Tylko martwi nie kłamią. Katarzyna BondaЧитать онлайн книгу.
na twarzy księgowej zastygł.
– O wiele bliżej, panie Meyer. Znacznie bliżej. Jedyną niekonsekwencją w jego życiorysie jest drugie małżeństwo. Powinien pan przyjrzeć się bliżej tej kobiecie.
Meyer rozsiadł się wygodnie w starym fotelu.
– Klaudii Schmidt? Bobikowi?
Borecka wybuchnęła szczerym śmiechem. Opowiedział się po jednej ze stron. Kupił ją. Czyżby ten tłusty kalkulator także podkochiwał się w śmieciowym baronie? Cóż, jest w końcu kobietą. Choć trudno w to uwierzyć, przemknęło mu przez głowę.
– Właściwie powinnam zatrzymać to dla siebie – wyznała nieoczekiwanie. – Ale nie znosiłam jej, zresztą z wzajemnością. I wcale mi nie szkoda, że teraz leży w szpitalu.
– Jest pani okrutna.
– To życie nas nie rozpieszcza. A kobiety z otoczenia Schmidta zdecydowanie nie mogły mówić o szczęściu. – Borecka pochyliła głowę, jakby zaliczała się do tego grona. – Czy pan wie, że jego pierwsza żona – Ursula – zginęła tragicznie?
Profiler zastrzygł uszami.
– Kolejny tajemniczy wypadek?
Borecka spojrzała na niego czujnie.
– Skąd pan wie?
Wzruszył ramionami.
– Właśnie nie wiem.
– Ta historia pana zaskoczy – zaczęła. – Ursula zginęła w wypadku samochodowym. Był duży ruch uliczny, jechała na zakupy. Z tyłu uderzył w nią autobus miejski. Podczas gwałtownego uderzenia głowa poleciała jej do tyłu i złamał się jej kark.
– Strzał z bicza11? – zdziwił się Meyer.
– Nie wiem, jak to się nazywa, ale mówię prawdę. Johann nie miał z tym nic wspólnego. W aucie, którym jeździła, nie było zagłówków. Kupiła je jeszcze za życia pierwszego męża i pracodawcy Johanna – Edwina Schmidta. Ten mały samochodzik, isuzu trooper, był kupiony za śmieszne pieniądze. W idealnym stanie, z bardzo niewielkim przebiegiem. Służył kiedyś jako auto typu follow me na małym lotnisku. To wtedy zdjęto zagłówki, bo ograniczały kierowcy widoczność. Potem, kiedy auto było sprzedawane, okazało się, że zaginęły. Ursula jeździła tym autem po zakupy. Uwielbiała je. Nawet kiedy już byli z Johannem bogaci i miała inne. Głupia śmierć, co? – Księgowa pokiwała głową. – Tak sobie czasem myślę, że co los nam przeznaczył, tego nikt nam nie odbierze. W tym dniu, dokładnie w dniu jej śmierci, Johann kupił dom Klaudii. W tym czasie miał jedną żonę w Niemczech, a tutaj już wił sobie gniazdo z Bobikiem. Może to i lepiej, że Ursula nigdy się nie dowiedziała.
Meyer wyciągnął papierosy.
– Mogę? – Wskazał otwarte drzwi balkonowe.
– Nie musi pan wychodzić. – Borecka nie ruszając się z miejsca, podała mu popielniczkę. Sama wyjęła z szuflady biurka cygaretki i jedną z nich włożyła do ust, czekając, aż psycholog poda jej ogień. – Ach, gdybym była trochę młodsza… – Skierowała na niego swoje zalane tłuszczem oczy, sprawdzając, czy i tym razem oburzy się i ustawi ją do pionu. Była jak przebiegły kocur, nieco już wyleniały, lecz wciąż obdarzony wigorem. Kiedy nie zareagował, dodała kokieteryjnie: – Pan jest jak te ciasteczka z kajmakiem, na które już nie mam zdrowia.
Meyer zacisnął usta ze złości, lecz po chwili swoje niezadowolenie i niesmak przykrył hałaśliwym śmiechem. Nawet nie chciał wyobrażać sobie, jaki temperament ma ta kobieta. Zaciągnął się papierosem i nagle zrozumiał, jaki klucz zastosuje do otwarcia serca księgowej. To on sam. Nigdy by się nie spodziewał, że dla tej kobiety racjonalistki-kalkulatora interesem może być zwykły flirt. Przechylił głowę, zmrużył oczy i wpatrywał się w nią wnikliwie. Borecka pierwszy raz zachowała się jak kobieta. Zamrugała, spuściła głowę i miał wrażenie, że lekko się zarumieniła. A może tylko mu się wydawało?
