Эротические рассказы

Czerwony Pająk. Katarzyna BondaЧитать онлайн книгу.

Czerwony Pająk - Katarzyna Bonda


Скачать книгу
oszronione wiaderko. Gutek gwałtownie podciął ją pod kolanami. Zaskoczona, straciła równowagę i opadła wprost na kościste kolana biznesmena. Objął ją wpół i siłą przyciągnął do siebie, miętosząc jej pośladki oraz piersi, jakby to była plastelina. Nie zaprotestowała, ale na jej twarzy wraz z rumieńcem pojawił się grymas wstrętu. Kiedy Gutek chciał ją pocałować, odwróciła głowę.

      Słoń obserwował ten popis z wielkim zaciekawieniem. Kątem oka złapał również wściekłe spojrzenie stojącego przy drzwiach Lalusia. Kierowca zbielał na twarzy, z trudem się hamował. Gosia tymczasem cmoknęła powietrze w okolicy czoła Gutka i delikatnie, lecz stanowczo, wysupłała się z jego objęć.

      – Może kawy? – zaszczebiotała do Popławskiego. – Herbaty?

      – Ma pani rumianek? – zainteresował się gangster. – O tej porze piję tylko ziółka. Lekarz mi zalecił.

      Gosia skinęła głową i zwróciła się do karków na sofie.

      – A panowie?

      Wyraźnie się ożywili. Kokietowali ją, jakby znajdowali się w Wersalu. Zamówili colę i dodatkową porcję paluszków, ale kiedy najmłodszy i najbardziej napompowany sterydami mięśniak spytał o strogonowa, ruszyła do kuchni, kręcąc przesadnie biodrami.

      – Pojawiła się raczej nieoczekiwanie. – Słoń odchrząknął z niewinną miną. – Ufasz jej?

      Gutek przyjrzał mu się badawczo.

      – Inaczej miałaby już włoskie obuwie.

      – Trochę szybko się wprowadziła. Pozwalasz jej tutaj być.

      – Tak jak ty tym bydlakom – odburknął Gutek i spojrzał na Tamagocziego. – Nie słyszałem, żeby Kurczak podpisał z nami pakt o nieagresji.

      – Z tobą niczego nie musimy podpisywać – odpowiedział mu Tamagoczi z kpiącym uśmiechem i chciał jeszcze coś dodać, ale Słoń go uciszył.

      – To sprawa między mną a Kurczakiem. Nasz biznes to nie twój biznes. Niech cię o to głowa nie boli.

      Gutek nie miał wyjścia, zapamiętał zniewagę i postanowił całkowicie ignorować Tamagocziego.

      – Sprawdziłem ją – zapewnił Słonia.

      Mężczyzna wysupłał z bocznej saszetki przytroczonej do wózka mały notes w skajowych okładkach. Otworzył, poślinił ołówek.

      – Nie rób sobie kłopotu. Nie ma jej w bazie – uciął Gutek.

      – Zamiast twoich zapewnień wolałbym jej PESEL. Z ostatnią twoją świnką było sporo zawracania głowy. Straciliśmy trzydzieści fur, że o czterech zaufanych żołnierzach nie wspomnę. Kurczak się wkurwił, bo wypłynęła na Zatoce. A co gorsza, jej mamusia prawie poszła do mediów.

      – Prawie poszła – podkreślił Gutek. I uderzył się w pierś, jakby składał przysięgę. – Załatwione. Zapomniane. Mea culpa.

      – Sypać zaczęła w najmniej odpowiednim momencie. Zablokowała nam korytarz w obwodzie kaliningradzkim. Jeszcze długo nie będzie tam czysto. No i jest jeszcze ta twoja Beatka z młodym kochasiem ze stadniny – ciągnął niestrudzony Słoń, ale Gutek natychmiast mu przerwał.

      – Do tej sprawy jeszcze wrócimy. Już nie będę się z nimi bawił.

      Popławski westchnął.

      – Ostatni raz po tobie sprzątałem. Chciałbym, żeby to było jasne.

      – Jak słońce! Otwarcie korytarza tureckiego dla kolumbijskiego śniegu naprawi nasze stosunki z Kurczakiem. Wczoraj się z nim widziałem. Pracują bardzo efektywnie. Niemcy aż kwiczą z radości na zatrzymanie ludzi Pastucha. Dwie pieczenie przy jednym ogniu. To się nazywa kapitalizm. A i Jesiotr będzie zadowolony.

