Эротические рассказы

Utracony spokój. Нора РобертсЧитать онлайн книгу.

Utracony spokój - Нора Робертс


Скачать книгу
przy zmienianiu ręczników, słaniu łóżek i sprzątaniu pokoi. Młoda kobieta zaliczała się do grona przyjaciół Liz, którzy szybko zaakceptowali dziewczynę w ciąży, lecz bez obrączki na palcu. Liz mogła kupić obrączkę i opowiadać o swym rozwodzie lub wdowieństwie. Była jednak uparta i nie chciała kłamać. Dziecko należało tylko do niej i nie zamierzała się tego wstydzić.

      Dotarła do sklepu przed czasem, taszcząc dwie torby z jedzeniem i jeszcze jedną, mniejszą, z przynętą.

      – Liz! – zawołał szczupły, opalony mężczyzna z cienkim czarnym wąsikiem.

      – Witaj, Luis.

      – Płyniesz na ryby? – zażartował i pomógł jej nieść ciężkie torby. – Zmieniłem ci grafik. Na morską przejażdżkę zapisało się kilkanaście osób. Obie łodzie wypłyną przed południem, więc powiedziałem Miguelowi, żeby dziś nam pomógł. Nie masz nic przeciwko?

      – Oczywiście, że nie, ale chyba będę musiała w końcu kogoś zatrudnić – odparła z westchnieniem. – A teraz chodźmy obejrzeć łódź.

      Gdy tylko Liz postawiła stopę na pokładzie, rozpoczęła rutynową kontrolę. Pokład był czysty, sprzęt w komplecie. Łódź była niezbyt duża i nie tak dobrze wyposażona jak inne łodzie do sportowego wędkowania, lecz klienci Liz nie mieli powodów do narzekania. Znała świetnie wody przy półwyspie Jukatan i nie potrzebowała sonaru, by odnaleźć żerujące ryby. Zresztą, była przekonana, że Jonas nie rozróżnia gatunków ryb i nie poznałby tuńczyka, nawet gdyby ten przepływał mu przed samym nosem. Zdecydowała, że zapewni prawnikowi niezapomniane przeżycia. Jonas będzie tak zajęty wędkowaniem przez cały dzień, że rozbolą go ręce i kręgosłup, a wieczorem będzie marzył jedynie o odpoczynku i gorącej kąpieli. Liz zaśmiała się pod nosem.

      – Zajmę się tu wszystkim – powiedziała do Luisa. – Ty otwórz sklep i dopilnuj, by łodzie były gotowe na czas – dodała i spojrzała na mężczyznę.

      – Madre de Dios – szepnął Luis, wzywając boskiej pomocy i szybko przeżegnał się, cały czas patrząc na molo.

      – Co się… – zaczęła i dostrzegła Jonasa.

      Miał na nosie ciemne okulary, a głowę ocieniał mu słomkowy kapelusz. Spłowiała koszulka, krótkie spodnie i ślad zarostu na twarzy nadawały mu wygląd niebezpiecznego, ale i uroczego zawadiaki. Jonas nie mógł już bardziej upodobnić się do swego brata, pomyślała Liz, jednocześnie zdając sobie sprawę, co musi teraz czuć Luis.

      – Luis, to tylko jego brat. Słyszysz? To bliźniak Jerry'ego.

      – Powstał z martwych – wyszeptał jej pracownik zbielałymi wargami.

      – Nie bądź śmieszny – skarciła go. – Ma na imię Jonas i swoim zachowaniem wcale nie przypomina Jerry'ego. Sam się zaraz przekonasz… Przyszedł pan przed czasem, panie Sharpe! – zawołała do Jonasa.

      – „Expatriate” – mężczyzna głośno przeczytał nazwę łodzi. – Wygnanka. Czy tak właśnie się czułaś, Liz?

      Nie odpowiedziała na jego zaczepkę.

      – To Luis – przedstawiła swojego pracownika. – Właśnie przeżył mały szok na pana widok.

      – Przykro mi – odparł Jonas i przyjrzał się szczupłemu mężczyźnie, na którego czole perlił się pot. – Znał pan mojego brata?

      – Pracowaliśmy razem – powoli odpowiedział Luis. – Dawaliśmy lekcje nurkowania. Jerry lubił to… najbardziej. Odcumuję liny – oznajmił nagle, jeszcze raz spojrzał na Jonasa i zeskoczył z pokładu.

