Totentanz. Mieczysław GorzkaЧитать онлайн книгу.
tu się zastanawiać? – wybuchła Daenerys, podrywając głowę z ramienia Mateusza. – Powinniśmy iść na policję od razu. Nawet teraz!
Chciała wstać, ale Mateusz ją przytrzymał. Spojrzała na niego z wrogością, jeszcze raz się szarpnęła, ale on nie puścił. Usiadła, opuściła głowę i tylko po drżeniu ramion poznali, że płacze. Mateusz uspokajająco głaskał ją po białych włosach.
Koło Fortuny wycięli z płyty OSB. Wzorowali się na kole z kultowego teleturnieju. Tarczę podzielili na sześćdziesiąt cztery pola, na niektórych z nich znalazły się ich nazwiska. Poruszone koło obracało się, dopóki plastikowa zapadka nie wyhamowała jego ruchu i nie zatrzymała się na losowo wskazanym polu.
– Oskar powiedział, że je zniszczył – odezwała się Anka.
– Nieprawda. Tylko je zdemontował i schował do szafy. Widziałem je u Apacza…
– Kiedy ostatni raz? – zapytała Werka.
– W długi majowy weekend. Apacz miał tam schowane piwo i często do tej szafy zaglądał.
– A kiedy dostaliśmy pierwsze maile?
– Pod koniec czerwca – odpowiedziała Anka.
– Co się mogło stać z tym kołem? – spytała Skucha.
– Nie wiem. – Michał wzruszył ramionami. – Może Apacz komuś je przehandlował. Wiecie, u niego zawsze było krucho z kasą. Handlował, czym się dało. Jakoś musiał sobie radzić. Koniecznie chciał skończyć szkołę, a jego starzy przepijali wszystko, co wpadło im w ręce. Apacz miał z nimi nielekko.
– Przecież jego ojciec był inżynierem, a mama nauczycielką – mruknęła Anka, coraz bardziej zdziwiona.
– Może kiedyś byli. Ale od kilku lat zajmowali się głównie piciem i domowymi awanturami o flaszkę. Oskar nie chciał, żeby w szkole się dowiedzieli.
Weronika zaciągnęła się kolejnym tego wieczoru papierosem.
– I mu się udało. Skoro nawet ukochana nic o nim nie wiedziała – powiedziała uszczypliwie.
Anka spojrzała na nią z niechęcią.
– Apacz był facetem, który znał pół miasta. A drugie pół miasta znało jego – ciągnął Kwasu. – Jak nic opchnął komuś nasze Koło Fortuny za kilka złotych.
– Ale komu? – zapytał Mateusz. – Mordercy i psychopacie?
– On znał takich walniętych gości. – Jagoda pociągnęła nosem. – Kiedyś Pedro i ja widzieliśmy go z takim jednym… Nieźle się przestraszyłam. Wyglądał jak pieprzone monstrum z horroru. Zgarbiony, ubrany w jakieś szmaty, ale najgorsze były te ręce. Jak u szympansa. O wiele za długie, sięgały mu prawie za kolana. Jak nas zobaczył, zaraz uciekł. Apacz śmiał się ze mnie potem i dziwił się, że nie znam Jasia Rączki. Tak nazywał tego dziwnego typa. Mówił, że on ma protezy zamiast rąk.
– A co z filmem z naszego Totentanzu? – Skucha zmieniła nagle temat. – Ktoś go widział?
– Nie – odparł Mateusz.
Widać było, że podoba mu się sytuacja, w której obejmuje Jagodę ramieniem, a ona nie tylko nie protestuje, ale mocno się do niego przytula.
– Nie wydaje wam się to dziwne? Apacz miał sporo czasu, żeby zająć się filmem.
– Przecież na tym też chciał zarobić – wyjaśnił Kwasu.
– Jak to? – Anka znowu się zdziwiła i zaczynała się czuć jak idiotka.
– A jak zarabiają youtuberzy? – Kwasu odpowiedział jej pytaniem na pytanie. – Przy odpowiedniej liczbie wyświetleń dostajesz kasę za reklamy.
Anka wbrew zdrowemu rozsądkowi i obawie przed matką zapaliła jeszcze jednego papierosa. Zaraz zrobiło jej się niedobrze.
