Zima świata. Ken FollettЧитать онлайн книгу.
Lloyd poczuł wzbierający gniew. Nie znosił, gdy ktoś nim pomiatał. Mógł znokautować smarkatego bojówkarza jednym lewym sierpowym. Siłą woli zachował spokój, odwrócił się i wszedł.
Po burdzie w Teatrze Ludowym matka obejrzała okrągły guz na jego głowie i kazała wracać do Anglii. Zdołał jej to wyperswadować, choć z trudem.
Uważała, że nie dba o swoje bezpieczeństwo, co niezupełnie było prawdą. Czasem odczuwał strach, który jednak jeszcze bardziej podsycał w nim bojowego ducha. Instynkt nakazywał mu atakować, a nie uciekać. Właśnie tego obawiała się matka.
Jak na ironię, była taka sama. Nie zamierzała wracać do domu. Ona również czuła lęk, ale przebywanie w Niemczech w momencie zwrotnym historii tego kraju podniecało ją. Obserwowała wybuchy przemocy i represje i miała pewność, że mogłaby napisać książkę stanowiącą ostrzeżenie dla zwolenników demokracji w innych krajach przed taktyką, do jakiej uciekali się faszyści.
„Jesteś jeszcze gorsza ode mnie”, zauważył Lloyd, a ona nie znalazła na to dobrej odpowiedzi.
W operze roiło się od brunatnych koszul i esesmanów, wielu z nich było uzbrojonych. Pilnowali wszystkich drzwi, spojrzeniami i gestami okazywali nienawiść i pogardę każdemu, kto nie popierał nazistów.
Walter spóźnił się na zebranie klubu parlamentarnego Socjaldemokratycznej Partii Niemiec. Lloyd maszerował szybko korytarzem, szukając właściwego pomieszczenia. Zajrzawszy do sali plenarnej, zobaczył zwisającą z sufitu olbrzymią swastykę.
Podczas pierwszej sesji, która rozpoczęła się po południu, procedowano ustawę o specjalnych pełnomocnictwach, pozwalającą Hitlerowi uchwalać prawa bez zgody Reichstagu.
Ustawa była zatrważająca, gdyż czyniła Hitlera dyktatorem. Represje, zastraszenia, tortury i morderstwa, których sceną były Niemcy od kilku tygodni, miały stać się normą. Wydawało się to wręcz nie do pomyślenia.
Lloyd nie wyobrażał sobie, by jakikolwiek parlament uchwalił taką ustawę. Deputowani musieliby zagłosować przeciwko sobie, pozbawiając się władzy. Równałoby się to politycznemu samobójstwu.
Socjaldemokraci zgromadzili się w małej sali, gdy obrady już się zaczęły. Lloyd wskazał Walterowi drogę, potem posłano go po kawę.
Stanął w kolejce za młodym mężczyzną o bladej cerze i wyrazistej twarzy, ubranym w żałobną czerń. Niemiecki Lloyda stał się płynniejszy i bardziej potoczny, chłopak nie bał się więc rozpocząć rozmowy z nieznajomym. Dowiedział się, że to Heinrich von Kessel, który podobnie jak on jako wolontariusz pełnił funkcję asystenta parlamentarzysty. Pomagał swojemu ojcu Gottfriedowi, deputowanemu z ramienia katolickiej partii Centrum.
– Mój ojciec dobrze zna Waltera von Ulricha – rzekł Heinrich. – Obaj byli attaché w ambasadzie niemieckiej w Londynie w tysiąc dziewięćset czternastym roku.
Lloyd zauważył, że świat dyplomacji i polityki międzynarodowej jest bardzo mały.
Heinrich oznajmił mu, że nawrócenie na wiarę chrześcijańską pomogłoby rozwiązać wiele problemów Niemiec.
– Ja raczej nie jestem wierzący – wyznał Lloyd. – Mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza. Moi dziadkowie Walijczycy potrafią sypać cytatami z Biblii, ale mama traktuje wiarę obojętnie, a mój ojczym jest Żydem. Od czasu do czasu chodzimy do kaplicy Calvary Gospel w Aldgate, ale głównie dlatego, że pastor należy do Partii Pracy.
– Będę się za ciebie modlił – odparł z uśmiechem Heinrich.
Lloyd przypomniał sobie, że katolicy nie są prozelitami. Jakże różnił się młody Heinrich od dziadków Lloyda z Aberowen, którzy uważali, że niewierzący z premedytacją zamykają oczy na Ewangelię i w ten sposób skazują się na wieczne potępienie.
