Śreżoga. Katarzyna PuzyńskaЧитать онлайн книгу.
Stare wyblakłe tatuaże, skórzana kurtka z przykrótkimi rękawami, bojówki i wojskowe buty dopełniały obrazu. Kto by zobaczył Klementynę po raz pierwszy, myślałby pewnie, że twarda z niej kobieta. Nie pomyliłby się. Ale Weronika wiedziała swoje. Za groźnym wyglądem kryły się też uczucia. A przede wszystkim wielka przyjaźń, którą darzyła Daniela. A właśnie o byłego męża Weroniki tu chodziło.
– Spoko. Ale! Już od dłuższego czasu czołgam się po tych krzakach. A ty niezbyt chcesz gadać – irytowała się Kopp. – Bo o czymś chcesz gadać, co? Księżyca teraz nie odkrywam. Raczej nie wybieramy się codziennie na takie urocze wspólne przechadzki.
Weronika nie zaprzeczyła. Faktycznie chciała gadać. Nawet bardzo chciała. Tylko że ciężko było się do tego zabrać. A przede wszystkim odpowiednio ubrać to w słowa. Odkąd zmarła Wiera, Podgórska nie miała tu takiej prawdziwej przyjaciółki od serca. Rozpaczliwie potrzebowała po prostu z kimś pomówić. Nie tylko o Danielu, ale też o tym wszystkim, co sama przechodziła.
Tylko od czego by tu zacząć? Od tego, że ciągle zostawiała swoją maleńką córeczkę pod opieką pierwszego byłego męża i drugiej byłej teściowej? Bo mimo że tak bardzo oczekiwała dziecka, okazało się, że po porodzie coś było nie tak i nie potrafiła odnaleźć w sobie satysfakcji i szczęścia, których tak pragnęła. Myślała, że z czasem będzie lepiej. Ale wszystko było takie skomplikowane. Ułoży się, słyszała.
Tylko że nic nie było lepiej. Córeczka miała już rok i prawie cztery miesiące, a niewiele się zmieniło. Weronika nie potrafiła odnaleźć radości z macierzyństwa, którego tak pragnęła. Wyrzuty sumienia, że jest złą matką, zupełnie ją wyniszczały. Gdyby nie Mariusz i Maria, pewnie by sobie nie poradziła.
Mogłaby mówić o tym, i to bardzo długo. Ale mogła też wspomnieć, jak bardzo winiła się za śmierć Emilii Strzałkowskiej. Zadręczanie się śmiercią kochanki drugiego męża, właściwie teraz już eksmęża, zatrącało co najmniej o melodramat, ale Weronika nie potrafiła tego powstrzymać. Przecież to ona doprowadziła do tego, że Daniel zerwał z Emilią, w wyniku czego policjantka popełniła samobójstwo.
Może dlatego Weronika w jakimś geście rozpaczy nazwała swoją maleńką córeczkę imieniem rywalki. Z jakiegoś powodu czuła, że jest to Strzałkowskiej winna. Może myślała, że zagłuszy wyrzuty sumienia. Maleńka Emilka urodziła się pierwszego listopada dwa tysiące osiemnastego roku. Dokładnie w dzień Wszystkich Świętych. Mniej więcej osiem miesięcy po tym, jak Strzałkowska popełniła samobójstwo.
Podgórski był w tamtym czasie pogrążony w zupełnym stuporze. Zaakceptował imię. Weronika nie była jednak pewna, czy dlatego że faktycznie chciał, żeby ich córka tak się nazywała. Być może uznał, że po rozwodzie i tak nie ma prawa do decydowania. A może jego żal był zbyt wielki, żeby cokolwiek go to obchodziło.
– O czym chcesz gadać, co? – zapytała Kopp, przerywając potok myśli Podgórskiej.
Weronika chciała rozmawiać o Danielu. Niedługo po samobójstwie Emilii wzięli rozwód, mimo że Weronika była w zaawansowanej ciąży. Policjant powiedział jej szczerze, że nie da rady. Że kocha Emilię i tak zostanie. Mimo że ona nie żyła.
Głos mu wyraźnie drżał, kiedy to mówił. Twarz miał wprawdzie spokojną, ale Weronika czuła, że buzują w nim emocje. Była mu wdzięczna za tę szczerość. Nie chciała żyć w kłamstwie i uznała, że mimo iż spodziewa się jego dziecka, lepiej będzie dla nich wszystkich, jeżeli faktycznie się rozstaną.
Wtedy niespodziewanie pomógł jej Mariusz. Jej pierwszy były mąż z nieoczekiwaną radością zaczął zajmować się cudzym dzieckiem i nią. Nawet kiedy byli małżeństwem, nigdy nie okazywał jej tyle czułości. Może dopiero teraz do tego dojrzał.
