Shadow Raptors. Tom 3. Gniazdo. Sławomir NieściurЧитать онлайн книгу.
Znalazłeś pułkownika?
– Tak. Ci gnoje zamrozili go w komorze krio.
– Matko Ziemio… – jęknęła. – Po co?!
– Tego właśnie próbuję się dowiedzieć.
Moss kucnął przy schwytanej kobiecie i mocnym szarpnięciem rozprostował jej zgiętą w łokciu rękę. Trzasnęła osłona przegubu, z uszkodzonej rurki siłownika trysnął płyn hydrauliczny. Na ochraniającej przedramię płycie błysnęła srebrem prostokątna tabliczka znamionowa.
– Znasz się na systemach łączności wewnętrznej, prawda? – zapytał Sniegowej.
– Robiłam z tego specjalizację. Czemu pytasz?
– Mam tutaj jednego z tych delikwentów, których niedawno widzieliśmy na stacji. Tych najemników z Sigila. A właściwie to delikwentkę. Utknęła w kombinezonie opancerzonym, a ja nie znam częstotliwości jej komunikatora.
– Nie za bardzo rozumiem… – odrzekła niepewnie Sniegowa. – Kto niby…
– Później wyjaśnię – przerwał Moss. – Muszę z nią jak najszybciej porozmawiać, a mogę to zrobić tylko przez interkom!
– Ach… Łączność wewnętrzna… – Sniegowa umilkła. – Spróbuj na ogólnym kanale alarmowym – poradziła po namyśle. – Komunikatory wykrywają tę częstotliwość automatycznie.
– Odpada – stwierdził. – Transmisję alarmową odbiorą wszyscy w promieniu pięciu minut świetlnych, a ja nie chcę się ujawniać.
– W takim razie musisz podpiąć komunikator bezpośrednio do modułu odbiorczego w jej kombinezonie. Transmisja pójdzie przewodem, z pominięciem nadajnika radiowego.
– Jak to zrobić?
– Podaj mi model pancerza. Numer seryjny znajdziesz na tabliczce znamionowej.
Moss przyjrzał się uważnie wymazanej płynem aluminiowej płytce z wytłoczonymi symbolami.
– Ce… a… es… – odczytał – jedenaście siedemdziesiąt siedem.
– Poczekaj, sprawdzę schemat konstrukcyjny. – W słuchawkach rozbrzmiał przytłumiony dźwięk uruchamianego terminalu stacjonarnego. – Niezłe cacko. Ktoś tu dysponuje niemałymi funduszami. Multiprzewodzący, wzmocniony polimerami pancerz, modułowy system uzbrojenia i możliwość podłączenia ogniw fuzyjnych…
– Katiu! – zniecierpliwił się Moss.
– Przepraszam, ale… ale to jest naprawdę drogi, elitarny sprzęt. Uważaj na siebie, Stan. Ktoś, kogo stać, aby wyposażyć w to zwykłych agentów terenowych, musi być potężny.
Postanowił jak najszybciej zmienić temat.
– Jak mam to podłączyć?
– Na lewym panelu udowym, tuż nad uchwytem miotacza, masz port komunikatora. Standardowe gniazdo, zamontowane na rozwijanym, trzydziestocentymetrowym przewodzie. Znalazłeś?
Moss wyjął broń z kabury i odłożył ją na bok. W miejscu, gdzie rękojeść miotacza stykała się z płytką pancerza, wymacał niewielką klapkę, zabezpieczoną klamerką. Po jej otwarciu klapka uniosła się, odsłaniając panel i opisany przez Sniegową port.
– Tak – potwierdził.
– Teraz wyciągnij przewód – poinstruowała. – Tylko delikatnie, żeby nie urwać.
Posłusznie zastosował się do jej wskazówek.
– Zrobione – oznajmił po chwili, z wyczuciem ściskając czubkami opancerzonych palców małą, plastikową wtyczkę.
– Doskonale – pochwaliła. – Teraz będzie ta trudniejsza część.
– Czyli?
