Эротические рассказы

MALARZ DUSZ. ОтсутствуетЧитать онлайн книгу.

MALARZ DUSZ - Отсутствует


Скачать книгу
do kolan. Odwrócił się, żeby wszyscy mogli zobaczyć rysunek. Rozległy się gwizdy, oklaski, zaczepki i wulgarne komentarze prymitywnych robotników, którzy stołowali się tu za kilka centymów.

      Rozpoznała swoją podobiznę: pozowała nago, wyuzdana, w prowokującej pozie. Zadrżały jej nogi i zakręciło się w głowie, świat zawirował wokół niej, przestała słyszeć zgiełk. Zanim osunęła się na podłogę, podtrzymał ją jeden z mężczyzn siedzących z Leonem.

      – Rozbierz się! – krzyknął któryś.

      – Spódnica, podciągnij jej spódnicę!

      Robotnik, który złapał Emmę, jedną ręką trzymał ją w talii, a drugą lubieżnie obmacywał jej pierś.

      – Brawo!

      – Pokaż nam jej cycki! Te prawdziwe! – zachęcał go towarzysz.

      Bertrán stał jak sparaliżowany. Dopiero jego żona Ester i jedna z córek wyrwały Emmę z łapsk robotnika. Przybiegły zaalarmowane wrzawą.

      – Zabierz ją! – poleciła Ester córce. – Do kuchni. Szybko!

      – Nie! – zaprotestowało kilku klientów jednocześnie.

      – Niech się rozbierze jak na rysunku.

      – Dziwka!

      – Daj mi to – rozkazała Leonowi.

      – Ani mi się śni – zaprotestował robotnik, ukrywając szkic. – Wydałem na niego sporo centymów.

      – Skąd go wziąłeś? – zareagował wreszcie Bertrán.

      – Chcesz raczej zapytać, gdzie go kupiłem. W burdelu Juany! – zarżał León. – Sprzedawali też inne, ale mnie spodobał się akurat ten.

      Ponownie rozwinął arkusz i zaczął się z nim obracać, ku uciesze podnieconych klientów. Emma właśnie wchodziła do kuchni; słysząc jego słowa, pomyślała, że teraz naprawdę zemdleje: po mieście krążyło więcej aktów, a w dodatku sprzedawano je w burdelu!

      – Już wystarczy! Dosyć tego – interweniował Bertrán. – To…

      – …porządny lokal? – wszedł mu w słowo León, znów wywołując wybuchy śmiechu. – Zatrudniasz kobietę, która pozuje nago w… – Przez moment zastanawiał się nad właściwym określeniem. – Pozuje nago jak ladacznica! – wykrzyczał wreszcie.

      – Musi być jakieś wytłumaczenie – rzuciła Ester. Kazała drugiej córce sprzątnąć rozbite naczynia, po czym poszła za Emmą do kuchni.

      Ale nie było żadnego wytłumaczenia. A przynajmniej takiego, które uspokoiłoby Ester i jej męża, właścicieli skromnej jadłodajni, którzy aspirowali do wyższego miejsca w hierarchii społecznej. Byli Katalończykami i oczywiście katolikami.

      – Pozwoliłaś się tak narysować? – zdziwiła się Ester, kiedy Emma, która siedziała w kucki, z twarzą ukrytą w dłoniach, odpowiedziała twierdząco na wszystkie pytania. – Przecież… Przecież… Powiedz, dziewczyno, jak daleko się posunęłaś ze swoim narzeczonym? Już… kopulowaliście?

      Córki Bertrana śledziły rozmowę z otwartymi ustami. Ich ojciec także się przysłuchiwał; stał w drzwiach, jednocześnie pilnując sali.

      – Przykro mi, przykro mi, przykro mi… – powtarzała Emma, szlochając.

      Jedna z dziewczyn pochyliła się, żeby ją objąć i pocieszyć, ale matka brutalnie ją odciągnęła i kazała jej się cofnąć.

      – To nam jest przykro, Emmo, ale będziesz musiała stąd odejść – oświadczyła.

      Bertrán aż podskoczył, ale spojrzenie, które rzuciła mu żona, wystarczyło, by powstrzymał się od komentarza. Ich córki popatrzyły na siebie zdziwione. Emma odsłoniła twarz i odwróciła się w stronę Ester.

      – Zwalnia mnie pani? – zapytała powoli, zdumiona.

      – Oczywiście – odparła surowo pani Bertrán. – Nie możemy sobie pozwolić na taki skandal. Oblicz jej dniówkę – zwróciła się do męża. – Wy zajmijcie się potrawką, a ty zabierz swoje rzeczy i przyjdź po wypłatę. Nic nie mów – mruknęła do niego, kiedy wychodzili z kuchni.

