Czerwony Pająk. Katarzyna BondaЧитать онлайн книгу.
układać akta. W biurze pozostały już niedobitki. Tylko młoda asesor Janka Rudnicka ślęczała nad dokumentami wrzuconymi jej rano przez szefa, by w trybie pilnym wezwała na przesłuchanie nieoczekiwanego świadka. Norin zdziwił się, bo był piątek, kwadrans po piętnastej, a w polskiej prokuraturze nie było zwyczaju zostawania po godzinach, jeśli ktoś nie miał dyżuru. Taką przywarę z jego wydziału miał tylko on, o co żona od lat ciosała mu kołki na głowie i nijak nie mogła go tego oduczyć. Dziś jednak nie zamierzał podtrzymywać tej niechlubnej tradycji. Renata od rana czekała na niego na Mazurach. Był pewien, że ma już na sobie te poszarpane spodenki z dżinsu, które tak lubił. Zadzwoniła, gdy tylko przybyła do Sztynortu, i pochwaliła go, że tango, które wynajął, jest piękne, a żagle całe, nie tak jak w ubiegłym roku. Policzyła też garnki i sztućce. Wszystko się zgadzało. Pogoda szykowała się idealna. Wiało tak, że bez Norina nie weźmie się do halsowania. Kazała mu przywieźć tę dużą latarkę i sprawdzić, czy płyn na komary jest w bocznej kieszeni jego torby, a potem skończyła jej się widać karta, bo połączenie przerwano. Znał wystarczająco żonę, by wiedzieć, że sprawę uznała za załatwioną i ruszyła na zakupy. Liczył, że zgromadzi odpowiedni zapas puszek i chleba, bo nie zamierzali schodzić na ląd przez najbliższy tydzień. Pewnie będzie utyskiwała, że sama musiała nosić ciężary, bo on jak zwykle został dłużej w pracy. Ale dobrze wiedział, jak udobruchać swoją smoczycę. Zrobi jej niespodziankę i przyjedzie wcześniej. Dziś rano zatankował micrę do pełna, a wieczorem zajmie się Renią, jak zawsze na wodzie. Oboje uwielbiali wspólne wyprawy. Ostatnio tak rzadko Ania zgadzała się pojechać do dziadków. Miała już dwanaście lat i uważała się za panienkę. A łóżkowe szaleństwa w czterdziestometrowym mieszkaniu z dzieckiem typu jestem-już-prawie-dorosła-i-wiem-co-tam-robicie-więc-sobie-darujcie nie wchodziły w grę.
Norin otworzył szafę. Z ulgą odwiesił zmiętoloną togę, w której miał odczytywać dziś akt oskarżenia w sprawie uprowadzenia TIR-a aż po dach zapakowanego papierosami z przemytu przez stałą grupę przestępczą. Znał dobrze wszystkich tych chłopaków, podobnie jak ich kobiety, które szpalerem witały go przed wejściem do sali. Rzucały w jego kierunku nienawistne spojrzenia, bo zanim prokurator Norin stworzył wydział przestępczości zorganizowanej, ich mężowie lub kochankowie stawali do takich spraw z wolnej stopy. Żaden się nie przyznawał, dawali sobie nawzajem alibi, a uprowadzenia ciężarówek z kradzionym towarem zwykle rozchodziły się po kościach, bo do trucka przemycanego alkoholu czy tytoniu nikt się nie przyznawał. Norin sprytnie jednak powiązał wszystkie śledztwa i regularnie udowadniał w aktach oskarżenia, że nie są to pojedyncze incydenty, lecz regularne działania gangu, co poskutkowało aresztami dla wszystkich. Najpierw na trzy miesiące, potem cały kolejny rok, ponieważ gangsterzy okazali się okrutnie chorowici i w ten sposób próbowali przeciągać wydanie orzeczenia. Dlatego kobiety całą wściekłość o to, że ich ukochani znajdują się za kratami, wyładowywały na jego skromnej osobie. Chyba siódmy już raz przybył do sądu, by usłyszeć, że rozprawa zostaje odroczona, a wiedział ze swoich źródeł, że następnym krokiem członków grupy będzie wyeliminowanie ławnika, co może oznaczać rozpoczęcie procesu od początku. Nie chciał dziś jednak o tym myśleć. W sądzie był sezon urlopowy, a na napisanie odpowiedniego pisma i rozwiązanie tej kwestii miał czternaście dni. Wróci z Mazur, zajmie się podsądnymi.
