Zabójczy pocisk. Jakub MałeckiЧитать онлайн книгу.
do picia, nie chodziło jej jednak o herbatę, którą dostała. Spinka zaczęła dzielić pieniądze na kupki, w tym jedną dla Boldoga, któremu należało się piętnaście procent. Rozkład szedł po równo, ale pod koniec dołożyła sobie trzysta złotych od mężczyzny w nausznikach. Nice niezbyt się to spodobało. Jej zdaniem powinny podzielić się po równo do samego końca. Spinka odparła, że te trzy stówki są dla niej. Dostała, bo tamten zobaczył ją z dzieckiem. Nika znów swoje: stały razem, marzły razem i powinny podzielić się po równo. Spinka przypomniała jej spóźnienie i zauważyła, że i tak zarobiła dosyć. Przecież tylko podpierała mur.
Nika poszła do łazienki, zahaczyła o kuchnię i wróciła z nożem kuchennym w rękawie. Ten nóż zaraz włożyła w gardło Spinki. Spinka, poniewczasie, próbowała się bronić. Ostrze przejechało po wnętrzach dłoni. Zsunęła się z kanapy i popełzła po podłodze w stronę drzwi. Wówczas Stalowa Nika chwyciła ją za włosy, przekręciła na plecy i wbiła ostrze w pierś. Poczekała, aż Spinka znieruchomieje. Umyła twarz i ręce. Zabrała pieniądze. Zakrwawioną bluzę schowała do siatki. Założyła nową, z szafy. Nawet pasowała. Nika bardzo schudła.
Krwawe ślady świadczą, że zawróciła tuż sprzed drzwi wejściowych. W pokoju dziecinnym patrzyła na śpiących chłopców, a zwłaszcza na Sebastiana. Być może myślała o tym, że to powinno być jej dziecko, a może o czymś innym. Wycofała się aż do ciała Spinki. Podłogę i meble zalała, czym tylko mogła: perfumami, płynem do mycia szyb, resztką spirytusu. Zwaliła książki z półek, przyłożyła zapałkę i zbiegła po schodach.
Zaraz po podpaleniu Stalowa Nika popędziła do Konesera po dwie butelki. Jedną wypiła natychmiast, drugą zabrała ze sobą i zaszyła się gdzieś na Nieporęckiej. Słyszała, że w okolicy robi się coraz większy ruch. Ludzie pospiesznie wychodzili z domów i rozmawiali podniesionymi głosami. Cały czas ktoś wpadał, przynosząc strzępki informacji o pożarze niedaleko, o tym, że w mieszkaniu na pewno ktoś był, może nawet dzieci. Każdy chciał tam iść, wreszcie poszła i Nika, tylko po to, by nie wzbudzać podejrzeń. Widziano ją, jak stoi wśród gapiów. Zadzierała głowę. W jej oczach odbijał się ogień.
Znaleziono trzy ciała, dwa w dziecinnych łóżeczkach, a jedno, to Spinki, nadpalone. Wśród policjantów próżno szukać orłów, umieli jednak dodać dwa do dwóch i Stalowa Nika szybko trafiła na szczyt listy podejrzanych. Ponoć wskazał ją sam oszalały z rozpaczy Boldog. Wiedziała i bez tego, że musi się skryć, zarówno przed mundurowymi, jak i ludźmi byłego kochanka. Jeszcze wczoraj wszędzie było jej pełno. Nagle zapadła się pod ziemię.
Zachodzono w głowę, co dzieje się ze Stalową Niką. Niektórzy utrzymywali, że prysnęła z Polski, albo że ludzie Boldoga dopadli ją i pogrzebali. Byli i tacy, którzy ją widywali. Jej cień, wyolbrzymiony przez światło latarni, kładł się na murach. Zatruty oddech dmuchał w twarze pijaków drzemiących na ławkach. Umazana krwią, zawisała nad łóżeczkami niegrzecznych dzieci. Często słyszano jej krzyki, te słowa bez związku przemieszane ze znajomymi imionami. Rozpaczliwy szloch niósł się ze strychów i pustostanów. Wielu powiadało, że natknęło się na Nikę w piwnicznych korytarzach. Szła powoli, na węch, szorując wierzchem dłoni po ziemi. Ubranie wisiało na niej w strzępach. Stopy były owinięte w szmaty. Na widok człowieka wrzeszczała i rzucała wszystkim, co wpadło jej w ręce.
