Grzech. Max CzornyjЧитать онлайн книгу.
zamknęła oba zamki. Zdenerwowana wbiła wzrok w metalowy łańcuszek, czy aby na pewno wczepił się w miejsce blokady i jakimś cudem nie odskoczył.
Wreszcie nieco spokojniejsza poszła do kuchni i otworzyła lodówkę. Mimo że było w niej sporo produktów, uznała, że nie ma ochoty jeść. Kiedy wyciągnęła butelkę schłodzonej wody, w kieszeni poczuła wibrację telefonu. Przed odebraniem nawet nie zerknęła na wyświetlacz, pewna, że wie, kto dzwoni.
– Słucham – odezwała się cierpko.
– Majuuuu – usłyszała w aparacie. – Nie chcę zrobić ci krzywdy.
To nie był głos Karola.
4
– Halo! Kto mówi?
– Nie chcę zrobić ci krzywdy.
– To ty, Michał? Nie wygłupiajcie się!
Michał Tarski był najlepszym przyjacielem Karola. To właściwie dzięki niemu się poznali. Dawniej grał w rugby, obecnie jako student drugiego roku medycyny zarzucił sport na rzecz nieustannej nauki. Mimo wszystko przyjaźń z boiska utrzymała się i obaj mężczyźni pozostali nierozłączni. Maria pamiętała, jak wyszli całą paczką „lekarskiego” do baru na miasteczku akademickim. Wtedy Michał zaprosił także Karola, który w przeciwieństwie do niego poświęcił naukę dla profesjonalnej gry w rugby. Chociaż na pewno nie było to duże poświęcenie. Od razu spodobały się jej jego wesoły sposób bycia, przeniesiona z boiska bezpośredniość i potężna sylwetka. Każda z tych cech wywoływała w niej teraz obrzydzenie. Dzisiejszego wieczoru spotkali się we trójkę, a Michał podprowadził ich na osiedle. Jedynie on mógł jej teraz robić idiotyczny dowcip.
– Michał?
– Nie znam żadnego Michała – oświadczył głos po drugiej stronie słuchawki.
– W takim razie kto mówi? – spytała zirytowana.
– Obserwowałem cię. Właściwie obserwuję cię od dawna.
– Znamy się?
Poczuła nieprzyjemny dreszcz na plecach.
– Nie sądzę, żebyś mnie kiedyś widziała.
– Jesteś idiotą. Rozłączam się.
– Nie rób tego, moja droga.
Głos był szorstki, stłumiony, jakby rozmówca starał się mówić możliwie cicho.
– Bo co?
– Bo mam ci do powiedzenia coś bardzo ważnego.
Ostatnie promile alkoholu musiały z niej już ulecieć. Znikły rozkojarzenie, zawroty głowy i lekkość nóg. Gwałtownie odpłynęła też senność. Zastąpiło ją dudniące, rozsadzające czaszkę pulsowanie krwi w skroniach.
– Co takiego?
– Przed chwilą nie byłaś taka konkretna.
– Nie rozumiem, co masz na myśli.
Nie rozumiała, ale podświadomość zacisnęła na jej gardle klamrę strachu.
– Doskonale widziałem, że nie chcesz konkretów. – Zdanie zakończył krótki, tłumiony śmiech. – Czyż nie?
– Rozłączam się, a jeżeli zadzwonisz jeszcze raz, zgłoszę to na policję.
– Nie zrobisz ani jednego, ani drugiego.
Maria szybkim krokiem przeszła do swojego pokoju. Nacisnęła włącznik górnego światła, ale żarówka jedynie mrugnęła i wypaliła się z cichym brzęknięciem. Dziewczyna nerwowo ponownie wcisnęła przycisk. Nic.
Światło lampki nocnej pozostawiało znaczną część pokoju w półmroku. Maria podeszła do biurka i drżącą dłonią otworzyła górną szufladę. Wyciągnęła z niej mały szwajcarski scyzoryk.
– Masz rację – powiedziała, zbierając się na odwagę. – Już teraz cię zgłoszę.
– I nie chcesz się dowiedzieć, co mam ci do powiedzenia?
– Nie interesuje mnie to, ty popaprańcu.
– Powinnaś zasłonić roletę.