Wróciwszy na zebranie deputowanych socjaldemokratycznych, Lloyd trafił na przemówienie Waltera.
– To nie może przejść! Ustawa o specjalnych pełnomocnictwach jest poprawką do konstytucji i jako taka wymaga kworum dwóch trzecich parlamentarzystów, czyli czterystu trzydziestu dwóch spośród sześciuset czterdziestu siedmiu.
Stawiając tacę na stole, Lloyd dokonał w pamięci obliczeń. Narodowi socjaliści mieli dwieście osiemdziesiąt osiem miejsc w Reichstagu, a ich sojusznicy nacjonaliści dysponowali pięćdziesięcioma dwoma, co dawało trzysta czterdzieści głosów. Brakowało zatem prawie stu głosów. Ustawa nie zostanie uchwalona. Uspokojony Lloyd usiadł, by przysłuchiwać się debacie i szlifować język.
Jednak jego spokój nie potrwał długo.
– Nie bądź taki pewny – rzekł jakiś mężczyzna z akcentem berlińskiego robotnika. – Naziści zorganizowali spotkanie z partią Centrum. – Lloyd przypomniał sobie o Heinrichu. – W ten sposób mogą uzyskać siedemdziesiąt cztery głosy.
Lloyd ściągnął brwi. Dlaczego katolicka partia Centrum miałaby wesprzeć ustawę odbierającą jej wszelki wpływ na władzę?
Walter wyraził jego wątpliwości w sposób bardziej dobitny:
– Czy oni mogą być aż tak głupi?
Lloyd żałował teraz, że nie wiedział o zamiarach centrystów, zanim poszedł po kawę. Mógłby porozmawiać o tym z Heinrichem i dowiedzieć się czegoś pożytecznego. Zaklął w myślach.
– We Włoszech partia katolicka zawarła z Mussolinim umowę zwaną konkordatem, aby chronić Kościół – odezwał się deputowany z berlińskim akcentem. – Dlaczego mieliby nie zrobić tego u nas?
Lloyd obliczył, że z poparciem Centrum naziści uzbieraliby czterysta jedenaście głosów.
– I tak brakuje do dwóch trzecich – oznajmił z ulgą Walter.
– Nie bierzecie pod uwagę najnowszego obwieszczenia przewodniczącego Reichstagu – odezwał się jakiś młody asystent deputowanego. Przewodniczącym był Hermann Göring, najbliższy współpracownik Hitlera. Lloyd nie słyszał komunikatu i wydawało się, że nikt inny także o nim nie wiedział. Zapadła cisza. Asystent mówił dalej: – Ogłosił, że deputowani komunistyczni, którzy są nieobecni, ponieważ siedzą w więzieniu, nie będą brani pod uwagę.
W sali rozległy się głosy protestu i oburzenia. Twarz Waltera poczerwieniała.
– Nie wolno mu tego zrobić! – krzyknął.
– Takie postępowanie jest sprzeczne z prawem – potwierdził asystent – ale on to zrobił.
Lloyd był wstrząśnięty. Czy to możliwe, by ustawę przegłosowano dzięki regulaminowemu kruczkowi? Znów dokonał obliczeń. Komuniści mieli osiemdziesiąt jeden miejsc w parlamencie. Po ich odliczeniu naziści potrzebowali dwóch trzecich z pięciuset sześćdziesięciu sześciu głosów, czyli trzystu siedemdziesięciu ośmiu. Wraz z głosami nacjonalistów wciąż mieli ich za mało, lecz jeśli zdobędą poparcie katolików, szala przechyli się na ich korzyść.
– To są działania nielegalne – stwierdził ktoś. – Powinniśmy na znak protestu wyjść z sali obrad.
– Nie! – powiedział dobitnie Walter. – Wtedy przepchną ustawę pod naszą nieobecność. Trzeba przekonać katolików, żeby zagłosowali przeciw. Wels musi osobiście porozmawiać z Kaasem. – Otto Wels był przewodniczącym Niemieckiej Partii Socjaldemokratycznej, a prałat Ludwig Kaas stał na czele partii Centrum.
Propozycję przyjęto szmerem aprobaty.
Lloyd odetchnął głęboko.
– Herr von Ulrich, może zaprosiłby pan na lunch Gottfrieda von Kessla? Zdaje się, że przed wojną pracowaliście razem na placówce w Londynie.
Walter