Afekt. Remigiusz MrózЧитать онлайн книгу.
gównoburzę, a Twitter ogłosi halskiisoverparty.
– No dobrze… – westchnął pod nosem Mirek. – Więc trzeba to zdusić w zarodku. Znajdźcie osobę, która rzuca te fałszywe oskarżenia, wynegocjujcie, co się da, i każcie podpisać tak mocne papiery, że za piśnięcie słówka będzie można oberżnąć jej język.
– Taki mamy zamiar.
Mirek podziękował, a potem rozłączył się, nie czekając na odpowiedź. Podobnie jak Chyłka, uznawał przyjaciółkę Kingi za całkiem niezły trop. Najpewniej wiedziała o sprawie z Hauerem i mogła znać osoby, którym zwierzała się rzekoma ofiara.
Ustalą krąg podejrzanych, a potem zaczną przyciskać jednego za drugim. Na własnych warunkach, bez anonimowych negocjacji za pośrednictwem maili.
Joanna wcisnęła nieco mocniej gaz, by zdążyć na zielone światło na rondzie „Radosława”.
– Naprawdę bierzesz Asię pod uwagę? – odezwał się ni stąd, ni zowąd Kordian.
Zdrobnienie znów zabrzmiało jak policzek. Kiedy się do tego przyzwyczai?
– Może.
– Bo?
– Ktokolwiek wiedział o wymuszeniu kasy od Hauera, postanowił powtórzyć tamten myk. A sam mówisz, że Kinga była jej najbliższą przyjaciółką.
Oryński zgodził się krótkim kiwnięciem głowy, które nie wypadło przekonująco, a Chyłka posłała mu równie krótkie spojrzenie.
– Wyglądasz, jakbyś właśnie się dowiedział, że dziewica Maryja jest wymieniona w Koranie znacznie więcej razy niż w Biblii – mruknęła.
– A tak jest?
– No.
Iks piątka nieco za ostro pokonała łuk ronda i ledwo zmieściła się na swoim pasie na alei Jana Pawła II.
– Myślisz, że to nie ona? – rzuciła Joanna.
– Nie wydaje mi się, żeby była zdolna do czegoś takiego.
– Przez lata mogła się zmienić.
Oryński wyjrzał na mijaną przez nich po prawej stronie Arkadię.
– Sam nie wiem – odparł. – To była dziewczyna z gatunku tych dobrze się uczących, niepijących zbyt dużo, niebalangujących do rana.
– Klasyczny typ Zordonowski – zauważyła Chyłka. – Dopóki nie poznałeś mnie.
Nie odwrócił głowy, pogrążony we własnych myślach.
– Nieustannie rozważna, nikt nigdy nie widział, żeby porządnie się upiła. Zawsze jedno piwo i koniec. Żadnych fajek, żadnych kłótni z innymi, żadnego podpadania nauczycielom. Nigdy nikomu nie robiła gnoju i…
– Dobra, dobra. Mogę sobie dopowiedzieć resztę.
Obraz, który Joanna miała w wyobraźni, był dość wyraźny i wpisywał się w pewien stereotyp. Tym większe było jej zaskoczenie, kiedy w końcu odnaleźli Aśkę w sklepie obuwniczym w Galerii Młociny.
Idealna figura, długie blond włosy, tatuaże widoczne na szyi i nieco zbyt błyszczące oczy bynajmniej nie pasowały do wyobrażeń Chyłki.
Ledwo kobieta zobaczyła Oryńskiego, zastygła w całkowitym bezruchu. A kiedy dwoje prawników powoli podeszło do lady, Aśka wyglądała na gotową, by natychmiast uciec.
– Kordian… – rzuciła cicho, jakby coś w niej umarło.
Chyłka zmrużyła oczy, badawczo jej się przyglądając. Reakcja bynajmniej nie należała do normalnych, a Joanna uświadomiła sobie, że między nimi najwyraźniej jest coś, o czym ona sama nie wie.
