Zabójczy pocisk. Jakub MałeckiЧитать онлайн книгу.
z Zakopanego – odparł, obracając skan jednego z numerów „Tygodnika Podhalańskiego”. – Niecodzienna sprawa, bo sprawca zabił ciężarną kobietę i jej nienarodzone dziecko, używając haka rzeźnickiego.
– Co?
Podsunął skan córce.
– Napadł ją w centrum miasta. Danuta F., bo tak się nazywała, miała dwadzieścia dziewięć lat, była już w piątym miesiącu ciąży.
Julia wzdrygnęła się. Nieraz rozmawiał z nią o sprawach, nad którymi pracował. Córka zawsze wykazywała zdrowy dystans, może nawet wykraczający poza to, co należało uznać za zdrowe. Cechował ją relatywizm moralny właściwy jej pokoleniu. Młodzi ludzie byli tak obyci ze zbrodnią, krwią, okrucieństwem i mordem, że niewiele rzeczy robiło na nich wrażenie. W przeciwieństwie do ich rodziców czy dziadków, obcowali ze śmiercią w wymiarze indywidualnym, nie globalnym. Podczas gdy poprzednie pokolenia były przyzwyczajone do masowych grobów, światowych konfliktów czy wojen, obecne zanadto zaznajomiło się z osobistymi tragediami.
Teraz jednak Julia zdawała się głęboko poruszona. Robertowi przemknęło przez myśl, że coś jest na rzeczy.
– Mieszkała w Nowym Targu, jakieś dwadzieścia kilometrów od Zakopanego – podjął. – Pojechała tam, żeby odwiedzić matkę i wypożyczyć z biblioteki książki o rodzicielstwie. Znajomi odradzali jej to ze względu na zaawansowaną ciążę, ale… co się mogło stać?
Córka wbijała wzrok w gazetę, ale nie przesuwała nawet wzrokiem po tekście. Przez chwilę milczała, jakby potrzebowała namysłu, zanim w ogóle zacznie rozważać tamte zdarzenia.
– Co się wtedy stało?
Robert nabrał głęboko tchu.
– Wydano pierwszy numer „Secret Service”, Kwaśniewski został przewodniczącym SdRP, Czechosłowacja się rozpadła, w Polsce wprowadzono podatek VAT, a Bill Clinton został zaprzysiężony na…
– Tato.
– Wybacz – odparł z bladym uśmiechem. – Naprawdę muszę wczuć się w klimat.
– To włącz sobie na YouTube „Disco Relax” albo „Familiadę”, a mnie po prostu powiedz, co…
– Te programy weszły dopiero w dziewięćdziesiątym czwartym.
Spojrzała na niego bykiem. Jednak pewne cechy odziedziczyła po matce. Robert odchrząknął, a potem sięgnął po kolejnego papierosa. Zazwyczaj Julia kwitowała to, mówiąc, że przybija kolejnego gwoździa do trumny, ale tym razem milczała.
Zapalił, upajając się już samym cichym sykiem palącego się tytoniu.
– Danuta umierała w męczarniach. Miała kilkanaście ran ciętych wykonanych nożem i jeden zadany hakiem. Była rozebrana, a ślady wskazywały na to, że została wykorzystana seksualnie.
– Przed, czy po śmierci?
– Przed. Ale już po zadaniu ran.
– Zwyrodnialec…
– Wyjątkowy – przyznał Robert. – Najpierw obezwładnił ją gdzieś w okolicy Równi Krupowej, a potem przeciągnął po ulicy, ułożył za krzakami i zaczął się pastwić. Trwało to dosyć długo, ale nikt nic nie widział, nikt niczego nie słyszał. Policja podejrzewała najpierw lokalnych recydywistów, ale wszyscy mieli alibi. Zajęto się więc turystami, zaczęto chodzić po pensjonatach, sprawdzać kogo popadnie… ale, mimo że sprawca pozostawił ślady biologiczne, nigdy nie trafiono na jego trop.
Julia przez chwilę się nie odzywała.
– Co ona w ogóle tam robiła?
