Iluzja. Mieczysław GorzkaЧитать онлайн книгу.
więcej po stresującej pracy? Przez ostatnie lata we wsi stanęło kilkanaście nowych domów innych uciekinierów z miasta, ale Grabskim to nie przeszkadzało. Ich dom położony był na uboczu, na skraju wsi.
Prokurator wyciągnięty w fotelu, z nogami założonymi na balustradę tarasu, spojrzał na gościa i zapytał, przerywając krótką ciszę:
– Skąd pomysł na motocykl?
Jego gość drgnął, następnie wzruszył ramionami.
– Nie wiem. Szukałem nowych wrażeń, a to była miłość od pierwszego wejrzenia. Zobaczyłem ten motocykl na policyjnym parkingu pojazdów powypadkowych. Był tylko trochę uszkodzony. Kupiłem bardzo tanio i wyremontowałem.
– Doszły mnie słuchy, że poprzedni właściciel zabił się na tym motorze.
Znowu obojętne wzruszenie ramion.
– Wiem. Przewrócił się na prostym odcinku A4 przy prędkości sto sześćdziesiąt kilometrów na godzinę. Motor tylko się obtarł, a chłopak wbił się pod metalową barierę na poboczu. Podobno straż pożarna wyciągała go godzinę
– Nie przeszkadza ci to?
– Nie jestem przesądny. To dobry motocykl.
Grabski pokręcił głową.
– A ten kask z trupią czaszką? – zapytał.
– Kupiłem tanio na Allegro. Bardzo mi się spodobał.
– Zmieniłeś się, Marcin.
Zakrzewski upił łyk kawy z filiżanki i spojrzał na niego z ukosa.
– Może i się zmieniłem – odpowiedział. – Ale dzięki temu nie zwariowałem.
Prokurator Grabski był jedyną osobą, która wiedziała, co naprawdę stało się tamtej feralnej nocy w opuszczonym domu we wsi pod Środą Śląską. Zakrzewski spotkał się tam ze swoim kolegą z dzieciństwa, który okazał się poszukiwanym przez policję seryjnym mordercą.
– Rozumiem.
Marcin spojrzał na otwarte drzwi do salonu, sprawdzając, czy Agnieszki nie ma w pobliżu.
– Nie rozumiesz. Granica, po przekroczeniu której stajesz się mordercą, jest nie tam, gdzie się jej spodziewałem. Jest dużo bliżej. Nawet nie wiesz, jak trudno jest codziennie rano patrzeć sobie w oczy w lustrze i widzieć w nich zabójcę.
Grabski spojrzał w niebo na szybującego wysoko nad polem myszołowa.
– Nie wiem, jak to jest – powiedział. – I tym bardziej nie rozumiem, dlaczego rozstaliście się z Pauliną Czerny. Nie powiedziałeś jej prawdy?
Zakrzewski najspokojniej w świecie napił się kawy i odstawił filiżankę na stolik.
– Nie mogłem – odpowiedział.
– Cholera! Trochę mi się nie mieści w głowie. Jesteś przekonany, że postrzelona przez mordercę Paulina umiera w karetce w drodze do szpitala, potem strzelasz mu w łeb, żeby ją pomścić. I po tym wszystkim nie masz odwagi powiedzieć jej prawdy?
– To tylko pozornie takie proste.
– Nie wydaje ci się, że w ten sposób uciekasz od odpowiedzialności? Boisz się wpuścić ją do swojego życia, boisz się jej zaufać?
Grabski spojrzał na gościa z ukosa. Wyraz jego twarzy nie zmienił się. Plastikowa maska.
Milczeli. Grabski czuł, że przyjaciel chce mu coś powiedzieć, więc czekał.
*
Odkąd otworzył list po powrocie ze sklepu, Adam Kurzaj nawet nie pomyślał o piwie ani o innym alkoholu. Popołudniową porcję pigułek połknął, zapijając herbatą. Był w takim stanie, że nie zauważył, kiedy wystygła. Zapomniał wyciągnąć ze szklanki torebkę zaraz po zaparzeniu i teraz nitka z żółtym kartonikiem na końcu wpadła do środka. Od dwóch godzin siedział nieruchomo przy stole i oglądał album ze starymi fotografiami. Z trudem odnalazł go na dnie szafy. Przed laty ukrył go bardzo dobrze, tak dobrze, że lubiąca porządki żona nigdy się na album nie natknęła. On sam musiał się długo zastanawiać, zanim sobie przypomniał, gdzie szukać. Teraz oglądał czarno-białe, pożółkłe fotografie i wspomnieniami był w innym, lepszym świecie. Nie czuł nawet bólu kręgosłupa.
