Эротические рассказы

Zmierzch bogów. Michał GołkowskiЧитать онлайн книгу.

Zmierzch bogów - Michał Gołkowski


Скачать книгу
Wasza Cesarska Wysokość.

      Basileus Leon siedział na złoconym tronie w swej prywatnej sali audiencyjnej, spoglądając na schodzące ku morzu ogrody. Pomiędzy drzewami kręcili się ogrodnicy, opatrujący i po raz ostatni przycinający latami prowadzone krzewy przed nadejściem spokojniejszego dla nich okresu łagodnej, śródziemnomorskiej zimy.

      – Czego w takim razie pragnie?

      Niketas zerknął na stojących pod ścianami gabinetu przybocznych cesarza. Co prawda dziś nie było pomiędzy nimi praepositusa Gregorasa, ale nie miał nawet cienia wątpliwości, że każde słowo wypowiedziane w tej komnacie trafi do uszu dowodzącego przybocznymi basileusa.

      – Słyszałem, że Wasza Cesarska Wysokość ma na swoim dworze nowego poetę.

      – Poetę? – Nieruchoma maska twarzy cesarza drgnęła. – Doprawdy, Niketasie, to nie pora na rozmowy o sztuce.

      – W takich chwilach sztuka potrafi decydować o bardzo wielu rzeczach, Wasza Cesarska Wysokość. Chciałbym, o ile wolno mi prosić, usłyszeć któryś z jego wierszy.

      – Cóż, rzeczywiście mam tutaj niejakiego Palamasa, który pięknie deklamuje „Bellum Avaricum”. Ale słyszałeś go już, Demetriosie!

      – „Bellum Avaricum”. Historia nieudanego oblężenia Miasta sprzed stu lat – uśmiechnął się kwaśno protospatharios. – Niezmiernie pasujący temat, Wasza Cesarska Wysokość. Bardzo, bardzo pragnąłbym go usłyszeć.

      – Tu i teraz?

      – Tu i teraz.

      Cesarz westchnął, pokręcił głową. Zwrócił się do sekretarza:

      – Sprowadźcie pana Palamasa, tego poetę.

      Niketas skłonił się w podzięce. Na dłuższą chwilę zapadła niezręczna cisza, kiedy cesarz tylko patrzył ku ogrodom, a Niketas nie odzywał się ani słowem. Przyboczni przestępowali z nogi na nogę, strzelały knoty lamp. Gdzieś daleko wołał jakiś spóźniony, wieczorny ptak, ponad Miastem niosło się bicie dzwonów, wzywających wiernych na modlitwę.

      Wreszcie rozległy się kroki, otwarły się drzwi i do pomieszczenia wpadł zdyszany, zgrzany poeta. Musiał biec albo przynajmniej szybko maszerować przez większość drogi, bo ledwie łapał teraz dech.

      – Wasza Cesarska Wysokość!… – Padł na twarz przed majestatem, uderzył czołem o ziemię. – Sługa najpokorniejszy, niegodny, grzesznik i najmarniejszy z marnych, przybywam, żeby…

      – Zaśpiewajcie nam „Bellum Avaricum” – uciął przywitania basileus. – Już.

      Poeta podniósł się, przełknął ślinę, wygładził szaty… Taki zaszczyt, że sam cesarz zażądał jego obecności, chciał wysłuchać jego deklamacji! Nabrał tchu i rozpoczął:

      – Eis ton kata Persoon eksthratijan Iraklijon tou Vasileos…

      Niketas przysunął się bliżej do cesarza, nachylił. Teraz, kiedy od przybocznych oddzielał ich deklamujący wiersz śpiewak, mógł pozwolić sobie na chociażby minimum otwartości.

      – Obawiam się, panie, że Maslama pragnie przede wszystkim zemsty – powiedział półgłosem.

      – To bardzo ludzkie, Demetriosie. Każdy ma prawo do takich uczuć, jeśli uważa, że został oszukany. Czasami ludzie wolą zatracić się w nich, zamiast przyjąć do wiadomości, że oszukiwali sami siebie.

      Protospatharios zacisnął trzymaną za plecami pięść, wbił paznokcie we wnętrze dłoni.

      – Maslama chce zemsty na tobie, panie.