      Klienci zdążyli się uspokoić, w sali słychać było zwykły szmer i tylko od czasu do czasu rozlegały się pojedyncze okrzyki i wybuchy śmiechu.

      – Wiem, że to okrutne, ale nie chodzi tylko o ten rysunek czy o inne, jeżeli faktycznie jest ich więcej… – ciągnęła Ester. – Nie zauważyłeś, że Emma wysiudała twoje córki z kuchni? Wygodniej im z dala od garnków, na sali, gdzie mogą rozmawiać, żartować i flirtować z klientami. Kelnerkę zawsze znajdziemy, lepszą czy gorszą, za to trudno o dobrą kucharkę, dlatego musimy wykorzystać okazję. Powinniśmy nauczyć je wszystkiego, co sami umiemy. Kto mnie zastąpi, jeżeli coś mi się stanie? Kto przejmie interes, kiedy będziemy starzy?

      – Ale jej stryj… Mięso z rzeźni… – wydukał Bertrán.

      – Sebastián zrozumie. Myślisz, że chciałby, żeby ludzie przychodzili tu z rysunkami, wyzywali jego bratanicę od dziwek i klepali ją po tyłku? Zobaczymy, czy sam nie wyrzuci jej z domu.

      – Jest anarchistą jak jego brat, a wiesz, co ci ludzie myślą o rozpuście i wszystkich tych swobodach.

      – Tak, tak, kochany – odpowiedziała Ester protekcjonalnym tonem. – Dopóki nie doświadczą tego na własnej skórze. Nawet anarchista poczułby się poniżony.

      Bertrán tylko westchnął i skinął głową.

      UCIEKŁA TYLNYM WYJŚCIEM, PRZEZ furtkę w murku otaczającym podwórze. Bertrán nie odliczył jej od dniówki rozbitych naczyń. Ten chudy niespokojny człowieczek ani razu nie spojrzał jej w oczy. Życzył jej powodzenia przez zaciśnięte usta. Emma czuła się tak, jakby wyrwano z niej jakąś część jej samej, jej życia, jej dnia codziennego. Otaczał ją uliczny gwar i ludzie obojętni na jej nieszczęście. Odskoczyła przed wozem ciągnionym przez starego kulejącego muła i oddalała się od jadłodajni, idąc w tym samym tempie co inni przechodnie. Świat wydał jej się nagle wrogi. Nie chciała wracać do domu. Co będzie tam robić? Stryj Sebastián pewnie odsypiał nocną zmianę w rzeźni. Zadrżała, kiedy uświadomiła sobie, że będzie musiała wyjaśnić jemu i kuzynom, skąd wzięły się te rysunki. Powiedziała o nich tylko Rosie; intymna atmosfera dzielonego łóżka sprzyjała zwierzeniom. Poczuła na plecach zimny pot na myśl, że stryj i jego synowie mieliby oglądać ją nago. Dlaczego?! Dlaczego?! Dlaczego Dalmau sprzedał te szkice? Aż tak bardzo jej nienawidzi? Zatrzymała się na środku ulicy i mocno zacisnęła pięści, wbijając paznokcie w skórę. „Łajdak!”, wycedziła. Przechodnie musieli ją wymijać. Jeszcze nie tak dawno temu, może nawet na tej samej ulicy, Dalmau błagał ją o wybaczenie. Myślał, że tak łatwo jest wybaczyć policzek? Nie, nie usprawiedliwiał go nawet wypity tamtej nocy alkohol. Do tego jeszcze śmierć Montserrat. Emma nie mogła uwolnić się od poczucia winy; nocami prześladował ją obraz barykady i rozsadzanej przez kulę głowy przyjaciółki. A on nie chciał wziąć na siebie odpowiedzialności, nawet za to, że skłócił ją z siostrą, proponując, by zastąpiła ją na katechezie. „Zdrajczyni!”, wyzwała ją Montserrat tuż przed śmiercią. Dalmau powinien był przemyśleć swoje postępowanie i starać się bardziej, by mu wybaczyła. Tymczasem szybko się zniechęcił i zniknął po kilku nieudanych próbach. A teraz te rysunki… Nie pojmowała, jak trafiły do burdelu. Ludzie oglądali ją bez ubrania, prowokującą, wyuzdaną. Pamiętała każdą z tych sesji: miłość, namiętność, rozkosz… Szła zamyślona, łzy mąciły jej wzrok. Nagle zorientowała się, że stoi przed fabryką kafelków. Zadała sobie pytanie, czy świadomie podjęła taką decyzję, ale odpowiedź


Скачать книгу
Яндекс.Метрика