Otrzepał z paprochów prokuratorski uniform. Z wieszaka zdjął swój wysłużony sztormiak. Spod biurka wygrzebał torbę podróżną, a z niej cywilne ciuchy. Wyjściowe buty zamienił na pepegi, dyżurną marynarkę powiesił na krześle. Nie będzie jej oglądał przez cały urlop. Chwycił dżinsy i T-shirt, po czym wesoło pogwizdując, ruszył do łazienki, by uwolnić się wreszcie z koszuli i spodni od garniaka. Ten, kto lubi chodzić w kostiumie Kena, z pewnością ma duszę adwokata, tyle że nie dostał się na wymarzoną aplikację – zawsze to powtarzał. Na nic się zdadzą powieściowe mity o prokuratorach elegancikach. To nie Ameryka.
– Panie Darku. – Przed wejściem do łazienki zaczepiła go śliczna asesorka.
Janka Rudnicka była boso, w rozchełstanej bluzce. Ołówkową spódnicę miała wygniecioną i przesuniętą zamkiem naprzód. W rękach trzymała plik dokumentów w różnych miejscach poznaczonych kolorowymi fiszkami. Wyglądała na poruszoną. Była tak młoda i ładna, że kiedy tylko pojawiła się w wydziale, od razu zaproponował jej przejście na ty. To jednak nie zmieniło jej postawy. Przeciwnie, wzmogło jedynie respekt. Zaprzestała jedynie tytułowania go „panem prokuratorem”, ale uparcie pozostała przy „panu” i nadal traktowała go z absolutnie bezkrytycznym szacunkiem. A on wprost to ubóstwiał.
– Czy mogę na słówko?
– Za pół godziny muszę być na dworcu. – Norin próbował ją zbyć, ale Janka patrzyła tak błagalnie, że nie mógł powstrzymać się od żartu. – Chyba że zainteresowanie moją osobą ma nieco inne podłoże. – Wskazał koedukacyjną toaletę dla personelu.
Kobieta roześmiała się z wdziękiem.
– Znów pomyłka. – Uniósł kącik ust w kpiącym uśmiechu. – Tylko dwadzieścia centymetrów różnicy wzrostu, a człowiek całe życie przegrywa z Banderasem.
– Każą mi go zatrzymać. Co najmniej na czterdzieści osiem.
– I bardzo dobrze – odparł, wciąż udając powagę. – Zbójom nigdy nie zaszkodzi więzienny wikt. Zawsze po weekendzie rozmowa jest sympatyczniejsza.
– Kiedy to nie jest jakiś tam zbój. A sprawa o korupcję.
– Gratuluję. – Dariusz Norin poczochrał się po brodzie drwala. – Widzę, że w końcu panią docenili.
– To polityk. Lider partii. Trzy lata temu, nie będąc jeszcze wtedy w rządzie, wziął od dilera lancię i nie wpisał jej do zeznania podatkowego. Kiedy się zepsuła, oddał ją do salonu i odmówił pokrycia kosztów remontu, a teraz sprawa wypłynęła.
– Przypadki chodzą po ludziach – mruknął od niechcenia, ale zaciekawiła go.
– Były pracownik dilera złożył zawiadomienie, ale moim zdaniem to prowokacja. Poza tym nasz polityk nie stawił się na przesłuchanie. Mają jakieś obrady czy komisję. Z trudem udało się go zawiadomić o wezwaniu. A ja dostałam wyraźnie polecenie od szefa Antczaka, żeby sprawę dziś zamknąć. Brzydzę się polityką, ale rozumiem te gry. Miałam kiedyś chłopaka, który kandydował. Zresztą skutecznie. Od tamtej pory staram się nie posiadać telewizora. – Urwała.
– Wyrazy współczucia – mruknął Norin. Rudnicka zaś uśmiechnęła się szeroko. Kosmyk włosów spadł jej na oczy. Zdmuchnęła go z gracją. Była teraz śliczniejsza niż Marilyn Monroe w najlepszych latach.
– Przyjmuję. Wybitna kanalia. Poza tym nie znosił mojego kota.
– Ten związek nie miał więc przyszłości.
Janka w odpowiedzi podała mu akta. Przejrzał je pobieżnie. Wystarczyło przeczytanie tylko kilku protokołów z brzegu i już wiedział, że kobieta ma rację. Nie interesowało go zupełnie, do jakiej partii należał polityk, ani też jego zeznanie podatkowe. Był urzędnikiem państwowym i jego obowiązkiem było dbanie o to, by ewentualna wina została udowodniona. A z zebranych dokumentów nie wynikało to jednoznacznie.
– Więc musi pani go zatrzymać?
Kobieta milczała. Potem powoli kiwnęła głową.
– Szef nawet się ucieszył, że świadek się nie stawił. Kazał mi przesłać dokument z zarzutami bezpośrednio do siebie. Mam czas do osiemnastej. I teoretycznie podstawę. Teoretycznie – powtórzyła dobitniej.
Norin milczał dłuższą chwilę.
– Ale pani nie jest przekonana, że