Dziewczyna, która igrała z ogniem. Stieg LarssonЧитать онлайн книгу.
potrząsnęła głową. Zdawało się, że usiłuje znaleźć słowa. Dragan czekał.
– Podróżowałam – powiedziała wreszcie. – Niedawno wróciłam do Szwecji.
Armanski z zadumą pokiwał głową i przyjrzał się Lisbeth. Zmieniła się. Jakaś nowa… dojrzałość przejawiała się w doborze stroju i zachowaniu. I wypchała sobie czymś biustonosz.
– Zmieniłaś się. Gdzie byłaś?
– Trochę tu, trochę tam… – odpowiedziała wymijająco, dokończyła jednak, widząc jego zirytowane spojrzenie. – Pojechałam do Włoch, potem na Bliski Wschód i przez Bangkok do Hongkongu. Jakiś czas byłam w Australii i Nowej Zelandii, i podróżowałam po wyspach Pacyfiku. Miesiąc siedziałam na Tahiti. Potem przejechałam przez Stany, a ostatnie miesiące spędziłam na Karaibach.
Armanski kiwnął głową.
– Nie wiem, dlaczego się nie pożegnałam.
– Dlatego, że mówiąc szczerze, inni gówno cię obchodzą – powiedział rzeczowo Armanski.
Lisbeth zagryzła wargę. Zastanawiała się chwilę. Jego słowa może były prawdą, ale i tak odczuła to oskarżenie jako niesprawiedliwe.
– Zazwyczaj jest tak, że to ja innych w ogóle nie obchodzę.
– Gówno prawda – odpowiedział Armanski. – Twój problem to nastawienie, masz w dupie ludzi, którzy chcą być twoimi przyjaciółmi. To proste.
Cisza.
– Chcesz, żebym sobie poszła?
– Rób, jak chcesz. Zawsze tak robiłaś. Ale jeśli teraz pójdziesz, to nie chcę cię więcej widzieć.
Lisbeth nagle się przestraszyła. Człowiek, którego szanowała, był skłonny ją odrzucić. Nie wiedziała, co powiedzieć.
– Już dwa lata minęły, odkąd Holger Palmgren miał wylew. Nie odwiedziłaś go ani razu – mówił Armanski niewzruszony.
Lisbeth gapiła się na niego zszokowana.
– Żyje?
– Więc nawet nie wiesz, czy żyje, czy umarł?
– Lekarze powiedzieli, że…
– Lekarze dużo o nim mówili – przerwał Armanski. – Było z nim bardzo źle i nie mógł komunikować się z otoczeniem, ale przez ostatni rok jego stan znacznie się poprawił. Trudno mu mówić i trzeba uważnie słuchać, żeby go zrozumieć. W dużym stopniu jest zdany na pomoc innych, choć chodzi już sam do toalety. Ludzie, którym na nim zależy, odwiedzają go.
Lisbeth zaniemówiła. To ona znalazła Palmgrena, gdy przed dwoma laty dostał wylewu. Wezwała pogotowie, a lekarze, potrząsając głowami, stwierdzili, że prognozy nie są zachęcające. Zamieszkała na tydzień w szpitalu, aż jeden z lekarzy powiedział, że Palmgren leży w śpiączce i mało prawdopodobne, by miał się obudzić. W tamtej chwili przestała się martwić i wykreśliła go ze swojego życia. Wstała i wyszła, nie oglądając się za siebie. I najwyraźniej nie sprawdzając później jego stanu zdrowia.
Zmarszczyła brwi. W tamtym czasie zwalił się jej na kark adwokat Nils Bjurman, absorbując sporą część jej uwagi. Ale nikt, nawet Armanski, nie powiedział jej, że Palmgren żyje, i co więcej, że być może powraca do zdrowia. Sama w ogóle nie zastanawiała się nad taką możliwością.
Nagle łzy napłynęły jej do oczu. Nigdy wcześniej nie czuła się nędznym egoistycznym gównem. I nigdy wcześniej nie dostała od nikogo tak spokojnie wypowiedzianej, a zarazem wściekłej reprymendy. Spuściła głowę.
