Iluzja. Mieczysław GorzkaЧитать онлайн книгу.
co było dalej, ale nie chciał mieć tych obrazów ponownie przed oczami. Przez lata udawało mu się wyprzeć je z pamięci. Fotografie wywołały jednak w jego umyśle niemożliwą do powstrzymania kulę złożoną ze wspomnień, toczącą się coraz szybciej i szybciej.
Przypomniał sobie, jak później wszystko zawaliło się w pięć minut. Dopadło ich zło i całkowicie zawładnęło ich życiem. Już na zawsze. Ponownie miał w sobie tamte uczucia.
Widział przemoc i krew, czuł szok i paraliżujący strach.
Zamknął szybko album i oddychał ciężko. W piersiach coś uciskało, z trudem łapał powietrze. Miał nadzieję, że to początek zawału i zaraz umrze. Nikt go tu nie znajdzie przez najbliższy miesiąc, nikt nie zadzwoni po pomoc. Niestety, to nie był zawał. Ani nawet atak serca. Za chwilę poczuł się normalnie.
Przed trzema godzinami dowiedział się z listu, że ktoś z ich czwórki ją zabił. To nie był on, więc w grę wchodzili Młody, Mincel i Kosek. Musiał coś zrobić!
W szufladzie komody, ze sterty zapomnianych papierów i niepotrzebnych szpargałów wygrzebał notes z numerami telefonów. Sięgnął po słuchawkę i wybrał ten numer, o który mu chodziło.
*
Zanim Marcin Zakrzewski zdążył otworzyć usta, zabrzmiał początek Whole Lotta Love Led Zeppelin. Grabski uśmiechnął się mimowolnie na wspomnienie czasów młodości.
– Hard rock nie rdzewieje – powiedział.
– Nie ma takiej opcji – uśmiechnął się Marcin, wyciągając z kieszeni swój telefon.
Popatrzył na wyświetlacz, skrzywił się i rzucił:
– Muszę odebrać.
Oddalił się kilka kroków od werandy i stanął przy ogrodzeniu oddzielającym podwórko od pola pszenicy.
– Tak, słucham?
Głos w telefonie kiedyś przyprawiał go o drżenie serca. Teraz nie poczuł nic. Płynie czas i leczy rany.
– Cześć, Marcin. Mówi Justyna Kordas – zawiesiła głos, jakby czekała na reakcję.
Nie odezwał się. Justyna Kordas była jedyną kobietą, z którą próbował na poważnie ułożyć sobie życie. Mieszkali ze sobą kilkanaście miesięcy. Po początkowych tarciach ich wspólne funkcjonowanie zaczęło się układać. Ona tolerowała jego późne powroty do domu z pracy, zarwane noce, weekendowe nieobecności. Jemu też nie przeszkadzała jej niepoukładana praca w redakcji „Gazety Wrocławskiej”. Później niespodziewanie dostała propozycję pracy w telewizji TVN w Warszawie, ale Marcin nie chciał wyprowadzać się z Wrocławia.
– Nie odpowiedziałeś na moją wiadomość.
Marcin z trudem przypomniał sobie, że rzeczywiście przed kilkoma tygodniami usunął ze swojej skrzynki maila od niej. Nie miał zamiaru odpowiadać na zawarte w nim pytania.
– Wykasowałem go – powiedział. – Ta sprawa jest dla mnie zamknięta.
– Szkoda. Prawdę mówiąc, bardzo liczyłam, że zgodzisz się opowiedzieć historię mordercy ze Szczepanowa w moim reportażu. Tak czy inaczej zrobiłam ten materiał bez ciebie. Na pewno bez człowieka, który odkrył, kto jest seryjnym mordercą, stracił na jakości, ale nadal jest bardzo ciekawy.
– No i? – burknął niezbyt sympatycznie.
– Nie jesteś za rozmowny. – Ton jej głosu stwardniał.