4
Galeria Młociny, Bielany
Oryński przypuszczał, że to on będzie prowadził tę rozmowę, ale Chyłka szybko rozwiała jego złudzenia. Położyła ręce na ladzie, rozsunęła je, a potem spiorunowała Asię wzrokiem tak stanowczym, że ta mimowolnie się cofnęła.
– Teraz wołają go Zordon – rzuciła, po czym z trzaskiem położyła na blacie swoją wizytówkę.
Aśka zerknęła na nazwisko rozmówczyni i lekko otworzyła usta.
– A ty powinnaś dwa razy zastanowić się nad formą imienia, której używasz – dodała Chyłka.
– Co proszę?
– Zaraz potem powinnaś poprosić szefa o przerwę, bo rozmowa z nami trochę potrwa.
Asia wydawała się tak głęboko zaskoczona tą niespodziewaną wizytą, że chyba nie do końca odnotowywała słowa Chyłki. Patrzyła w milczeniu na Oryńskiego, jakby czekała, aż to on się odezwie.
– Wywieszaj tabliczkę i idziemy – dodała Joanna.
Konfrontacyjny ton, agresywna mowa ciała i seria rozkazów właściwie jasno dawały do zrozumienia, że Chyłka wzięła osłupienie tej kobiety za dowód na to, że to właśnie jej szukali. Szok Aśki zdawał się jednak wywołany obecnością nie tyle prawników, ile Kordiana.
– Jest tu jakaś kafejka? – dorzuciła Joanna.
– Ale…
– Jest czy nie?
– Costa Coffee jest na poziomie zero, ale nie mogę tak po prostu…
– Możesz – odparła Chyłka, a potem ku zaskoczeniu kobiety przeszła na drugą stronę blatu. Przez moment czegoś szukała, po czym triumfalnie uniosła kartkę z napisem „ZARAZ WRACAM”.
Umieściła ją na drzwiach i skinęła głową na Aśkę.
– Pani zwariowała?
Joanna rzuciła okiem na Oryńskiego.
– Przyjęłam oświadczyny tego modelowego okazu maczyzmu, więc chyba tak. Ale nie o mnie będziemy gadać, tylko o waszej wspólnej znajomej.
– Nie rozumiem.
Aśka zdawała się powoli odzyskiwać równowagę, którą straciła na samym początku, kiedy dwoje prawników bez ogródek wtargnęło do środka.
– Zrozumiesz wszystko przy kawie. No, dawaj, Asianna.
– Mówiłam, że nie mogę teraz wyjść.
Chyłka westchnęła i w końcu najwyraźniej uznała, że nie ma sensu tracić czasu. Zamknęła drzwi, ale nie pofatygowała się o to, by zdjąć kartkę.
– Trudno – odparła. – Będziesz spowiadać się tutaj.
– Nie mam z czego. I nie wiem, co to w ogóle…
– Zacznijmy od powodu, dla którego cała zbladłaś, kiedy tylko weszliśmy do środka.
Kobieta rzuciła Kordianowi krótkie spojrzenie, które nie umknęło Joannie. Jeśli do tej pory faktycznie niewłaściwie rozczytywała jej reakcje, to teraz z pewnością dało jej to do myślenia.
– Dawno się nie widzieliśmy – odezwała się Aśka.
– Fakt – przyznał Oryński, w końcu uznając, że pora włączyć się do rozmowy.
– Ile to będzie? Z sześć lat?
– Jakoś tak. Może z siedem.
Asia w końcu na dłużej zawiesiła spojrzenie na jego oczach i dopiero teraz zaczęła sprawiać wrażenie nieco bardziej opanowanej. Kordian wprost przeciwnie.
– Dobra – rzuciła Chyłka i głęboko westchnęła. – Wy sobie powspominajcie, ja poczekam w Costa Coffee. Jak skończycie, zapraszam.
Zanim