– Więc nie chodziło o drakę? – zapytała. – O zrobienie czegoś szalonego, czego nikt wcześniej nie próbował? Tylko o kasę?
– O zabawę oczywiście też, a że przy okazji można było zarobić… – Kwasu wzruszył ramionami.
– Apacz się denerwował, jak się go pytało o film – odezwał się Mateusz.
– Mnie powiedział, że było za ciemno i na filmie nic nie widać – dorzuciła Daenerys.
– Bzdura – skwitował Michał, wyciągając z paczki Skuchy ostatniego papierosa. – Jak wtedy wracaliśmy do domu, przeglądałem pobieżnie film na ekranie kamery. Obraz był rewelacyjny.
– Słyszałam, jak Oskar kilka razy mówił Tymonowi, że oddał film do zmontowania jakiemuś koledze, a on akurat wyjechał na zdjęcia do serialu i długo nie wróci – powiedziała Skucha.
– Też znam taką wersję – potwierdziła Werka.
Anka starała się zebrać myśli, ale w głowie miała mętlik. Nieprzyjemny posmak papierosa w ustach nie pomagał.
– Nie uważacie, że coś tu jest nie tak? – rzuciła cicho.
– To co robimy? – Mateusz spojrzał na nią ponurym wzrokiem.
Fiolka nie zastanawiała się nad odpowiedzią nawet sekundę.
– Idziemy na policję – zdecydowała.
– Może zagłosujemy?
– Głosujcie. – Wzruszyła ramionami. – Moje zdanie znacie.
Byli jednomyślni. Kiedy podnosili kolejno ręce, Anka miała wrażenie, że znowu są paczką dobrych przyjaciół. Z drugiej strony dręczyła ją uporczywa myśl, że to już ostatni raz. Śmierć stanęła między nimi i nic nie będzie takie samo.
Rozdział 17
Stał nieruchomo na balkonie, wpatrując się niewidzącym wzrokiem w brukowaną ścieżkę biegnącą przez środek kwadratowego podwórza otoczonego ze wszystkich stron blokami. Słońce schowało się już za przeciwległy budynek.
Skończył przeglądać zawartość szarej koperty.
Pierwsza fotografia najbardziej zapadła mu w pamięć. Zbliżenie twarzy zamordowanej kobiety. Miała dwadzieścia trzy lata, krótkie ciemne włosy, zadarty nos, proste usta. Po kilku dniach od śmierci skóra na jej policzkach przybrała szarą barwę, oczy się zapadły, wystający spomiędzy warg czubek języka sczerniał. Twarz przypominała woskową maskę. Prawa powieka była częściowo naderwana i widać było wysychającą gałkę oczną. Medyk sądowy wyraził opinię, że ktoś próbował otworzyć denatce oko trzy do czterech dni po śmierci.
Druga fotografia. Zbliżenie nagiego torsu zamordowanej dziewczyny. Rozdarte ubranie, wybroczyny na brzuchu, wyglądające, według opisu medyka sądowego, na ślady po dłoniach napastnika. Skaleczony prawy sutek. Rana zdążyła poczernieć i ściągnęła się, marszcząc skórę. Na zewnętrznej stronie piersi widniał wyraźny ślad po zębach zabójcy.
Kolejna fotografia. Zbliżenie podbrzusza zamordowanej kobiety. Podarte czarne majtki odsłaniające ciemne, krótko przystrzyżone włosy łonowe. Na udach sine wybroczyny, które lekarz zidentyfikował jako ślady po silnych dłoniach mordercy – zabójca brutalnie rozchylał jej nogi na chwilę przed gwałtem. Czarna krew zastygła na wargach sromowych. Gwałt był wyjątkowo brutalny i spowodował liczne obrażenia wewnętrzne. Medyk sądowy wyraził przypuszczenie, że sprawca musiał mieć członek rzadko spotykanych rozmiarów.
Zakrzewski po raz kolejny pomyślał, że nienawidzi swojej pracy. A równocześnie bez niej nie potrafi normalnie funkcjonować. Uwielbia dreszcz podniecenia, kiedy wpada na trop sprawcy, jest uzależniony od adrenaliny, gdy próbuje wniknąć w chory umysł zabójcy i odkrywa motywy jego postępowania.
Może