Każdy człowiek, który przepadł, każde zagubione zwierzę, a nawet kradzież i choroba obciążały Stalową Nikę, aż w końcu Nika się znalazła. Wychudzona i obdarta, stanęła na komendzie i powiedziała, że tutaj jest jej miejsce. Tu przynależy. Przed zawleczeniem do celi dokładnie ją umyto. Policjantka usiłowała zetrzeć kawałek żużlu zatopiony w jej policzku. Stalowa Nika nie protestowała. Później zgodziła się na obrońcę z urzędu i dostała wysoki wyrok. Przed budynkiem sądu na Solidarności zgromadziły się kobiety żądające linczu. Pod dawnym domem Spinki płonęły znicze. Wreszcie, policyjna suka w asyście dwóch nieoznakowanych samochodów zawiozła Stalową Nikę do więzienia, choć są i tacy, którzy utrzymują, że wcale do tego nie doszło. Skazano inną kobietę. Stalowej Niki nigdy nie złapano, Stalowa Nika wciąż tutaj jest. ■
Remigiusz Mróz – Hakowy
Fot. Sławomir Mielnik
Autor „Behawiorysty”, polecanego przez Tess Gerritsen, serii „Kasacja”, „Zaginięcie”, „Rewizja” i „Immunitet” oraz trylogii „Ekspozycja”, „Przewieszenie” i „Trawers”. Jako jedyny w historii Nagrody Wielkiego Kalibru otrzymał za rok 2015 podwójną nominację. Za „Kasację” zdobył Nagrodę Publiczności Wielkiego Kalibru. Remigiusz Mróz urodził się w 1987 roku w Opolu. W szufladzie chowa podobno 30 książek (czyli więcej, niż liczy sobie lat), które tylko czekają na zredagowanie, a przy tym codziennie przebiega prawie 20 kilometrów, dba o swój wizerunek w sieci, ma świetne relacje z fanami i fankami. Do tego wszystkiego dochodzi doktorat z prawa…
Próbował przypomnieć sobie, co robił tamtego dnia 1993 roku. Oglądał relację z pierwszego finału WOŚP, podczas którego uzbierano dwieście milionów złotych? Słuchał „Teksańskiego”, nowego singla Hey? A może gdzieś w tle rozbrzmiewały dźwięki „Cichoszy” Turnaua? Wieczorem pewnie usiadł przed telewizorem; mógł akurat trafić na pierwsze wydanie informacji na Polsacie.
Trudno było cofnąć się w czasie, wczuć w ówczesną atmosferę niepewności, zmiany i stawiania pierwszych kroków we wciąż nowej, wciąż zmieniającej się rzeczywistości. Wiedział jednak, że musi się postarać.
– Co robisz? – zapytała córka.
Odłożył dymiącego się papierosa do szklanej popielniczki i popatrzył na Julię. Miała znaczniej więcej z niego niż z żony. Potwierdzeniem tego były niebieskie oczy i jasne włosy, ale być może jeszcze lepiej dostrzegalne były cechy charakteru, które po nim odziedziczyła. Gdyby wdała się w matkę, byłaby z natury posępna, może wręcz apatyczna. Tymczasem zdawało się, że lekki uśmiech zawsze błąka się gdzieś po jej twarzy.
Usiadła przy stole i machnęła ręką nad popielniczką.
– Tato?
– Tak… tak? Przepraszam, zamyśliłem się.
– Pytałam, nad czym pracujesz.
Spojrzał na materiały rozłożone na stole z jasnego drewna bukowego. Żona wciąż powtarzała mu, że stół bez obrusa to jak szafa bez ubrań, ale Robert się z nią nie zgadzał. Właściwie zarówno w tej, jak i w każdej innej kwestii.
– Staram się cofnąć do przeszłości – powiedział.
– Po co?
– Mamy program o zabójstwie z dziewięćdziesiątego trzeciego.
– I musisz odbębnić research za prowadzącego?
Pokiwał głową i sięgnął po papierosa. Zaciągnął się głęboko, mrużąc oczy.
– To niesprawiedliwe – oceniła Julia.
– Taka robota.
– Ty całą odwalasz, a on potem staje przed kamerą i zgarnia wszystkie zasługi.
Robertowi to nie przeszkadzało. Gdyby sam miał znaleźć się przed obiektywem, zapewne nie wydusiłby z siebie nawet słowa. Wolał stać po drugiej stronie i przyglądać się rezultatom swojej pracy. Materiały zawsze były podobne – dotyczyły tajemniczych, nierozwiązanych przestępstw sprzed lat. Zazwyczaj kończyły się postawieniem jednej czy dwóch hipotez. W tym wypadku Robert jednak nie miał zamiaru formułować żadnych przypuszczeń na temat tego, co się