Afekt. Remigiusz MrózЧитать онлайн книгу.
się z potrzebą, która zawsze nachodziła ją w podobnych chwilach. Oddałaby połowę kolekcji płyt Iron Maiden za możliwość wyjścia przed kawiarnię i wyciągnięcia paczki marlboro.
Postarała się odsunąć te myśli i skupić na tym, co w tej chwili było najważniejsze. Sprawa, która przed momentem wydawała jej się całkiem prosta, teraz ewidentnie miała drugie dno.
– Kinga wspominała kiedyś o sprawie Hauera? – odezwała się Chyłka. – O tym, że dostała od niego pieniądze?
– Nie. Zresztą musiała je od niego wyciągnąć dużo później, kiedy był już w miarę znanym politykiem. Pewnie była już na studiach, a ja nie miałem wtedy kontaktu ani z nią, ani z Asią.
Ilekroć używał tego zdrobnienia, Joanna czuła się co najmniej nieswojo. Robiła jednak wszystko, by nie dać tego po sobie poznać.
– A do samego rzekomego gwałtu miało dojść, kiedy była małoletnia, nie? – ciągnął Oryński. – Czyli jeszcze przed tym, jak trafiła do liceum.
Chyłka układała sobie to wszystko w głowie. Wciąż nie wierzyła, żeby Patryk Hauer był zdolny do tego, co zarzucała mu dziewczyna. A więc jej wiarygodność należało podać w wątpliwość.
Sam upływ czasu między zdarzeniem a próbą wyciągnięcia go na światło dzienne nie miał dla Joanny znaczenia. Doskonale wiedziała, że długa zwłoka nie przemawia na niekorzyść ofiary.
– Potrzebujemy więcej informacji – oznajmiła.
– Wyświetlić na niebie Kormakosygnał?
– Nie. Kościotrup jest z Anką gdzieś za granicą w sprawie małego. Chyba w Wielkiej Brytanii.
Oryński potrząsnął głową, jakby dopiero teraz uświadomił sobie, że planowali wyjazd od pewnego czasu.
– Faktycznie – odparł. – W takim razie…
– W takim razie zostaje nam albo wizyta w Pałacu Prezydenckim, bo to właśnie tam urzęduje jedyna osoba, która może coś wiedzieć, albo u twojej byłej dziewczyny.
– Z dwojga złego wolałbym tę pierwszą opcję.
Joannie nie umknęło, że nie zabrzmiało to zbyt przekonująco. Raczej jak próba zbudowania dystansu tam, gdzie go nie ma.
– Wiesz, co robi teraz ta twoja Asia? – spytała Chyłka.
– Pracuje gdzieś w Galerii Młociny, widziałem u niej na stories filmik z otwarcia.
Joanna odstawiła kubek i wbiła wzrok w oczy Oryńskiego.
– No co? – spytał.
– Nie podejrzewałam cię o podglądanie swoich byłych na Instagramie. Głównie dlatego, że nie sądziłam, żebyś jakiekolwiek miał.
– Nie podglądam, po prostu…
– Ci się kliknęło.
Kordian skrzywił się i poruszył nerwowo, jakby rzeczywiście coś przeskrobał.
– Samo leci, jak już włączysz jedną relację.
– Tłumaczyć się będziesz później – odparła Chyłka. – Teraz ustal, gdzie konkretnie możemy ją znaleźć.
– Chyba w jednym ze sklepów obuwniczych.
Joanna pokręciła głową z niedowierzaniem, a potem szybko dopiła resztkę kawy i skinęła na Oryńskiego. Po kilku minutach byli już na parkingu podziemnym The Warsaw Hub i szli w kierunku czarnej iks piątki.
Ledwo wsiedli do środka, Chyłka wybrała numer, który dziś rano zapisała w komórce, a potem włączyła głośnomówiący.
– Nie spodziewałem się wieści tak szybko – rozległ się głos Mirka.
– Nie dzwonię z odpowiedziami, tylko z pytaniami – odparła Joanna. – I jak tylko zaczniesz kręcić, rozłączam się, uprzednio kazawszy ci spierdalać.
Odpowiedziała jej cisza, a Zordon posłał jej pytające spojrzenie. Większość klientów przełykała gorzką pigułkę, jaką była obcesowość Chyłki, ale szef sztabu człowieka, który miał zostać kolejnym prezydentem kraju, mógł nie być na to gotowy.
– Więc? – rzucił Halski. – Dlaczego nie pytasz, tylko tracisz czas na milczenie?
– Czekałam na reakcję.
– W takim razie ją dostałaś. Wal śmiało.
Joanna odpaliła silnik i wycofała z miejsca parkingowego tak szybko, że nie sposób było upewnić się, czy nic nie jedzie.
– Dziewczyna, która was szantażuje, nie żyje od jakichś dziesięciu lat.
– Słucham?
– Zrobiła z siebie naleśnika na placu Wilsona.
Mirek przez moment nie odpowiadał, przekazując komuś wiadomość. Być może bratu? Nie, Kazimierz Halski miał w tej chwili lepsze rzeczy do roboty niż samodzielne zapobieganie temu kryzysowi.
– Ktoś najwyraźniej postanowił ją wykorzystać – dorzuciła Joanna. – Jak się z wami kontaktował?
– Tylko mailowo, nie mieliśmy powodów sądzić, że…
– Podeślij mi adres, z którego pisano.
– Oczywiście – odparł szybko Mirek. – Ale w takim razie to chyba rozwiązuje sprawę?
– Może.
Znów rozległy się ciche głosy, a Chyłce przeszło przez myśl, że rozmówca musi zasłaniać ręką mikrofon.
– Halo – mruknęła z niezadowoleniem.
Przez moment żadna odpowiedź nie nadchodziła.
– Hej! – krzyknęła Chyłka.
– Już jestem.
– To spręż się trochę, bo ewidentnie masz refleks szachisty korespondencyjnego.
– Dobrze – odparł natychmiast Halski, jakby faktycznie nie chciał drażnić prawniczki. – Ale dlaczego mówisz, że to tylko może rozwiązywać sprawę? Było słowo przeciwko słowu, a teraz…
– Słowo na waszą niekorzyść wypowiada ktoś inny.
– No i? To tylko informacje z drugiej ręki.
– O ile ten ktoś nie ma dowodów – zauważyła Joanna, wyjeżdżając na ulicę.
Nawróciła na Towarowej, a potem skierowała się w stronę ronda Daszyńskiego i wcisnęła gaz do dechy. Żeby dostać się na Młociny, trzeba będzie przebić się przez całą Wolę, Żoliborz i Bielany, ale o tej porze nie powinno to zająć więcej niż dwadzieścia minut.
– Nie można mieć dowodów na coś, do czego nie doszło – odezwał się ze spokojem Halski. – Tak samo było z Hauerem.
– Tyle że dowody można spreparować.
Rozmówca znów zamilkł, a Chyłka uznała, że najwyższa pora kończyć tę konwersację.
– Możesz wybadać dokładniej tę sprawę Hauera? – rzuciła.
– Nie – odparł bez wahania Mirek. – Dowiedziałem się wszystkiego, czego mogłem. Więcej wie chyba tylko jego żona. Ewentualnie ktoś z ich bliskiego otoczenia… o ile jakieś mieli w tamtym czasie.
Chyłka zerknęła na Zordona i zaklęła w duchu. Jakiekolwiek informacje o tamtej sprawie mogłyby rozwiać choć część wątpliwości.
– Postaraj się – rzuciła. – My w tym czasie przepytamy psiapsi.
– Przepraszam…