Z pamiętnika. Władysław Stanisław ReymontЧитать онлайн книгу.
takiego? – Zerwali się wszyscy.
– Nic nie widzicie we mnie? Niczego się nie domyślacie?
Milczeli.
– Jadę do Włoch! – zawołałam głośno i chciałam uciec, ale brat Naci dopędził mnie przy drzwiach i sprowadził do jadalnego.
Krótko tam siedziałam, może parę minut. Już nigdy nie pójdę do nich.
Szkaradni ludzie, wystygli, zimni. Ja im raz jeszcze mówię, że do Włoch jadę, a oni się nie dziwią!
A matka Naci powiedziała, że to nic nadzwyczajnego, że każdy może tam jechać, byle miał pieniądze.
Jaszczurka! Rozumiem, zazdrości nam! Także figura.
Urzędniczyny! Boże zmiłuj się! Mieszkają w trzech pokojach, Bóg tam wie, jak za nie płacą, i mówią, że jazda do Włoch to nic nadzwyczajnego!
Rzym, Wezuwiusz, papież, Florencja, morze, góry, Wenecja, to nic nadzwyczajnego!
Barbarzyńcy!
Później w nocy
Nie, nie mogę zasnąć… twardo… dam ja jutro Rozalii, że mi tak posłała! Tak mi czegoś smutno! Tak smutno… Zjadłam resztę czekoladek, które przyniósł pan Henryk, i zakręciłam papiloty35, bo zapomniałam ze wzruszenia… Tak marzę o Włoszech, o boskiej Italii, o kwitnących pomarańczach… o… zaraz, trzeba się dobrze namyśleć, co wziąć na drogę… i jak najmniej, bo Pa już zapowiadał:
– Żadnych fatałaszków, brać rzeczy najpotrzebniejsze.
Pa suknie nazywa fatałaszkami! Ach, ci mężczyźni, niby tacy mądrzy, a najprostszych rzeczy nie mogą zrozumieć.
Niedobrze mi jakoś… to ze wzruszenia… Na siebie wezmę ten szary angielski kostium… trzeba zabrać: wizytową, tę jedwabną, potem trzeba wziąć strojniejszą, fularową, może się zdarzyć jaka herbatka tańcująca… potem kostium wiosenny… prawda, przecie tam już wiosna i kwitną pomarańcze… Podobno Włosi są bardzo przystojni i bardzo zuchwali… ciekawam! Trzeba wziąć i białą nad morze, pan Henryk mówił, że mi w niej ślicznie…
Tak mi się oczy kleją…
Później
Już usypiałam, ale Pa przyszedł z piwa taki wesoły, że pocałował mnie, wywrócił fotel i chciał wejść w lustrzaną bieliźniarkę, a Ma tak się rozgniewała, tak krzyczała, aż Stokrotki uciekły do kuchni i zaczęły strasznie szczekać. A ta niegodziwa, bez serca Rozalia oblała je zimną wodą! Ma ją wybiła, bo pieski mogły dostać zapalenia płuc, a Pa obiecał jej dodatkową frycówkę na jutro, jak się wyśpi. Za karę musiała iść aż na Nowy Świat do apteki po wodę sodową dla Pa i po lniane siemię na okłady dla Stokrotek! Dobrze jej tak, bardzo dobrze!
No, ja mu powiem przed ślubem, ja nie chcę, żeby pan Henryk chodził na piwo i wracał tak późno… nad ranem… ja się tak boję spać sama…
Do widzenia, boska Italio, do widzenia!
Za cztery dni jedziemy!
Ach, co mamy bieganiny, co pracy z przygotowaniami!
W domu pranie jeneralne36… w saloniku dwie szwaczki szyją i reperują, pomaga im ciocia, bo Ma nie ma czasu, odprawia rekolekcje na intencję szczęśliwej podróży.
Zdziś wybił szybę u lokatora z pierwszego piętra i powiesił na schodach kota tych tam handlarzy z oficyny!
Pa chciał go wybić, ale ciocia obroniła i tak mu za to tyranizowanie dziecka nagadała, że zaraz wyszedł.
Ciocia ma rację, żeby bić chłopca za stłuczenie głupiej szyby i za powieszenie kota, to trzeba być tyranem.