– Zdradzę panu największy sekret Johanna – odezwała się wreszcie. – Ale robię to tylko ze względu na pana, panie Meyer – zastrzegła. Wtedy zmusił się do najbardziej uwodzicielskiego uśmiechu, na jaki go było wobec niej stać.
– Naprawdę? – Zniżył głos, by nabrał ciepłej, niskiej barwy. Był już pewien, że karty są w jego rękach. Kiedy księgowa zaczęła wreszcie mówić, był skoncentrowany na każdym jej słowie.
– Na przełomie lutego i marca, czyli dwa miesiące przed zabójstwem, prezes przyszedł do mnie i przedstawił swój szatański plan – ciągnęła księgowa. – To był łebski facet, proszę mi wierzyć. Nie znam nikogo innego, kto mógłby dokonać takiej wolty. Zaplanował bankructwo świetnie prosperującej firmy i jednocześnie zapewniał sobie pełną swobodę w dysponowaniu majątkiem. Wszystkie operacje przygotował z zegarmistrzowską precyzją. Gdyby nie został zamordowany, jego firma upadłaby w ciągu kwartału, a z nim jego dostawcy odpadów wtórnych. Sprzedawali mu przecież towar na faktury długiej, czasem i półrocznej płatności. Straciliby płynność i faktycznie zostaliby na lodzie, tymczasem on pozbyłby się koncernu, a stał milionerem szarej strefy. Nikt by się o tym nie dowiedział. Jeśli ma pan czas, wszystko objaśnię. Ale zastrzegam, nie powtórzę tego w sądzie, bo taki mechanizm to majstersztyk i wart jest fortunę. Nie muszę chyba dodawać, że to nielegalne.
Meyer słuchał Boreckiej z uwagą. Kiedy skończyła, pożałował, że zamiast wysokiego IQ, Bóg nie obdarzył go po prostu życiowym sprytem, jaki posiadał Johann Schmidt.
– Imię i nazwisko?
– Michał Douglas.
– Wiek?
– Trzydzieści siedem lat. Skończę we wrześniu.
– Zawód?
– Designer, stylista, grafik.
– Zatrudniony?
– Freelancer.
– Co? – Szerszeń podniósł głowę.
– Wolny strzelec. Pracuję na zlecenie.
Czyli jesteś na utrzymaniu żony?, chciał powiedzieć podinspektor, ale się powstrzymał. Przesłuchanie odbywało się w najmniejszym chyba pokoju komendy. Szerszeń wertował akta, a Stefan wpisywał zeznanie męża lekarki do komputera. W pokoju panował zaduch. Pauzy pomiędzy pytaniami i odpowiedziami wypełniał stukot starej klawiatury i przekleństwa policjanta, który kompletnie nie nadawał się na protokolanta. Wszyscy wiedzieli, że za chwilę trzeba będzie otworzyć okno, bo zaraz uduszą się od upału. Szerszeń jednostajnym głosem odczytał formułkę pouczenia podejrzanego, jaka kara mu grozi za składanie fałszywych zeznań. Michał Douglas miał ze zmęczenia podkrążone oczy i zapadnięte policzki. Widać było, że z każdą chwilą denerwuje się coraz bardziej.
– Czy pan wie, w jakiej sprawie został zatrzymany? – zapytał podinspektor, a mąż lekarki spojrzał na niego pytająco.
– Chyba tak.
Szerszeń postanowił go zmęczyć. Udawał niezbyt zainteresowanego sprawą służbistę, którego obchodzi tylko to, by sporządzić protokół.
– Jest pan podejrzany o zabójstwo Johanna Schmidta. Przyznaje się pan?
– Nie mam z tym nic wspólnego. – Douglas utkwił wzrok w czubkach swoich trampek.
– Chce pan zeznawać?
Podejrzany pokiwał głową.
– Chce pan skontaktować się ze swoim adwokatem?
– Nie
11
Strzał z bicza – Tak lekarze w slangu nazywają kontuzję, której doznają kierowcy w momencie najechania przez inny pojazd z tyłu. Podczas zderzenia głowa kierowcy i pasażerów gwałtownie wędruje do przodu, a potem natychmiast do tyłu, z ogromną siłą. Dlatego w autach montowane są wysokie zagłówki, które amortyzują siłę uderzenia i zapobiegają urazom kręgosłupa odcinka szyjnego oraz złamaniu karku.