      – Takie bzdety nie obchodzą go chyba w wiedeńskim sanatorium. Dostał izolatkę, z tego, co wiem.

      – I bardzo dobrze. Sypie? Słyszałem, że trafili go ruskim krokodylem. Ponoć nogę mieli mu odjąć. Jak on teraz, biedak, będzie ruchał o kulach?

      Słoń wzruszył ramionami i zamaszyście zamknął notes. Spojrzał raz jeszcze na Gosię krzątającą się w kuchni. A potem łypnął na Sebastiana, który nie spuszczał z dziewczyny wzroku, i wreszcie na Gutka.

      – Guciu – zaczął po ojcowsku, choć byli w tym samym wieku. – Znasz jej starego. On zna ciebie. Nigdy nie byliście i nie będziecie przyjaciółmi. Na co ci to?

      Gutek zaśmiał się nerwowo.

      – Człowieku, ona nie ma ojca. Wziąłem ją z domu dziecka. A kapitan Stokłosa niech się cieszy, że wciąż ma komplet kończyn oraz głowę. Bo jakby zadarł z Pochłaniaczem, brakłoby mu już kilku paluszków do liczenia kapuchy. Od wczoraj obiecał poprawę. Słyszałeś pewnie – dodał z dumą Gutek.

      – Z Maxima ją wziąłeś. – Słoń nie pozwolił na zmianę tematu. – Ukrywała się tam. Jelcyn gadał, że matka schowała ją w bidulu, bo kapitan do niej lazł. Ma też siostrę. – Przerwał, widząc dziwne zacietrzewienie na twarzy Gutka. – Też niezła dupa, tylko chyba niepełnoletnia. A Jesiotr, jak się dowie, co zrobiłeś z jego przydupasem żeglugi wielkiej, potnie ci ją na paski. – Zwrócił wzrok na dziewczynę. – Tak swoją drogą, muszą teraz na gwałt szukać nowego kapitana na „Juratę”. Podobno Eva wygrywa w przedbiegach. Wraca za kilka dni z Wiednia z Pochłaniaczem w obstawie, bo szukają jej wszystkie służby. Wiedziałeś, że oni są razem? Ech, nie chciałbym być w twojej skórze, jak Jesiotr się dowie. – Machnął ręką.

      Gutek przyjrzał się koledze rozbawiony.

      – „Jurata” to przypał. Wspomnisz moje słowa.

      Słoń udał, że nie słyszy. Przypatrywali się obaj dziewczynie w czerwonej sukience. Gosia, otoczona dobrze zbudowanymi mężczyznami w dresach, uwijała się teraz przy ekspresie do kawy. Atmosfera w tamtej części mieszkania kipiała testosteronem. Co chwila słychać było salwy śmiechu.

      Gutek perorował więc dalej:

      – Popukałbyś, co? Mogę się podzielić. Jak mi się znudzi, puszczę ją do drugiego obiegu.

      – Twój kutas, twoje ryzyko – mruknął wyraźnie znudzony dyskusją Słoń. Wciąż walczył z bezą. – Zresztą za stary jesteś na kazania. Ta dziewczyna jest dobra, ale to jeden strzał. Z tym że to ty leżysz na deskach. I od kiedy to taki jesteś przyjaciel Wojtka Kłysia? Pochłaniacz dowie się, że robisz coś na lewo i z radością wyjmie swój sekator.

      – Wystarczy – mruknął Gutek.

      – Jak chcesz. – Słoń podniósł do ust kęs tortu. – Tylko ci dobrze radzę. Nie kombinuj nic za jego plecami, bo Pochłaniacz po prostu lubi ucinać paluchy. I nie zawaha się, nawet jeśli wczoraj przyrzekał ci sojusz.

      – Nic nie kombinuję.

      – Akurat. – Słoń wzruszył ramionami. – Srali muchy, będzie wiosna.

      – Wracając do naszych spraw – rzucił niby od niechcenia Gutek, znacznie zniżając głos. Rozejrzał się. – Mam solidną kartę przetargową. Dokument, który wart jest…

      – Nic nie jest wart – wszedł mu w słowo Popławski.

      Tym razem nie krył wściekłości.

      Jego gwałtowna reakcja zaskoczyła Gutka, mimo to nie odpuszczał.

      – Pismaki już to dostały. Mam swój ekran w „Głosie Wybrzeża”. Materiał idzie za dwa tygodnie i lider gdańskiej opozycji będzie skompromitowany.

      Słoń zaśmiał się


Скачать книгу
Яндекс.Метрика