Zamiana. Beth O'learyЧитать онлайн книгу.
na niego spode łba.
– Popełniałam.
– W takim razie zdradź mi chociaż jeden, ideale. – Puszcza do mnie oko przez ramię.
Martha dostrzega moją zirytowaną minę i wyciąga rękę, żeby ścisnąć mi ramię, nagle przypomina sobie jednak, że jestem spocona jak mysz, więc tylko poklepuje mnie lekko po plecach.
– Masz plany na weekend? – pyta.
– Właściwie tak, jadę do Hamleigh – mówię, zerkając na telefon. Czekam na wiadomość od Ethana. Wczoraj musiał zostać do późna w pracy, liczę jednak na to, że dzisiaj wieczorem będzie miał czas. Chcę, żeby mnie objął, tak cudownie, jak tylko on potrafi, żebym mogła wtulić twarz w jego szyję i poczuć, jak przygarnia mnie do siebie całą.
– Tak? – Fitz robi kwaśną minę. – Pojedziesz na północ zobaczyć się z mamą? Naprawdę tego teraz chcesz?
– Fitz! – upomina go surowym tonem Martha. – Myślę, że to świetny pomysł, Leena. Spotkanie z babcią na pewno dobrze ci zrobi, a z mamą nie musisz się widzieć, jeżeli jeszcze nie jesteś na to gotowa. Ethan jedzie z tobą?
– Prawdopodobnie nie, pracuje nad tym projektem dla Swindon. Ma termin na przyszły czwartek. Do późna siedzi w biurze.
Fitz odpowiada na to dość wymownym warkotem blendera. Nie musi się odzywać; wiem, że jego zdaniem Ethan i ja powinniśmy się wzajemnie traktować bardziej priorytetowo. Fakt, nie widujemy się tak często, jak byśmy chcieli – mimo że pracujemy w jednej firmie, zawsze powierzają nam różne projekty, najczęściej w jakichś zapadłych parkach przemysłowych. Ale właśnie między innymi dlatego Ethan jest taki niesamowity. Rozumie, jak ważna jest praca. Kiedy umarła Carla i ze wszystkich sił starałam się utrzymać na powierzchni, to on pomagał mi skupić się na pracy, przypominając mi, dlaczego ją uwielbiam, nakłaniając mnie, żebym płynęła naprzód i nie dała się zatopić.
Tyle że teraz nie mam pracy, z której czerpałabym siły przez najbliższe osiem tygodni. Otwierają się przede mną dwa bezdenne, ziejące pustką miesiące. Kiedy wyobrażam sobie te długie godziny ciszy, bezruchu i czasu na myślenie, mam wrażenie, że za moment wypadnie mi żołądek. Potrzebuję celu, projektu, po prostu czegoś. Jeżeli przestanę płynąć, pochłonie mnie fala i na samą myśl o tym dostaję gęsiej skórki z przerażenia.
*
Na ekranie telefonu sprawdzam godzinę. Ethan spóźnia się już półtorej godziny – kiedy wychodził z pracy, pewnie dopadł go jeszcze partner. Przez całe popołudnie sprzątałam mieszkanie i zdążyłam skończyć przed jego spodziewanym przyjściem, ale minęły dwie dodatkowe godziny, które spędziłam na odsuwaniu mebli, odkurzaniu nóg krzeseł i przesadnie pedantycznym sprzątaniu, dzięki któremu można się stać bohaterem programu dokumentalnego na Channel 4.
Gdy wreszcie słyszę chrobot klucza w zamku, wyczołguję się spod kanapy i otrzepuję swoją ogromną bluzę do sprzątania. Jest na niej duże zdjęcie Buffy z miną, która budzi największy postrach wampirów. (Większość moich rzeczy, które nie są kostiumami, to porozciągane abnegackie bluzy i swetry. Może nie mam czasu na śledzenie najnowszych kultowych seriali, ale potrafię okazać lojalność – szczerze mówiąc, to jedyny rodzaj konfekcji, na jaki moim zdaniem warto wydawać pieniądze).
Ethan wchodzi do pokoju i teatralnie tłumi okrzyk zaskoczenia, obracając się i oglądając odmienione wnętrze. Bo rzeczywiście wygląda wspaniale. Dbamy o porządek w mieszkaniu, ale dzisiaj po prostu lśni czystością.
– Powinienem się domyślić, że nie wytrzymasz nawet dnia bez jakiejś szalonej krzątaniny. – Ethan spada na mnie jak pikujący jastrząb, żeby mnie pocałować. Pachnie mocną cytrusową wodą kolońską i ma zimny nos od marcowego deszczu. – Mieszkanie wygląda super. Miałabyś ochotę zająć się moim?
