Cokolwiek powiesz, nic nie mów. Группа авторовЧитать онлайн книгу.
do dziesięciu. Przez długi czas trzymano go przykutego do kaloryfera, a kajdanki ocierały mu skórę nadgarstków. Część więźniów miała halucynacje. Pewnego dnia McGuigan, przekonany, że nie wyjdzie stamtąd żywy, zaczął walić głową w kaloryfer, aż krew pociekła mu po twarzy.
Po tygodniu tortury się skończyły. Niektórzy więźniowie nie pamiętali, jak się nazywają. Mieli puste spojrzenia; jeden z nich porównał je do „dziur wyszczanych w śniegu”500. Inny więzień całkowicie osiwiał, choć kiedy brano go na przesłuchanie, miał kruczoczarne włosy501. (Krótko potem umarł na atak serca w wieku czterdziestu pięciu lat)502. Gdy Francis McGuigan znalazł się wreszcie w więzieniu przy Crumlin Road, ojciec, przyszedłszy na widzenie, rozpłakał się na jego widok503.
Nie zachowały się żadne informacje na temat tego, co o „intensywnych przesłuchaniach” sądził Frank Kitson. Mało prawdopodobne, by spędzały mu sen z powiek504. Ostre środki stanowiły przecież znak rozpoznawczy wojen kolonialnych, w których się specjalizował. Jeden z recenzentów jego książki na temat walki z powstańcami zauważył, że „cztery konwencje genewskie z 1949 roku podpisane przez Wielką Brytanię, istotne z punktu widzenia omawianych w książce zagadnień, nie doczekały się ani jednej wzmianki”. Rząd Wielkiej Brytanii przeprowadził później dochodzenie505. Stwierdzono, że niektóre metody śledcze zastosowane przeciwko tak zwanym Zakapturzonym należy uznać za przestępstwo. Jednak w 1978 roku Europejski Trybunał Praw Człowieka orzekł w kontrowersyjnym wyroku, że choć doszło do „nieludzkiego i poniżającego traktowania” więźniów, nie można mówić o torturach506. (Po atakach terrorystycznych z 11 września 2001 roku administracja George’a W. Busha powoływała się na ten właśnie wyrok, uzasadniając użycie tak zwanych wzmocnionych technik przesłuchań)507.
Ale najbardziej bodaj konkretnym narzędziem kolonialnej filozofii Franka Kitsona w Irlandii Północnej było MRF508, elitarna jednostka działająca w tak ścisłej tajemnicy, że nikt nie potrafił nawet rozszyfrować jej skrótu509. Jedni twierdzili, że MRF oznacza „Mobile Reconnaissance Force”, czyli Mobilne Siły Zwiadowcze. Zdaniem drugich nazwa brzmiała „Military Reconnaissance Force”, czyli Wojskowe Siły Zwiadowcze albo „Military Reaction Force” – Wojskowe Siły Reagowania. W skład MRF wchodziło około trzydzieściorga agentów specjalnych510, mężczyzn i kobiet, starannie wyselekcjonowanych żołnierzy armii brytyjskiej. Nosili cywilne ubrania511, spodnie dzwony i dżinsowe kurtki, mieli długie włosy. Inni członkowie armii mówili o nich „Saperzy”512, bo do ich zadań należały rekonesans i sprawdzanie miejsc, w których bojówkarze mogli podłożyć ładunki wybuchowe. Do jednostki celowo rekrutowano osoby irlandzkiego pochodzenia, łatwo wtapiające się w miejscową ludność513.
Członkowie MRF jeździli po republikańskich enklawach i prowadzili tajne obserwacje. Potrafili też przemieszczać się po „krainie Indian” pieszo. Udawali śmieciarzy albo pracowników służb oczyszczania miasta zamiatających ulice514. Zdarzało im się wmieszać w grupkę bezdomnych, siadać na chodniku i popijać alkohol. Zakradali się do spalonych domów i sklepów, by urządzać tam punkty obserwacyjne515. Wystarczyło usunąć jedną cegłę z zamurowanej fasady i już miało się dobrą miejscówkę do śledzenia, co dzieje się w okolicy. Jedna z członkiń MRF chodziła od drzwi do drzwi, rzekomo sprzedając kosmetyki516. W grudniu 1971 roku Kitson napisał raport zatytułowany Future Developments in Belfast… [Rozwój wydarzeń w Belfaście…]517. Stwierdzał w nim, że stworzenie i rozbudowanie MRF stanowi jeden z najważniejszych środków skutecznej walki z IRA.
