Эротические рассказы

Dom orchidei. Lucinda RileyЧитать онлайн книгу.

Dom orchidei - Lucinda Riley


Скачать книгу
podeszła do drzwi i stanęła na progu. Czekając, aż Julia wysiądzie z samochodu, pomyślała, że choć od śmierci matki minęło ponad dwadzieścia lat, George nigdy nie zrobił tego, co większość mężczyzn, i nie szukał żadnego zastępstwa. Alicia pamiętała rozwódki, które – niczym sępy – krążyły wokół wciąż młodego i przystojnego George’a, jednak ojciec nigdy nie okazał żadnej z nich nawet odrobiny zainteresowania.

      Niewykluczone, że od czasu do czasu w jego życiu pojawiała się jakaś kobieta. Jeśli tak było, Alicia nie miała wątpliwości, że chodziło wyłącznie o seks. Wątpiła, by od śmierci mamy ojciec zawracał sobie głowę sferą uczuciową. Najwyraźniej pogodził się z tym, że nikt nie jest w stanie zastąpić jego bratniej duszy, przyjaciółki i partnerki, z którą łączyło go zamiłowanie do roślin: jej matki Jasmine.

      Być może ta pasja pozwalała mu zapełnić pustkę.

      Jeśli rzeczywiście tak było, czy to samo nie powinno dotyczyć Julii?

      Julia wysiadła z samochodu – miała na sobie o wiele za duży rozpinany sweter – i ruszyła ścieżką w stronę domu.

      – Cześć, kochanie. Tata już jest.

      – Wiem. Przepraszam za spóźnienie. Straciłam rachubę czasu – odparła przepraszająco.

      – Już dobrze, wejdź. – Alicia spojrzała na prostokątną paczkę w ręku Julii. – Zdążyłaś oprawić obrazki?

      – Tak.

      – Julia! – zawołał ciepło Max i podszedł do niej. – Cudownie cię widzieć. – Uśmiechnął się i otoczył ramieniem przeraźliwie chude ramiona szwagierki. – Pozwól, że się tym zajmę – rzucił, wskazując prezent.

      – Dzięki.

      – Cześć, tato. Wszystkiego najlepszego. – Mówiąc to, pochyliła się, żeby go pocałować.

      – Dziękuję, że przyszłaś, kochanie. – George uścisnął jej rękę.

      – Skoro jesteśmy w komplecie, może otworzymy prezenty – zaproponowała Alicia.

      – Mogę pomóc dziadkowi? – spytał dobiegający spod niskiego stolika piskliwy głosik.

      – Myślę, że dziadek da sobie radę sam. – Max upomniał najmłodszego syna, podnosząc donicę i podając ją George’owi. – To od Howardów. Wygląda mi na ogromny kufel – zachichotał, wskazując na dwa wybrzuszenia, pod którymi znajdowały się uchwyty.

      George zaczął zdejmować papier. Pomagała mu para małych rączek, które jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wyłoniły się spod stolika.

      – To bardzo duża doniczka, dziadku – oznajmił Fred, kiedy ostatnie kawałki papieru opadły na podłogę. – Podoba ci się?

      George się uśmiechnął.

      – Jest piękna. Dziękuję tobie, Alicii i dzieciakom. – Chwilę później spojrzał na córkę. – Mówiłaś, że kupiłaś ją w Wharton Park?

      – Tak. – Alicia zerknęła na Julię. – Zamierzasz dać tacie swój prezent?

      – Oczywiście. – Julia wskazała paczuszkę, którą położyła na stoliku do kawy. – Nie otworzysz?

      Wyczekująco patrzyła, jak George rozrywa papier. Ramiarz, do którego zaniosła obrazki, wykonał kawał dobrej roboty. Użył płowego passe-partout i doradził Julii, by wybrała proste drewniane czarne ramki.

      – No, no, no… – rzucił w zamyśleniu, oglądając kolejne obrazki. – One też pochodzą z Wharton Park? – spytał w końcu.

      – Tak.

      Przez chwilę siedział w milczeniu, jak gdyby próbował rozgryźć coś, co nie dawało mu spokoju. Oczy wszystkich skierowane były na niego.

