Wyrosnąć z DDA. Robert J. AckermanЧитать онлайн книгу.
przyjaciółka ma ojca będącego aktywnym alkoholikiem i tego nie potrafi. (Proszę się nie martwić, posłałam jej Pana książkę). Jestem teraz w małżeństwie, w jakim nigdy nie byli moi rodzice. Dzięki Bogu!
Tak czy tak, jestem silna. Uczę się stać na własnych nogach. Nie mogę uwierzyć, że ta jedna relacja w moim życiu, którą uznawałam za najlepszą, jest w rzeczywistości najgorsza.
Jeszcze raz dziękuję – jest Pan wyjątkowym człowiekiem!
Jen
Szanowny Panie Doktorze,
bardzo dziękuję, że poprosił mnie Pan o przedstawienie części moich doświadczeń DDA. Zgadzam się z tym, że czytanie o przeżyciach innych pomaga nam. Wiem, że sama poczułam wielką nadzieję po przeczytaniu o innych kobietach, które miały jeszcze gorsze doświadczenia niż moje, a w końcu nauczyły się kierować swoim życiem w taki sposób, by zachowanie obecnych w nim alkoholików czy narkomanów nie doprowadzało ich do szału.
Mam trzydzieści siedem lat, a w wieku dwudziestu trzech owdowiałam. Związek, w którym jestem obecnie, trwa od czternastu lat. Jestem najstarszą z czworga rodzeństwa i jedyną córką. Mając dziewiętnaście lat, wyszłam za swoją licealną miłość, Jamesa, który również pochodził z rodziny alkoholowej. Ze względu na jego służbę wojskową mieszkaliśmy za granicą. Tam też zginął w wypadku samochodowym. Nasze małżeństwo było już wtedy na skraju rozpadu, bo ciągle mnie zdradzał.
Briana poznałam zaledwie kilka miesięcy później. Otoczył mnie uwagą, której w tamtym okresie rozpaczliwie potrzebowałam. Jakaś część mnie smuciła się z powodu śmierci męża, ale inna czuła wielką ulgę, że nie może mnie już dalej ranić. Myślę, że zawsze już będę miała wyrzuty sumienia z powodu tych odczuć, ale właśnie tak wtedy czułam.
Brian był trochę imprezowiczem, kiedy się poznaliśmy, ale byliśmy młodzi, niezwiązani z nikim i nie mieliśmy dzieci, więc nie sprawiało mi to kłopotu. Przez całe lata od poznania mogliśmy spotykać się wspólnie z przyjaciółmi i korzystać towarzysko z alkoholu, nie odczuwając żadnych szkodliwych tego skutków. To była po prostu młodość i dobra zabawa. Problemy zaczęły się po jakichś siedmiu latach, kiedy postanowiliśmy założyć rodzinę. Dla mnie było oczywiste, że po podjęciu takiej decyzji człowiek się ogarnia i dorasta. Dla Briana nie było to takie proste. Nie zdawałam sobie sprawy, że był faktycznie uzależniony od używek. Zrobiło się jeszcze gorzej, gdy zaczął eksperymentować z crackiem. Palił, a potem przepadał na całą noc. Działo się to, kiedy byłam w ciąży z naszą córką. Pamiętam, jak w ósmym i dziewiątym miesiącu niezliczone razy jeździłam po mieście, szukając go po mieście bladym świtem, podczas gdy powinnam wysypiać się w domu, bo rano szłam do pracy.
Całe noce nie mogłam usnąć, tylko przepłakiwałam. To był w moim życiu okropny okres. Dzwoniłam w środku nocy do jego matki i żaliłam się, co nie bardzo jej odpowiadało. Pewnego razu miałam tak dość, że wywaliłam z szafek wszystkie jego rzeczy i usypałam z nich wielki stos na podłodze w pokoju dziennym z zamiarem wyrzucenia go, gdy tylko wróci!
Od urodzenia się naszej córeczki takich incydentów jest mniej i pojawiają się dużo rzadziej, ale Brian wciąż ma nawroty. Teraz chyba już od dawna nie palił cracku, ale wiem, że od czasu do czasu popala trawkę, a także nadużywa alkoholu. Ciągle rusza mnie to, kiedy coś bierze, ale w końcu zdałam sobie sprawę i zaakceptowałam to, że kolejny incydent jest zawsze tylko kwestią czasu. Kiedyś myślałam, że pewnego dnia Brian dojrzeje i przestanie zachowywać się nieodpowiedzialnie. Teraz rozumiem, że prawdopodobnie tak nie będzie. Alkoholizm i uzależnienie od używek to nie są problemy, z których się zwyczajnie „wyrasta”. Jednak nadal jest to dla mnie bardzo frustrujące, kiedy wraca po jakiejś nocnej balandze i mówi mi, jak zły jest na siebie i że tym razem będzie inaczej, naprawdę się zmieni i nigdy już czegoś takiego nie zrobi. Wyobraża Pan sobie, ile razy słyszałam od niego te słowa.