– Posłuchaj mnie, Justyna – zaczął chłodno. – Tamto śledztwo bardzo dużo mnie kosztowało. Musiałem podnieść się psychicznie po tym, jak moja partnerka umierała mi na rękach postrzelona przez mordercę. Musiałem poradzić sobie ze świadomością, że to ja go zastrzeliłem w obronie własnej. Potem przez pół roku byłem zawieszony, a człowiek z biura spraw wewnętrznych grzebał w moim życiu, bo uznał, że być może jestem niepoczytalny i nie mogę pracować w kryminalnej. Nachodził mnie dwa razy dziennie, przesłuchiwał, jakby chciał mnie złapać na kłamstwie. Na koniec powiedział, że mi nie wierzy i pewnie zastrzeliłem tego sukinsyna z zemsty. Ta sprawa by się jeszcze przeciągnęła, ale na szczęście naczelnik Komendy Wojewódzkiej zainterweniował i BSW zakończyło postępowanie. Do tego przez kilka tygodni łaziły za mną tabuny dziennikarzy. Jeszcze przed rokiem jeden z pracowników pewnego bardzo sensacyjnego ogólnopolskiego tytułu jeździł za mną. Wkurzyłem się, sprzedałem samochód i kupiłem motocykl, żeby nikt nie mógł mnie dogonić autem. Nie dziw się więc, że na każdą uwagę o tamtym śledztwie reaguję alergicznie.
– Ludzie mają prawo znać prawdę. Od tego są wolne media – odrzekła.
– Tylko dlaczego moim kosztem? Czy ktoś liczy się z moimi uczuciami, kiedy rozgrzebuje temat po raz nie wiadomo który?
Przez sekundę w słuchawce panowało milczenie.
– Wydawało mi się, że jesteś inny – powiedziała.
– Zmieniłem się. Odkąd się rozstaliśmy, bardzo się zmieniłem. Pewnie byś mnie już nie poznała. Ty też jesteś inna. Kiedyś pomyślałabyś o moich uczuciach, zanim wzięłabyś się za ten materiał.
– No cóż – chrząknęła. – Tak czy inaczej zrobiłam reportaż o tamtym śledztwie. Emisja będzie dzisiaj o dwudziestej drugiej pięć. Obejrzyj, może zmienisz o mnie zdanie.
– J-jasne.
Rozłączył się bez pożegnania, wrócił na werandę i ciężko usiadł na fotelu obok Marka Grabskiego. Przyjaciel popatrzył na niego pytająco. Marcin w kilku słowach streścił rozmowę.
Prokurator wyglądał na strapionego.
– Cholera – mruknął. – Już się cieszyłem, że tamta sprawa odeszła w mroki zapomnienia.
– Tak się nigdy nie stanie. – Marcin pokręcił głową. – Zawsze będę kojarzony tylko z nią. Dlatego zastanawiam się nad przejściem na emeryturę. Twój znajomy z agencji ochrony, Kamil Bober, zaproponował mi pracę.
Grabski na chwilę znieruchomiał.
– Zdecydowałeś się już? – zapytał w końcu.
– Jeszcze się waham, ale ten reportaż na pewno ułatwi mi podjęcie decyzji.
– Myślisz, że jak przestaniesz być policjantem, wszyscy nagle zapomną o tobie i tamtym śledztwie?
– Może nie, ale nie przekonam się o tym, jeśli nie spróbuję.
Grabski ściągnął nogi z balustrady. Myszołów znowu pojawił się nad polem.
– Ale to nie jest główny powód? – zapytał.
– Straciłem motywację – odpowiedział Zakrzewski. – Wypaliłem się. Praca przestała sprawiać mi satysfakcję. Od dwóch lat zajmuję się głównie tym, że ktoś komuś dał w mordę, menel w pijanym widzie zabił drugiego menela, konkubent pobił konkubinę albo kibole potrzaskali się na ustawce. Mam dość. Do tego cały czas trafiam na prokuratora Wysockiego, który mnie nie cierpi i szarpiemy się, zamiast współpracować.
– Waszym problemem jest kobieta.
Paulina Czerny miała krótki romans z prokuratorem Wysockim, zanim zaczęła pracować z Marcinem nad sprawą seryjnego zabójcy.
– Chyba jego. – Zakrzewski się skrzywił. – Tak się składa, że teraz żaden z nas nie ma nic wspólnego z tą kobietą.
– Wiem, w czym leży twój problem – odezwał się Grabski.
– J-jasne. – Policjant lekceważąco wyruszył ramionami.
– Sięgnąłeś szczytu. Każdy śledczy marzy, żeby chociaż raz w życiu pracować nad taką sprawą. Każdy śni, żeby złapać takiego skurwysyna. Udaje się nielicznym. Tobie