Jednostka nie ograniczała się tylko do zbierania danych wywiadowczych – dokonywała też egzekucji. Ludzie w cywilnych ubraniach jeździli po mieście w fordzie cortina, ukrywając pod siedzeniem pistolet maszynowy Sterling518. Jeden z członków MRF tłumaczył później, że broń musiała być dobrze schowana, kamuflaż agentów sprawiał bowiem, że gdyby przypadkiem dostrzegli ją żołnierze w jakimś punkcie kontrolnym, „otworzyliby ogień i by nas pozabijali”519. Goście z zielonej furgonetki, którzy próbowali zastrzelić Brendana Hughesa w zachodnim Belfaście, też należeli do MRF. Egzekutorzy specjalnie brali na akcje taką samą broń, jaką posługiwali się bojówkarze, by w razie czego analiza balistyczna wykazała, że za zabójstwem stała IRA albo lojaliści, a nie armia520.
„Zależało nam na sianiu zamętu” – wyjaśniał po latach członek MRF521. Zrzucenie winy na bojówkarzy mogło zaszkodzić ich reputacji, a zarazem pozwalało armii udawać bezstronnego arbitra w konflikcie. Dotyczyło to szczególnie sytuacji, kiedy z ręki MRF przypadkiem ginął niewinny cywil. Pewnej letniej nocy w 1972 roku dwudziestoczteroletnia Jean Smyth-Campbell siedziała na fotelu pasażera w samochodzie na dworcu autobusowym przy Glen Road, gdy nagle przez okno wpadł pocisk i trafił ją w głowę522. Policja ogłosiła, że „siły bezpieczeństwa nie były zamieszane w zabójstwo”. Sugerowano, że mogło mieć ono związek z działalnością miejscowych „organizacji politycznych” (czyli po prostu ugrupowań paramilitarnych). Rodzina Smyth-Campbell sądziła, że kobietę zastrzelił ktoś z IRA. Dopiero czterdzieści lat później okazało się, że została zabita przez MRF523.
Frank Kitson po mistrzowsku manipulował prasą. Ilekroć dochodziło do poważniejszych aktów przemocy, zapraszał miejscowego korespondenta „Guardiana”, młodego Simona Winchestera na briefing w kwaterze głównej524. Pewnym siebie tonem przedstawiał okoliczności zdarzenia, a nawet podawał zastrzeżone informacje na temat ofiar. Winchester miał się za szczęściarza, któremu trafił się świetny materiał, toteż posłusznie pisał potem w gazecie, że zastrzelono na przykład kwatermistrza albo ważnego snajpera Provos. Lubił Kitsona, nazywał go małym brygadierem. Zdarzało mu się odwiedzać jego rodzinę mieszkającą na terenie bazy wojskowej i grywać w karty z córką oficera. Dopiero później uświadomił sobie, że przecież w tamtym czasie Brytyjczycy dysponowali wyjątkowo marnymi danymi na temat Tymczasowej IRA, i pojął, że większość informacji, które gorliwie przytoczył na łamach gazety, była błędna. Przyznał nawet publicznie, że został wykorzystany przez Kitsona jako „tuba propagandowa” armii.
IRA miała obsesję na punkcie Kitsona525. Provos uważnie przestudiowali Low Intensity Operations i często wspominali o autorze książki w swoich materiałach propagandowych. W rozgorączkowanych głowach bojówkarzy brygadier urósł do rangi arcywroga, działającego w ukryciu. Mówiono o nim: „Kits, rzeźnik Belfastu”526. Członkowie Provos, z przesądnością typową dla okresu wojny, tłumaczyli sobie wszelkie przypadkowe, niezrozumiałe zdarzenia jako celowe zagrywki tego przebiegłego stratega
500
501
Człowiekiem tym był Seán McKenna. John Conroy,
502
Tamże, s. 188.
503
Francis McGuigan, wywiad udzielony autorowi.
504
505
506
507
Memorandum Jaya Bybee, Biuro Prawne Departamentu Sprawiedliwości Stanów Zjednoczonych dla Alberta Gonzaleza, doradcy prezydenta,
508
Wewnątrz armii używano wówczas nazwy Mobile Reacton Force – zob. list generała majora W.H.G. Beacha do generała brygady M. E. Tickella, 17 lutego 1972, National Archives, Kew.
509
Taylor,
510
511
Tamże.
512
Mark Urban,
513
Tamże, s. 36.
514
515
Dillon,
516
Urban,
517
Frank Kitson,
518
Dillon,
519
Tamże, s. 42.
520
Były członek MRF mówił w 1978 roku: „Polecono nam wykorzystywać radzieckie kałasznikowy, karabinki Armalite i pistolety maszynowe Thompson, bo właśnie tą bronią posługiwała się Provos. Sami się domyślcie, dlaczego generał Kitson uznał, że tak należy postępować. W każdym razie nie była to standardowa broń brytyjskiej armii” – Margaret Urwin,
521
522
523
524
Simon Winchester, wywiad udzielony autorowi;
525
Dillon,
526