– Podepniesz się do modułu łączności w jej kombinezonie. Ponieważ tam również jest tylko port wyjściowy, będziesz musiał rozmontować obie wtyczki i połączyć kable bezpośrednio.
– Niby jak mam to zrobić? W tych grubych rękawicach? – jęknął, spoglądając na wtyczkę. Port miał rozmiary paznokcia.
– Innego sposobu nie ma – powiedziała stanowczo. – Chyba że masz gdzieś pod ręką odpowiednią przelotkę. Przypominam, że w rękawice wbudowane są mikromanipulatory, po dwa przy palcach wskazujących i jeden na prawym kciuku.
– No dobra, spróbuję. Najwyżej nic z tego nie wyjdzie – powiedział ponuro.
– Dasz radę. Ciesz się, że to nie światłowody, tylko zwykłe kable koncentryczne. Pod tym względem Autonomia nieprędko dorówna Związkowi – powiedziała z nutką dumy. – Moduł łączności jest pod lewym naramiennikiem. Będziesz musiał go oderwać.
– To akurat nie będzie trudne – odrzekł, spoglądając z niejaką satysfakcją na zdemolowany przegub łokciowy kombinezonu kobiety.
Zaparł się jedną ręką o jej hełm, wcisnął palce drugiej pod krawędź chroniącej bark płytki i z całej siły pociągnął do góry.
– Gotowe – oznajmił, odrzucając wyrwany z mocowań fragment pancerza. – Widzę panel. Wygląda identycznie jak mój.
– Bo to jest ten sam model – wyjaśniła Sniegowa. – Zdemontuj obie końcówki i połącz kable, tylko nie pomyl kolorów. Mają być takie same.
– A jeśli nie zadziała?
– Musi zadziałać.
– Rozumiem. – Ze zgrubienia na czubku palca rękawicy Mossa wysunął się cienki jak zapałka stalowy manipulator z rozpłaszczoną końcówką. – Biorę się do roboty. Możesz pozostać na linii?
– Nie ma sprawy, ale musisz się spieszyć. Za pół godziny rozpoczynam wachtę w maszynowni, a tam nie wolno korzystać z komunikatorów osobistych. Przełączam w tryb nasłuchu, w razie czego pytaj.
W słuchawkach kliknęło, po czym zapadła cisza, zakłócana od czasu do czasu stłumionymi trzaskami, świadczącymi o tym, że kanał łączności pozostaje otwarty.
Pomagając sobie szpikulcem manipulatora, Moss rozmontował obie wtyczki, a potem zabrał się do łączenia odsłoniętych końcówek przewodów.
– I jak? Udało się? – zapytała po kilku minutach Sniegowa, akurat w momencie, gdy przy pomocy manipulatora kciukowego zgrzewał ze sobą ostatnie dwa druciki.
– Zaraz się okaże – odparł, włączając interkom skafandra, by ustawić go na kanał alarmowy. Na wyświetlaczu hełmu pojawiły się dwa komunikaty: jeden o gotowości systemu do wyemitowania transmisji, drugi, pulsujący intensywną czerwienią, o konieczności zamknięcia łącza głównego.
– Musimy kończyć. Dziękuję, Katiu – powiedział.
– Powodzenia, Stan. – Rozłączyła się.
Żądanie wyłączenia głównego kanału łączności znikło z wyświetlacza, zastąpione przez wyświetloną na wysokości ust Mossa niewielką ikonkę, imitującą przycisk aktywatora transmisji alarmowej.
Nie namyślając się długo, musnął ją czubkiem języka.
2.
Trawler naprawczy „Grot”
Układ planetarny Epsilon Eridani
– Prędkość przelotowa – zameldował operator. Pochylony nad konsolą wpatrywał się w wyświetlacze. – Cumy w porządku, zakotwiczone prawidłowo… Naprężenia w normie… Wciągarki sprawne… – odczytywał wyświetlane na ekranach komunikaty, odznaczając kolejno każdy z nich. – Proszę o zgodę