Przez chwilę siedzieli w ciszy. Milczenie przerwał Armanski.
– Jak ci się wiedzie?
Lisbeth wzruszyła ramionami.
– Z czego się utrzymujesz? Masz pracę?
– Nie, nie mam pracy i nie wiem, czym chcę się zajmować. Ale mam tyle pieniędzy, że radzę sobie.
Armanski zlustrował ją badawczym wzrokiem.
– Wpadłam tu tylko z wizytą… nie szukam pracy. Nie wiem… może i chciałabym zrobić dla ciebie jakieś zlecenie, gdybyś mnie kiedyś potrzebował, ale musi to być coś, co mnie zainteresuje.
– Zakładam, że nie chcesz powiedzieć, co się wydarzyło w Hedestad zeszłego roku.
Lisbeth siedziała w milczeniu.
– Coś się jednak wydarzyło. Martin Vanger zabił się w wypadku samochodowym, po tym jak wzięłaś stąd sprzęt obserwacyjny i ktoś groził wam śmiercią. A siostra Vangera powstała z grobu. Była to, delikatnie mówiąc, sensacja.
– Nie obiecywałam, że wszystko opowiem.
Armanski kiwnął głową.
– I zakładam, że nie chcesz mi również opowiedzieć, jaką rolę odegrałaś w aferze Wennerströma.
– Pomagałam Kallemu Blomkvistowi robić research. – Nagle jej głos stał się znacznie chłodniejszy. – To wszystko. Nie chcę być w to zamieszana.
– Mikael Blomkvist szukał cię wszędzie. Odzywał się co najmniej raz na miesiąc, pytając, czy mam od ciebie wieści. On też się przejmuje.
Lisbeth milczała, jednak Armanski zauważył, że jej usta zmieniły się w wąską kreskę.
– Nie wiem, czy go lubię – mówił dalej Armanski – ale jemu też naprawdę na tobie zależy. Spotkałem się z nim raz zeszłej jesieni. On również nie chce rozmawiać o Hedestad.
Lisbeth nie chciała dyskutować o Mikaelu Blomkviście.
– Wpadłam tylko się przywitać i powiedzieć, że znów jestem w mieście. Nie wiem, czy zostanę. To numer mojej komórki i nowy adres mailowy, gdybyś potrzebował się ze mną skontaktować.
Wręczyła Armanskiemu karteczkę i wstała. Gdy była już przy drzwiach, zawołał za nią.
– Poczekaj chwilę. Co zamierzasz?
– Pójdę odwiedzić Holgera Palmgrena.
– Dobra. Ale chodziło mi o to… czym będziesz się zajmować?
Spojrzała na niego zamyślona.
– Nie wiem.
– Musisz mieć z czego żyć.
– Mówiłam przecież, mam tyle, że daję sobie radę.
Armanski odchylił się na krześle i zamyślił. Nigdy nie miał pewności, jak interpretować jej słowa.
– Tak mnie zirytowało twoje zniknięcie, że niemal postanowiłem nigdy więcej cię nie zatrudniać. – Skrzywił się. – Nie można na tobie polegać. Ale jesteś świetną researcherką. Może mam robotę, która będzie ci pasować.
Potrząsnęła głową. Podeszła do jego biurka.
– Nie chcę od ciebie pracy. To znaczy, nie potrzebuję pieniędzy. Mówię poważnie. Jestem niezależna finansowo.
Dragan Armanski zmarszczył brwi z powątpiewaniem. W końcu kiwnął głową.
– Dobra, jesteś niezależna finansowo, cokolwiek to znaczy. Wierzę ci na słowo. Ale gdybyś potrzebowała roboty…
– Dragan, jesteś drugą osobą, jaką odwiedziłam od mojego powrotu. Nie potrzebuję twoich pieniędzy. Jednak od wielu lat należysz do niewielkiego grona ludzi, których szanuję.
– Dobra. Ale wszyscy muszą jakoś się utrzymać.
– Sorry, nie interesuje mnie już zdobywanie dla ciebie informacji. Odezwij się, gdy naprawdę natkniesz się na jakiś problem.
– Jakiego