oni mieli do czynienia, do cholery?
– Ciało oczywiście zostało wyczyszczone – dodał po chwili Korolew. – Żadnych odcisków, żadnych śladów poza tymi mechanoskopijnymi.
Sytuacja robiła się coraz bardziej beznadziejna, w dodatku nadal nie udało się odkryć tożsamości jednej ani drugiej ofiary. Burzy wydawało się absolutnie niemożliwe, by rodzice nie zgłosili ich zaginięcia, ale policjanci sprawdzili wszystkie doniesienia.
– Mamy tylko jeden trop, panie prokuratorze – rzuciła.
Anton spojrzał na nią niechętnie.
– Trop? – spytał. – Czy może raczej jednego kandydata na podejrzanego?
– Nie szłabym tak daleko.
– Bo coś między państwem jest.
– Zapewniam, że…
– Może pani zapewniać do woli – uciął Korolew. – Ale nie trzeba śledczego, żeby to zobaczyć. Zresztą sam Zaorski dość wymownie o tym wspomniał.
– Mówił o swoich uczuciach, nie moich.
– Oczywiście.
Kaja nie miała zamiaru ciągnąć tego wątku, i tak czuła się coraz mniej komfortowo. Obróciła się do oskarżyciela i przyjęła najbardziej rzeczowy ton, na jaki było ją stać.
– Nagranie po niemiecku to jedyna poszlaka – powiedziała. – I skoro ktoś przysłał je właśnie Sewerynowi, to musiał wyjść z założenia, że będzie potrafił je rozszyfrować.
Korolew skwitował to wymownym milczeniem.
– Nie mamy innego tropu – podkreśliła.
– Na razie.
Pokiwała głową, choć szczerze wątpiła, że dalsze analizy kryminalistyczne przyniosą jakikolwiek rezultat. W miejscach, gdzie znaleziono zwłoki, również nie było żadnych śladów. O świadkach nie było nawet co marzyć.
– Zajmijmy się tym, co mamy – powiedziała. – Seweryn może mieć odpowiedzi, mimo że sam nie jest tego świadomy.
– Mhm…
– I wiem, że z pańskiego punktu widzenia jestem ostatnią osobą, która powinna z nim rozmawiać – przyznała, a potem zrobiła pauzę. – Ale jestem też najwłaściwszą.
– Tak się pani wydaje? – spytał bez przekonania.
Zbliżyła się o krok i popatrzyła mu prosto w oczy.
– Tylko ja będę w stanie coś z niego wyciągnąć.
Czy naprawdę musiała go przekonywać? Miał ją za solidną funkcjonariuszkę i z pewnością zapoznał się z przebiegiem jej służby na tyle, by wiedzieć, że nie jest w tej ocenie odosobniony. Na dobrą sprawę nie miał powodów sądzić, że kiedykolwiek złamała jakiś przepis.
Ani że z Zaorskim łączy ją mroczna tajemnica. Bez tej wiedzy w końcu jednak zgodził się, by to ona spróbowała coś z niego wyciągnąć.
Burzyńska pojechała radiowozem do swojego starego domu i już z oddali dostrzegła, że brama garażowa jest otwarta. Seweryn kręcił się wokół domu, polewając czymś ziemię. Dostrzegł Burzę od razu, ale przerwał to, co robił, dopiero kiedy do niego podeszła.
– Krety – oznajmił, wskazując kopczyk. – Nie stosują się do moich nakazów eksmisji i niszczą mi korzenie drzew i krzewów.
Kaja się rozejrzała. Ogród bynajmniej nie nadawał się na okładkę żadnego miesięcznika, ale i tak był w lepszym stanie, niż pamiętała.
– Mnie tam cała ta zieleń niepotrzebna – dodał. – Ale diablice lubią.
Burza spojrzała na pojemnik, który trzymał, i pociągnęła nosem.
– Lejesz benzynę?
– Nie.
– Przecież czuję.
Zaorski wzruszył ramionami.
– Próbowałem wszystkiego – odparł. – Wiatraczków, puszek po piwie, jakichś elektrycznych bzdur, środków… Jak tak dalej pójdzie, podłączę rurę wydechową accorda do tej nory i włączę silnik.
Kaja spojrzała na niego z niedowierzaniem, a on szybko uniósł otwarte dłonie.
– Spokojnie, spokojnie, jestem proekologiczny – zadeklarował. – Bronię praw zwierząt zacieklej niż praw ludzi.
– Widzę – odbąknęła.
Seweryn wskazał starą szmatę leżącą na kopczyku obok.
– Nasączam tylko kawałek materiału – wyjaśnił. – Te małe, porośnięte futerkiem, słodkie skurwysyny nie lubią zapachu benzyny, nafty i tak dalej.
Burzyńska nie miała zamiaru wnikać.
– Ale nie przyjechałaś, żeby gadać o kretach.
– Ano nie.
– Ja właściwie też robię to tylko po to, żeby mieć zajęcie – odparł i odłożył pojemnik z benzyną. Wskazał wejście do domu, choć zrobił to niepewnie, jakby nie wiedział, czy Kaja nadal ma opory przed wchodzeniem do budynku.
Miała.
– Pogadajmy tutaj – postanowiła. – I zacznijmy od tego, dlaczego pojechałeś zobaczyć się z moim ojcem. Dwukrotnie.
– Zacznijmy od czegoś innego.
Pokręciła głową z rezygnacją, spodziewając się, że to przyczynek do omówienia tego, co zaszło w pokoju przesłuchań.
– Dostałem kolejną wiadomość.
– Co? – wypaliła.
– Dlatego próbuję znaleźć sobie coś, żeby nie…
– Masz kolejne