      – To też nie powinno dziwić.

      – Dawał mi do zrozumienia, że moglibyśmy uniknąć oblężenia, wydając cię w jego ręce.

      Basileus spojrzał na Niketasa, uniósł brew.

      – Tak właśnie powiedział?

      – Tak jak rzekłem: dał do zrozumienia, Wasza Cesarska Wysokość. Obawiam się jednak, że mogłem nie być ani pierwszym, ani ostatnim w Mieście, kto otrzymał podobną zawoalowaną propozycję. Sytuacja wewnętrzna na dworze…

      – Jest nam doskonale znana. Zgadza się, Niketasie?

      – Tak, Wasza Cesarska Wysokość.

      – I była nam znana czy to latem, czy wiosną tego roku. Albo i jeszcze wcześniej nawet. Czy masz konkretne zarzuty wobec kogokolwiek, czy też wyłącznie nieukierunkowane podejrzenia?

      – To przeczucie, Wasza Cesarska Wysokość. Jeśli Maslama gotów był poprzeć jednego człowieka, to…

      – To z równą łatwością poparłby innego – zgodził się basileus. – Naszym więc zadaniem jest nie dać mu tej możliwości. Jak wielu jest tych twoich barbarzyńców?

      – Ponad setka, Wasza Cesarska Wysokość.

      – Doskonale. Rozumiem, że nie używasz wszystkich jednocześnie.

      – Z wyjątkiem odpierania szturmów, nie.

      – Świetnie. Maslama wyznaczył kolejny termin negocjacji na za tydzień, tak?

      – Tak jest, Wasza Cesarska Wysokość.

      – Jutro wyślę do niego pismo, że nalegamy na niezwłoczne spotkanie.

      – Czy nie odbierze tego jako wyrazu słabości? – zaniepokoił się Niketas.

      Basileus uśmiechnął się ledwo dostrzegalnie.

      – Z całą pewnością tak właśnie będzie, Demetriosie. To wszystko, możesz odejść.

      Protospatharios wycofał się tyłem, skłonił jeszcze raz. Obrócił się, wyminął deklamującego kolejne strofy grajka, przeszedł pomiędzy starannie niepatrzącymi na niego wartownikami i wyszedł z komnaty.

      – Znów musisz iść do tego całego Maslamy?

      Zahred rozłożył ręce, uśmiechnął się.

      – To nie do końca mój wybór, a raczej polecenie. Poza tym gdzie byś wolała, żebym był? W centrum wydarzeń czy jako sprzedawca przy kramiku z mięsem w bocznej uliczce?

      Mira prychnęła, patrząc to na jeden, to znów na drugi materiał. Czekający na jej wybór dostawca uśmiechał się przymilnie, jednocześnie cały czas świdrując ją wzrokiem: no…? No…? To który…? W końcu odłożyła obydwie próbki, potrząsnęła głową.

      – A wiesz, że czasem się zastanawiam?

      – Kłamczucha.

      – Może trochę. Gdybym chociaż mogła tam z tobą pójść, no to jeszcze, a tak…

      – Mało ci zajęć? – zapytał, obejmując ją w pasie od tyłu.

      – Mało mi ciebie. To jeśli ty idziesz tam, to mogę i ja pójść? Prooooszę?

      – Basilissa? – skrzywił się Zahred, Mira zaś pokiwała entuzjastycznie głową.

      – No! Słuchaj, ona tu jest kimś bardzo, bardzo ważnym! Wiesz, jak na mnie teraz patrzą inne kobiety? Ile ja nagle znajomych mam, i każdy chce mnie do siebie zapraszać!

      – Doprawdy. I nie wydaje ci się to trochę dziwne?

      – Że co, że nagle mnie lubią? Oczywiście, że nie. – Mira wzruszyła ramionami. – Przecież nie chodzi im wcale o mnie, tylko o nią. Myślą, że przeze mnie wkradną się w jej łaski, a ja nie wyprowadzam ich z błędu. Chyba nie myślisz, że jestem aż tak naiwna, co?

      Zahred odetchnął z ulgą.

      – Gdzieżbym śmiał. Tylko nie myślałaś, dlaczego sama basilissa tak się tobą interesuje?

      Mira


Скачать книгу
Яндекс.Метрика