Oho! już ja się nie dam tyranizować panu Henrykowi! Jeszcze czego!
Wczoraj kupiłam dwie bluzki i kapelusz letni… nic już więcej, bo w Wiedniu podobno wszystko tańsze i ładniejsze. O, ja jestem bardzo oszczędną.
Pan Henryk chciał, żebyśmy dzisiaj poszli na odczyt prywatny… ale to takie nudne… bo już wiem z góry, że będą mówili o tych biedakach robotnikach…
– Trzeba coś dla nich robić – mówi zawsze pan Henryk.
A my przecież bardzo dużo robimy dla nich: Pa kupił tabliczkę Towarzystwa Przeciwżebraczego, jest przybita na drzwiach, a ja z Ma i z ciocią kwestowałyśmy na Wielkanoc u Bernardynów, to mi moją nowiusieńką, śliczną suknię tak pokapali woskiem, że już na nic.
Cały wieczór studiowałam z panem Henrykiem Włochy.
O, ja znam dobrze Italię… Czytałam kiedyś, jeszcze na pensji, powieść Ouidy37, działo się we Florencji i Rzymie…
Jakiś młodszy syn lorda kochał się w nauczycielce sióstr!
Boże, jaka to bolesna historia! Ona była chora na suchoty38, a jemu nie pozwalał żenić się ojciec! Okropnie się spłakałam!
Wszyscy ojcowie są tyrani. Wszyscy.
A gdyby Pa nie pozwolił mi iść za pana Henryka?…
Jezus, jakbym była nieszczęśliwa… Ale nie, bo dałaby mu to niepozwolenie Ma! Oho, nic się nie boję.
Zaraz, Włochy to półwysep, oblewany przez dwa morza: Adriatyckie i… i… jakieś tam – mniejsza o jakieś głupie morze. Stolica Rzym ma mieszkańców, co mnie to obchodzi, a Neapol jest położony nad zatoką tegoż nazwiska, najpiękniejszą w świecie. W Neapolu jest Wezuwiusz i śpiewają: O mia Napoli, o santa città39.
Aha, muszę sobie kupić sznur korali, bo to teraz modne, no i tam są bardzo tanie.
Ma powiada, że musimy być dłużej w Rzymie i widzieć papieża!… Naturalnie, jak to, być w Rzymie i nie widzieć papieża!…
Pan Henryk twierdzi, że to będzie bardzo trudno, bo on zna takich, którzy byli w Rzymie i nie widzieli papieża, ale Pa powiedział stanowczo, że to się da zrobić.
– Psiakość baranie nóżki, łapówkę wsunie się, komu należy, trach… i wszystkie drzwi otwarte jak wrota… Cóż to, pierwszy raz będę miał z urzędami do czynienia czy co? Zęby się na tym zjadło i grzeczną eksperiencję40 się ma, a przy tym wszędzie na całym świecie szanuje się porządnych ludzi, zwłaszcza jeśli są posiadaczami z czystą hipoteką, bez grosza długów.
– Pa ma rację… Pa ma sto dwadzieścia razy rację – wołałam, bo pan Henryk uśmiechał się tak dziwnie.
Nie cierpię go za te miny i zaraz po ślubie stanowczo mu tego zabronię, stanowczo, a jeśli nie zechce posłuchać, to pójdziemy do rozwodu, będę nieszczęśliwą i umrę…
On zawsze musi się sprzeczać z Ma i Pa.
I o co? O głupiego stróża, że mieszka w mokrej piwnicy!
Mój Boże, a iluż to biedaków byłoby szczęśliwych, żeby mogło mieć chociaż takie mieszkanie!
Pa kiedyś powiedział o nim: filantrop, altruista z cudzej kieszeni.
Ale ja jestem pewna, że jego nic nie obchodzą ci stróże, a tylko umyślnie tak mówi, żebym się pogniewała i żeby mnie mógł przepraszać… a ja strasznie lubię, jak mnie tak gorąco, tak mocno… przeprasza…
Tylko żeby już raz skończył tę medycynę i wziął się do praktyki… no i żeby się już nie kryć ze wszystkim… bo ja zaraz mam takie głupie rumieńce… że… że… Ma poznaje i krzyczy:
– Hala!
35
36
37
38
39
40