Po zakończeniu śledztwa dotyczącego Pokrzyku Mariusz miał trochę kłopotów. Założył nielegalny podsłuch i musiał to wyjaśnić. Ostatecznie się wybronił. Artykuł 267 paragraf 3 kodeksu karnego głosił, że bezprawne uzyskiwanie informacji podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat dwóch. Ściganie następuje na wniosek pokrzywdzonego. Ale osoby pokrzywdzone nie żyły. I w ten sposób Mariusz wylądował u Weroniki w dworku w Lipowie. Zamiast Daniela. A Podgórski wrócił do sutereny domu swojej matki. Czyli tam, gdzie mieszkał, kiedy go poznała. Życie bywa przewrotne.
– Jak chcesz – mruknęła Kopp i ruszyła dalej przez krzaki, nie czekając, aż Weronika zdecyduje się odezwać.
– Myślałam, że łatwiej będzie tędy przejść – przyznała z westchnieniem.
Wiosną i latem faktycznie było tu gęsto od liści. Teraz drzewa i krzaki miały łyse gałęzie. Mimo to jakby próbowały je zatrzymać. Jakby nie chciały dopuścić, żeby Weronika i Klementyna dotarły do polanki nad jeziorem.
Przedzierały się dalej w milczeniu. Weronika zastanawiała się, od czego zacząć. Chciała powiedzieć, że Daniel przychodzi odwiedzać córeczkę. Że bawi się z nią, że nawet się uśmiecha. Ale ten uśmiech nie jest prawdziwy. Jego oczy zawsze są smutne. Podgórska była bardzo czuła na takie rzeczy. Może dlatego, że była psychologiem.
Wiedziała też, że ona sama nie jest odpowiednią osobą, żeby z Danielem o tym wszystkim pomówić. Za dużo nagromadziło się między nimi niewypowiedzianych słów, żeby teraz jej się zwierzał. Z matką też nie chciał rozmawiać, chociaż Weronika była pewna, że Maria chętnie by go wysłuchała. Pozostawała więc tylko Klementyna.
Weronika patrzyła, jak pod ciężkimi butami emerytowanej komisarz łamią się gałązki na ścieżce. Ziemia nie była zamarznięta. Temperatury tej zimy praktycznie nie spadały poniżej zera. Teraz było prawie dziesięć stopni, choć zdawało się zimniej. Chłodny wiatr sprawiał, że raz po raz przebiegały jej po plecach dreszcze. Wilgoć w powietrzu potęgowała chłód. Może niedługo będzie padać śnieg z deszczem. To nie była zwykła zima. Czuło się, że rok dwa tysiące dwadzieścia zaczyna się dziwnie. Ciekawe, co jeszcze może się zdarzyć.
– Chcesz pogadać o Danielu, co? – rzuciła Kopp. Tym razem się nie odwróciła. – Tak przynajmniej zasugerowałaś, kiedy wychodziłyśmy. To może już przejdziesz do rzeczy, co? Czy będziemy tak wędrować w milczeniu, co? Pije znów czy jak?
Klementyna jak zwykle wyrzucała z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego. Póki się człowiek nie przyzwyczaił, trudno ją było zrozumieć.
– Nie.
Weronika chciała powiedzieć, że po prostu się o niego martwi. Nie wrócił co prawda do nałogu. Z tego, co wiedziała, przestał nawet palić. Całe dnie spędzał w pracy. Wydawało jej się, że to była forma ucieczki. Chciała mu pomóc, ale wiedziała, że były mąż by sobie nie życzył, żeby o nim rozmawiała. Nawet z Kopp. Może Weronika wyolbrzymiała problem. Czy miała w ogóle prawo ingerować w jego sprawy? Po tym wszystkim, co się stało?
– Chodzi o Malwinę Górską – powiedziała więc, porzucając temat Daniela.
Może jeszcze przyjdzie czas, że pomówi o nim z Klementyną. Teraz miała jeszcze jedną sprawę do obgadania. Obiecała.
– Czyli? – odparła Kopp. – Nie kojarzę kobiety.
– To pisarka. Niedawno wprowadziła się do tego drewnianego domu koło mnie – wyjaśniła Weronika.
Podgórska przeprowadziła się z Warszawy do Lipowa prawie dokładnie siedem lat temu. Po rozwodzie z Mariuszem. Kupiła wtedy stary dworek pod lasem. Przez bardzo długi czas za jedynych sąsiadów miała z jednej strony drzewa, a z drugiej pola. Zabudowania Lipowa znajdowały się nieco dalej. Dwa lata temu jeden z rolników sprzedał część swojego terenu. Kupiła go pisarka z Warszawy i wybudowała drewniany dom. Trochę to trwało, ale teraz roboty dobiegły końca i Malwina Górska w końcu się wprowadziła.
Początkowo Weronice