Trzepię go w ramię, a on śmieje się, odrzucając z czoła ciemne włosy w charakterystyczny dla niego sposób. Pochyla się i znowu mnie całuje, a ja przez moment jestem zazdrosna, bo wyczuwam buzującą w nim energię, którą wyniósł z pracy. Brakuje mi tego uczucia.
– Przepraszam za spóźnienie. – Odsuwa się ode mnie i rusza do kuchni. – Li wziął mnie na bok, żeby omówić dane o nakładach na B plus R do oceny projektu Webstera. Znasz go, za Chiny nie złapie żadnej aluzji. Jak się trzymasz, mój aniele?! – woła przez ramię.
Żołądek mi się skręca. Jak się trzymasz, mój aniele? Codziennie zadawał mi to pytanie przez telefon, kiedy Carla ledwie trzymała się życia; mówił to w drzwiach, zjawiając się u mnie z butelką wina i otwartymi ramionami, kiedy go potrzebowałam; pytał o to, gdy chwiejnym krokiem szłam przez salę na pogrzebie Carli, ściskając go za rękę tak mocno, że na pewno go bolało. Bez niego nie przetrwałabym tego wszystkiego. Nie wiem, czy istnieje na świecie miara, którą da się zważyć wdzięczność za to, że ktoś przeprowadza cię przez najczarniejsze chwile twojego życia.
– Chyba… dobrze – odpowiadam.
Ethan wraca; jego stopy w samych skarpetkach wyglądają nieco absurdalnie w zestawieniu z garniturem.
– Wydaje mi się, że to dobra rzecz – mówi. – Ten urlop.
– Tak myślisz? – Osuwam się na kanapę. Ethan sadowi się obok mnie i kładzie sobie na kolanach moje nogi.
– Oczywiście. Przecież nie musisz tracić kontaktu. Wiesz, że zawsze możesz dołożyć jakąś cegiełkę do moich projektów, a ja szepnę Rebecce, że bardzo mi pomagasz, żeby wiedziała, że mimo urlopu nie tracisz pary.
Siadam odrobinę prościej.
– Naprawdę?
– Oczywiście. – Całuje mnie. – Wiesz, że możesz na mnie liczyć.
Zmieniam pozycję, żeby lepiej go widzieć: jego subtelne, wyraziste usta, miękkie ciemne włosy, drobne skupisko piegów nad prawą kością policzkową. Jest taki piękny i jest przy mnie, kiedy najbardziej go potrzebuję. Mam niewiarygodne szczęście, że znalazłam tego faceta.
Pochyla się, żeby wziąć torbę z laptopem, którą powiesił na poręczy kanapy.
– Chcesz przejrzeć ze mną prezentację? Do oceny projektu Webstera?
Waham się, ale on już otwiera laptop i ustawia mi na kolanach, więc odchylam się na oparcie, słucham, jak mówi, i zdaję sobie sprawę, że Ethan ma rację – to rzeczywiście pomaga. Słysząc jego cichy głos opowiadający o dochodach i prognozach, czuję się prawie sobą.
4
Eileen
W piątek po południu jest trochę zawracania głowy – Dec zostawił na wycieraczce pod drzwiami wnętrzności myszy. Z kociego punktu widzenia miał to być na pewno miły gest, ale trudno było usunąć to paskudztwo z podeszew moich ulubionych butów. Nieco zdyszana, w ostatniej chwili wpadam do lokalnej sali komunalnej na zebranie Straży Sąsiedzkiej.
Straż Sąsiedzka Hamleigh to nieformalne, lecz prężnie działające stowarzyszenie. Przestępczość bardzo niepokoi mieszkańców Hamleigh-in-Harksdale, mimo że o ile dobrze pamiętam, jedynym przestępstwem popełnionym tu w ciągu ostatnich pięciu lat była kradzież kosiarki Basila… choć później okazało się, że pożyczyła ją od niego Betsy, która zaklina się, że wcześniej pytała go o zgodę. Wszystko jedno, komu należałoby wierzyć, trudno jednak mówić o epidemii przestępczości u nas, więc cotygodniowe dwugodzinne zebranie wydaje się lekką przesadą.
Na szczęście teraz ja dowodzę Strażą Sąsiedzką, a Betsy jest wicekomendantką (uzgodniono, że ze względu na wspomnianą przeszłość kryminalną Betsy nie może pełnić