      – Nie podobają ci się? – Alicia jako pierwsza postanowiła przerwać milczenie.

      George podniósł wzrok, jednak nie spojrzał na nią, tylko na Julię.

      – Julio, ja… Są piękne. Tym bardziej że… – Uśmiechnął się i ukradkiem otarł łzę. – Jestem pewien, że zostały namalowane przez waszą mamę.

      *

      Lunch upłynął na rozmowach o tym, w jaki sposób obrazki Jasmine znalazły się na wyprzedaży w Wharton Park.

      – Jesteś pewien, że mama je namalowała? – spytała Alicia.

      – Kochanie – rzucił George, wkładając do ust kawałek wyśmienitej pieczeni wołowej, którą przygotowała jego starsza córka – jestem o tym przekonany. Kiedy pierwszy raz ujrzałem waszą mamę, siedziała skulona w kącie szklarni ze szkicownikiem i akwarelami. Później, w trakcie naszych wspólnych podróży, kiedy natknęliśmy się na jakiś wyjątkowy okaz, ja robiłem notatki, a ona go malowała. Zawsze rozpoznam jej styl. Kiedy wrócę do domu, obejrzę je jeszcze raz i porównam z innymi obrazkami. Julio – spojrzał na córkę i uśmiechnął się – nie mogłaś mi sprawić piękniejszego prezentu.

      *

      Po kawie, którą wypili w salonie, Julia wstała od stołu.

      – Muszę lecieć, tato.

      George podniósł wzrok.

      – Tak szybko?

      – Niestety. – Pokiwała głową.

      Ojciec ujął ją za rękę.

      – Wpadnij do mnie. Chciałbym się z tobą spotkać i porozmawiać.

      – Dobrze – rzuciła, ale oboje wiedzieli, że tego nie zrobi.

      – Dziękuję za obrazki, skarbie. Nie wiesz nawet, jak wiele dla mnie znaczą – dodał.

      – Myślę, że powinniśmy podziękować przypadkowi, bo nie miałam pojęcia, że to dzieło mamy – przyznała Julia. – Cześć, dzieciaki. Do zobaczenia – rzuciła, machając na pożegnanie.

      – Cześć, ciociu Julio – odpowiedziała chórem cała czwórka.

      Kiedy wychodziła, Alicia chwyciła ją za rękę.

      – Kawa w przyszłym tygodniu? – zaproponowała.

      – Zadzwonię do ciebie. I dziękuję za lunch. – Julia pocałowała siostrę w policzek. – Cześć.

      Alicia zamknęła za nią drzwi i westchnęła. Nagle czyjeś silne ramiona oplotły ją w pasie, nie pozwalając się ruszyć.

      – Wiem, Lissy. Wciąż jest w kiepskim stanie – szepnął Max.

      – Tak – zgodziła się Alicia. – Ale nie pomaga sobie, siedząc całymi dniami w tym strasznym domu. Minęło już siedem miesięcy.

      – Nie możesz jej do niczego zmusić – westchnął Max. – Przynajmniej dziś trochę się rozerwała. George zostaje na herbatce, a ja pozmywam naczynia. Idź i odpocznij, kochanie. Porozmawiaj z ojcem.

      Alicia wróciła do salonu i z zadowoleniem patrzyła, jak jej ojciec i dwaj synowie próbują ułożyć puzzle. Rose wymknęła się na górę do swojego pokoju, a Kate pomagała Maxowi w kuchni. Spoglądając w ogień, pomyślała o Julii i obrazkach orchidei, które kupiła w Wharton Park.

      Kiedy ich matka zmarła bardzo młodo z powodu raka jajników, Alicia – czternastolatka z zadatkami na opiekunkę i wychowawczynię – robiła, co mogła, by matkować młodszej siostrze. George często wyjeżdżał – prowadził serie wykładów lub jeździł po świecie w poszukiwaniu rzadkich okazów roślin – i zdaniem Alicii spędzał w domu tak mało czasu, jak było to możliwe. Rozumiała jednak, że w ten sposób radzi sobie po śmierci


Скачать книгу
Яндекс.Метрика