– Poszła na zakupy, pewnie w drodze do biblioteki.
– Po coś dla dziecka?
– Wątpię. Nie znali jeszcze płci, mąż dopiero po sekcji dowiedział się, że to miała być dziewczynka.
Córka przez moment wbijała wzrok w dymiącego się papierosa. Robertowi przemknęło przez myśl, że w jej wieku palił już od pewnego czasu. Może ona także to robiła, a uwagi o gwoździach były tylko na pokaz? Przepaść między nimi zdawała się poszerzać z każdym kolejnym rokiem. Kiedyś mógł powiedzieć o niej wszystko, teraz wiedział jedynie to, co sam wydedukował lub przypadkiem dostrzegł.
Tym bardziej była to dobra okazja, aby nawiązać nić porozumienia. Wprawdzie temat nie należał do lekkich, ale skoro już udało mu się osiągnąć coś, co niewielu rodzicom się udaje – zainteresował czymś córkę – to nie mógł zrezygnować.
– Po latach zajęło się tym małopolskie Archiwum X. Policjanci przekopali się przez cztery tomy akt i okazało się, że dwa tygodnie po śmierci Danuty ktoś napadł na inną kobietę, też na Równi Krupowej.
– Ten sam człowiek?
– Jeśli wziąć pod uwagę, że wymachiwał hakiem na łańcuchu, to… nie może być co do tego żadnych wątpliwości.
– Zabił ją?
– Nie, uciekła. Ale kiedy sprawa wyszła na jaw, zgłosiła się inna kobieta. Twierdziła, że pewnej nocy wiozła do zakopiańskiego szpitala dziewczynę z ohydnymi ranami szarpanymi nogi. Małopolscy policjanci sprawdzili, ale w szpitalnym rejestrze niczego nie znaleźli. Takie to były czasy, nie wszystko się skrupulatnie notowało.
– Więc nie wiadomo, czy to było powiązane…
– Było. Kobieta podwoziła tę drugą dzień po śmierci Danuty.
Julia pokiwała głową w zadumie.
– Seryjny zabójca?
– Niedoszły – odparł Robert. – Udało mu się tylko z pierwszą ofiarą. Potem ustalono, że zgwałcił też zakonnicę, która modliła się w jednej z tatrzańskich kaplic. Zawsze atakował tak samo, za pomocą haka na łańcuchu. Zamachiwał się, zwalał ofiary z nóg, a potem szybko doskakiwał do nich z nożem. Media nazwały go Hakowym.
Córka patrzyła w milczeniu na paczkę papierosów. Robert pomyślał, że to dobry moment, aby ją poczęstować. Przekroczyliby kolejną granicę w ich relacji. Dzięki tak błahemu posunięciu w okamgnieniu staliby się dwójką dobrych znajomych, rozprawiających przy dymku na tematy, które żadnego z nich nie dotyczą.
– Może chcesz…
Sięgnęła po paczkę i sama się obsłużyła. Zapaliła, a on poczuł się nieswojo, jakby postawił krok zbyt blisko urwiska. Zaciągnęła się głęboko, fachowo. Nie ulegało wątpliwości, że to nie jej pierwszy papieros.
Odchrząknął znacząco.
– Matka będzie niezbyt…
– I nie mają żadnego tropu? – wpadła mu w słowo, stukając palcem w gazetę. – Absolutnie żadnego?
Pokręcił głową.
– Pracują nad tym od jakiegoś czasu, ale po tylu latach… – Robert urwał i położył „Tygodnik Podhalański” na miejscu. – Nawet nie mogą znaleźć pracownika szpitala, który pamiętałby tamtą dziewczynę z ranami szarpanymi.
– Ale mają całe mrowie nowych metod.
Z niepokojem obserwował, jak córka się zaciąga. W jakiś sposób miał wrażenie, jakby podglądał ją w dwuznacznej sytuacji. Niepokojące uczucie nie chciało go opuścić i szybko pożałował, że zgodził się, by zapaliła.
– Prawda? – dopytała.
– Tak.
– Mogą korzystać z badań DNA, tych wszystkich nowych systemów identyfikacji,