      – Wygląda na to, że wszyscy podobnie reagują na mój widok – zauważył Jonas. – A ty? Wciąż będziesz mnie trzymała na dystans?

      – Szczycimy się naszą uprzejmością wobec klientów. Wynajął pan „Expatriate” na cały dzień, panie Sharpe. Proszę się rozgościć – powiedziała formalnym tonem, wskazując mu pokład pasażerski i specjalne krzesełko dla wędkarza. – Luis! – zawołała do swego pracownika. – Powiedz Miguelowi, że dostanie wypłatę, jeżeli dotrwa do końca dnia!

      Liz uruchomiła silnik i wyprowadziła łódź z przystani. Sprawnie manewrowała, by ominąć podwodne przeszkody. Gdy wypłynęli na otwarte morze, zwiększyła szybkość. Mimo że lekka bryza przyjemnie chłodziła jej policzki i marszczyła powierzchnię wody, wiedziała, że niedługo zacznie się prawdziwy upał. Miała nadzieję, że do tego czasu Jonas będzie już walczył ze swoją wielką rybą.

      – Widzę, że z łodzią radzisz sobie równie sprawnie, jak z klientami w sklepie – zauważył Jonas.

      – To moja praca – odparła, kryjąc rozdrażnienie. – Byłoby panu wygodniej na pokładzie pasażerskim, panie Sharpe.

      – Mów mi Jonas. A tu jest mi bardzo wygodnie – zapewnił i uważnie przyjrzał się Liz.

      Jej włosy były ukryte pod białą czapeczką z napisem promującym firmę. Taki sam napis widniał na spłowiałej od słońca koszulce. Nagle Jonas zapragnął zobaczyć Liz bez tych wszystkich ozdób. Żeby przegnać niechciane myśli, postanowił zająć się rozmową.

      – Od jak dawna masz tę łódź?

      – Od siedmiu lat. To porządna łajba – zapewniła go. – W tych ciepłych wodach można znaleźć marlina, tuńczyka i rybę miecz. Możesz zacząć zanęcać.

      – Zanęcać?

      Liz rzuciła mu szybkie spojrzenie. A więc miała rację. Nie miał pojęcia o wędkarstwie.

      – Wrzucać przynętę do wody – podpowiedziała. – Popłyniemy powoli, a ty rozrzucisz przynętę, która przyciągnie ryby.

      – To chyba da mi nieuczciwą przewagę? Czy łowienie nie polega na umiejętnościach i szczęściu?

      – Dla niektórych to kwestia przeżycia, dla innych możliwość zdobycia kolejnego trofeum. – Liz wzruszyła ramionami i rozejrzała się, czy w pobliżu nie ma żadnych nieświadomych niebezpieczeństwa nurków.

      – Nie interesują mnie trofea.

      – A co cię interesuje?

      – W tej chwili ty – powiedział Jonas i nakrył jej dłoń swoją. – I nigdzie mi się nie spieszy.

      – Zapłaciłeś za możliwość wędkowania – przypomniała mu Liz.

      – Zapłaciłem za twój czas – poprawił ją.

      Był na tyle blisko, że Liz mogła dostrzec jego oczy za ciemnymi szkłami okularów. Były zupełnie spokojne, jakby ich właściciel rzeczywiście się nie spieszył i mógł poświęcić jej dużo czasu. Czuła dotyk dłoni Jonasa. Nie była gładka, jak myślała Liz, lecz szorstka, jakby przyzwyczajona do fizycznej pracy. Nagle poczuła dreszcz podniecenia, choć myślała, że dawno uodporniła się na kontakty z mężczyznami.

      – Więc zmarnowałeś pieniądze.

      Jej dłoń znów drgnęła pod ręką Jonasa. Zdążył się już zorientować, że dziewczyna jest uparta. Teraz dowiedział się też, że jest silna, choć wygląda tak krucho. Spojrzenie Liz mówiło, że kiedyś wiele wycierpiała i nie da się zranić ponownie. Miała w sobie jednak coś, co pociągało mężczyzn i sprawiało, że nie potrafili racjonalnie myśleć w jej obecności. Jonas nie mógł zrozumieć, dlaczego Jerry nie został jej kochankiem. Z pewnością nie stało się to z braku chęci ze strony jego brata.

      – Nie byłby to pierwszy raz, gdy zmarnowałem pieniądze, ale coś mi mówi, że będzie inaczej.

      – Nie mogę ci pomóc i nie mam nic


Скачать книгу
Яндекс.Метрика