Na początku mu wierzyłam i przez pewien czas było w porządku, ale potem oczywiście znowu wszystko wracało. I znów kolejne obietnice, które dalej były łamane. Nie mam już siły, żeby w nie wierzyć. Taka wiara zapewne doprowadziłaby mnie do szaleństwa. Pozwalanie sobie na nią i chwalenie się przed znajomymi i rodziną, że tym razem on naprawdę traktuje to poważnie, że tym razem jest inaczej, jest zbyt bolesne. W takich chwilach zawsze patrzyli na mnie dziwnie, a ja wiedziałam, co myślą: „Wszystko jej można wmówić”. Mam dość czucia się jak głupia, a poza tym to za bardzo boli, gdy cała nadzieja raz po raz umiera. Dlatego teraz przyjmuję do wiadomości, że on właśnie taki jest.
Podejrzewam, że jestem nawet wdzięczna, bo mogłoby być jeszcze gorzej, dużo gorzej. Mógłby być odrażającym, awanturującym się, agresywnym alkoholikiem, który pije każdego dnia i robi wszystkim w domu istne piekło. Taki był mój ojciec. Więc nie, to nie wygląda aż tak źle. Brian potrafi funkcjonować przez miesiące, nawet rok czy dłużej bez wznowy. To stwarza złudzenie, że może tym razem w końcu całkiem mu się udało. Do zeszłego tygodnia upłynęło ponad półtora roku od jego ostatniego ciągu.
Wyszedł z domu odwieźć mojego brata, który, nawiasem mówiąc, też jest alkoholikiem, i nie wracał przez cztery godziny, mimo że dojazd zajmuje dwadzieścia minut. Tego wieczoru dzwonił do mnie kilka razy, faszerując mnie jakimiś wymówkami, dlaczego jeszcze go nie ma. Przez cały ten czas czułam, że kiepsko się dzieje. Podczas poprzedniego incydentu, półtora roku wcześniej, też był z moim bratem. Żeby nie przedłużać opowieści, powiem tylko, że tej nocy wylądował w areszcie. Zadzwonił, żebym przyszła i zapłaciła za niego kaucję. Powiedziałam, że nie ma mowy. Absolutnie nie wchodzi w grę, żebym w środku nocy zrywała z łóżek nasze dzieci po to, żeby wyciągać go z aresztu. Powiedziałam, że sam się wpakował w te kłopoty, więc może teraz sam sobie poradzić. Dlaczego ja miałabym przez to cierpieć? Przesiedział w celi całą noc. To była jedna z najlepszych decyzji, jakie podjęłam. Nawet Brian to przyznał. Miał dzięki temu dużo czasu na myślenie o swoim życiu i o tym, do czego może doprowadzić, jeśli w końcu się nie otrząśnie. Dlatego wiem, że ze mną jest teraz dużo lepiej niż kilka lat temu. Wiem, że mam dość siły, by zatroszczyć się o siebie.
Najbardziej martwię się obecnie o nasze dzieci, szczególnie o córkę. Mamy dwójkę: siedmioletnią córkę i czteroletniego syna. Wiem, że kiedy córka będzie starsza, zacznie wyczuwać napięcie pomiędzy rodzicami. Pewnego dnia Brian znowu odwali jakiś numer, a ona się o tym dowie. Nie będę jej w tych sprawach okłamywała. Nie zrobię tego. Zresztą i tak by się na udało. Dzieci czują, kiedy nie mówi się czegoś z przekonaniem albo kiedy opowiada się im bajki. Ja zawsze czułam. Nie chcę nigdy posyłać jej takich dezorientujących sygnałów. W zasadzie uważam, że Brian powinien jej to wyjaśnić. Ale wtedy – i właśnie tego się najbardziej boję – wiem, że ona w końcu do mnie przyjdzie z pytaniem: dlaczego, skoro on mnie okłamuje i w ogóle zachowuje się tak, jak się zachowuje, wciąż z nim jestem? To trudne pytanie. Trudno mi na nie odpowiedzieć nawet sobie. Oczywiście go kocham i jest fantastycznym ojcem. Jest dobrym człowiekiem pod bardzo wieloma względami. Nasza córka go uwielbia. Syn jest trochę bardziej zdystansowany; ogólnie mówiąc, nie czuje się zbyt swobodnie w otoczeniu mężczyzn. Ale boję się, jak córka zareaguje na odkrycie, że tata nie jest doskonały. Boję się także tego, że dostanie ode mnie sygnał, iż nie ma nic złego w utrzymywaniu związku z kimś, kto cię okłamuje i traktuje gorzej, niż na to zasługujesz. W sumie wydaje się, że właśnie tak robi Mamusia…
Tak bardzo chcę, żeby łańcuch pokoleń współuzależnionych kobiet w mojej rodzinie przerwał się na mnie i żeby ona była tak zdrowa emocjonalnie, jak to możliwe, i mój syn rzecz jasna też. Trudniej jest mi wyobrazić sobie, jak to wszystko będzie w tym momencie wpływać na niego. Naturalnie najlepiej umiem postawić się w sytuacji córki. Pamiętam, jak czytałam, że kiedy chłopcy zaczynają uczyć się zachowań względem kobiet, z którymi wchodzą w bliższą relację, często opierają się na tym, jak ojciec traktował