Zdjęcia pochodziły z ich ostatnich wakacji nad morzem. W którym to było roku? 1981? Tak, na pewno! Pamiętał, że w sierpniu tego roku strajki robotników zakończyły się podpisaniem porozumień i powstał związek zawodowy Solidarność.
Pierwsze zdjęcie przedstawiało całą ich szaloną piątkę. Stali obok siebie, przed domem wczasowym, w którym mieszkali. Uśmiechnięci, beztroscy, szczęśliwi, nic nie wiedząc o tragicznych zdarzeniach, które będą musieli przeżyć za dzień lub dwa. Jakie życie jest cholernie podstępne i okrutne. Ani na moment nie można stracić czujności, jak oni wtedy. Jeśli stracisz czujność, życie zaatakuje cię w najmniej spodziewanym momencie.
Następne fotografie przywołały kolorowe wspomnienia. Bardzo kolorowe wspomnienia.
Ona w zwiewnej sukience, bosa, z włosami spiętymi w koński ogon.
Młody, drobny blondynek o twarzy dziecka i ujmującym uśmiechu, najmłodszy z nich – nie miał chyba jeszcze dwudziestu lat – był ich fotografem. Miał starą radziecką zorkę, którą zabrał ojcu.
*
– Uśmiechnij się do mnie jeszcze raz – prosi, a ona oczywiście spełnia jego prośbę.
Zawsze spełniała wszystkie ich prośby.
Staje na palcach i niewinnie uśmiecha się do obiektywu. Strzela migawka. Ona nie czeka, tylko zbiega z pagórka, biegnie po piasku prosto do morza. Zatrzymuje się po kostki w wodzie i czeka, aż przyjdzie kolejna fala.
Zanim Młody naciągnie kliszę w aparacie, dołączają do niej Kosek i Mincel. Czekają na falę. Młody robi kolejną fotografię.
Fale rozbijają się o brzeg z szumem, dookoła na plaży jak okiem sięgnąć nie ma żywej duszy, niebo jest błękitne, morska bryza chłodzi rozgrzaną słońcem skórę. Pełnia lata i cudowna pogoda, prawie niespotykana na polskim wybrzeżu Bałtyku. Przynajmniej takie było zdanie Adama Kurzaja.
Kolejne fotografie. Cztery osoby pryskają się wodą, brodząc w falach po kolana.
Potem ruszają dalej.
Ona idzie przed nimi, spogląda na nich co chwilę przez ramię z szelmowskim uśmieszkiem na ustach. W pewnym momencie ściąga sukienkę i rzuca im do tyłu. Adam łapie ją i zarzuca sobie na ramię. Śmieją się. Młody robi kolejne zdjęcie.
Potem ona odbiega od nich kilka kroków, odwraca się i idąc do tyłu, ściąga powoli biustonosz. Rzuca w ich kierunku i Mincel go łapie. Teraz idzie przed nimi w samych majtkach. Ale nagle zdejmuje je sprawnie i rzuca do tyłu. Uderzają Młodego prosto w twarz, co wywołuje u pozostałych mężczyzn salwę śmiechu. Ona tymczasem idzie przed nimi naga i prowokująca. Dokładnie widzą, jak kręci uwodzicielsko biodrami, patrzą pożądliwie na jej białe pośladki wyraźnie kontrastujące z opalonym ciałem. Ona odwraca się i znowu idzie tyłem. Młody fotografuje ją podniecony.
– Może się wykąpiemy? – pyta z błyskiem w oku.
Jak na komendę ściągają z siebie ubrania. Cała piątka kąpie się nago w morzu, śmiejąc się przy tym głośno.
Po chwili stają dookoła niej, głaszczą jej skórę i całują. Wyrywa się im ze śmiechem i biegnie w poprzek plaży w kierunku porastającego wydmy sosnowego lasu. Doganiają ją na skraju w cieniu drzew, przy zwalonym pniu.
– Najpierw zdjęcie – protestuje i wszyscy ustawiają się do fotografii.
Młody kładzie zorkę na pniu, reguluje samowyzwalacz i staje razem z nimi w grupie. Długo czekają, aż aparat zadziała.