Maria w jednej chwili doskoczyła do okna i wyjrzała na ulicę. Nie było na niej nikogo. Popatrzyła uważnie po zaparkowanych przy chodniku autach. Dwa SUV-y, stary porzucony fiat i taksówka ze zdjętym kogutem. Wszystkie wydawały się puste. Serce dziewczyny podchodziło do gardła, w wybijanym rytmie blokując jej przełyk. Gwałtownie, z podświadomym poczuciem bycia obserwowaną pociągnęła za sznurek rolety.
– Wspaniale, że się mnie słuchasz.
– Jeśli mnie podglądałeś, to też jest to przestępstwo.
– Jak na studentkę medycyny, znasz się wyjątkowo dobrze na prawie.
Maria mocniej ścisnęła słuchawkę telefonu. Chciała się rozłączyć, ale nie mogła. Jej dłoń wręcz przywarła do plastikowej obudowy aparatu.
– Teraz coś ci powiem. Na pewno jesteś tego ciekawa.
Głos urwał się i zamilkł. Dziewczyna słyszała jedynie trzeszczenie i ciche szuranie. W ułamku sekundy zrozumiała, że tylko pierwszy z odgłosów dobiega ze słuchawki. Szuranie słyszała tuż za sobą.
– Nie chciałem zrobić ci krzywdy.
5
Deryło obudził się w środku nocy. Był zlany potem, a resztki sennego koszmaru kipiały gdzieś w podświadomości. Ostrożnie, żeby nie obudzić Ewy, zwlókł się z łóżka i poszedł do kuchni. Nie zapalając światła, nalał do szklanki wody. Nie chciało mu się spać. Raz rozbudzony, potrafił godzinami kręcić się w pościeli, licząc minuty do świtu. Nie pomagały mu wtedy ani tabletki nasenne, ani techniki uspokajania oddechu. Przerobił to zbyt wiele razy, aby być nadal naiwnym. Jedyną skuteczną metodą było zajęcie się czymś i odczekanie, aż senność powróci z własnej woli. Czasem nie powracała aż do rana. Dopadała go dopiero w pracy, zmuszając do reanimacji organizmu za pomocą zastrzyków z kofeiny.
Ze szklanką wody przeszedł do gabinetu. Zamknął drzwi i zapalił światło. Przez chwilę stał przy zajmującej całą ścianę biblioteczce i lustrował grzbiety książek. Były ich tysiące. Zabytkowe encyklopedie, eleganckie wydania dzieł rzymskich klasyków, trochę filozofii, a obok nich współczesne poradniki dla śledczych i opasłe tomy słowników. Kiedyś chciał się nauczyć każdego języka obcego, z jakim się zetknął. Angielski, francuski, włoski, arabski, nawet węgierski… Skończyło się na znajomości podstawowych pojęć i zwrotów. Marzenia o zostaniu poliglotą odłożył na emeryturę.
W końcu, bez żadnej książki, usiadł przy biurku. W jednej z przegródek składował kartki giętkiego, chropawego papieru. Były rozmaitych kolorów i wielkości. Wyciągnął czerwoną i gilotyną uciął jej brzeg, tak aby stanowiła idealny kwadrat. Złożył ją kilkoma wprawnymi ruchami.
Kiedy był dzieckiem, ojciec opowiedział mu o Sadako Sasaki, Japonce, która przeżyła wybuch bomby atomowej zrzuconej na Hiroszimę. W jej przypadku eksplozja była tylko początkiem historii. W wieku kilkunastu lat u dziewczynki zdiagnozowano białaczkę, a lekarze dawali jej co najwyżej rok życia. Pełnego cierpienia i wyrzeczeń. To w szpitalu usłyszała legendę mówiącą o tym, że po złożeniu tysiąca żurawi origami spełnia się jedno marzenie. Sadako marzyła o powrocie do normalnego życia. Całymi dniami tworzyła papierowe figurki, gorliwie wierząc w cudowne uzdrowienie. Zmarła kilka miesięcy później, mając upchniętych w szafce ponad sześćset żurawi. Opowieść nie miała ani szczęśliwego zakończenia, ani konkretnego morału. Deryło zastanawiał się, czy miała też jakikolwiek sens.
Mimo