Utracony spokój. Нора РобертсЧитать онлайн книгу.
zanęty. Jeśli jakąś złapiesz, przypnij się pasem do krzesła i pracuj.
– A ty? – spytał, sadowiąc się wygodnie na krześle.
– Ja wracam do sterówki i postaram się utrzymywać stałą prędkość, żeby to, co złowisz, nie urwało nam się z haczyka. Są lepsze miejsca niż to, ale skoro nie zależy ci na wędkowaniu, nie zamierzam marnować paliwa.
– Zawsze rozsądna, prawda?
– Życie mnie do tego zmusiło.
– Dlaczego znalazłaś się na Cozumel? – spytał Jonas i ignorując wędkę, zapalił papierosa.
– Jesteś tu od kilku dni i jeszcze tego nie zrozumiałeś? – zdziwiła się i zatoczyła ręką krąg.
– W twoim kraju też jest wiele pięknych miejsc. Skoro jesteś tu już dziesięć lat, pomyślałem, że wyjeżdżając z kraju, byłaś jeszcze dzieckiem.
– Nie, nie byłam – zaprzeczyła, a Jonas zrozumiał, że trafił na jedną z jej tajemnic. – Znalazłam się tu, bo wydawało mi się to najlepszym rozwiązaniem. Gdy byłam mała, co roku przyjeżdżaliśmy na Cozumel. Moi rodzice też uwielbiają nurkować.
– Przeprowadziliście się tu razem?
– Nie. Przyjechałam sama – odparła sucho. – Nie zapłaciłeś dwustu dolarów, żeby rozmawiać o mnie.
– To może mi pomóc. Mówiłaś, że masz córkę. Gdzie ona teraz jest?
– Chodzi do szkoły w Houston. Tam mieszkają moi rodzice.
Jonas znał wielu ludzi, którzy mogliby porzucić własne dziecko i prowadzić wygodne życie na tropikalnej wyspie. Jednak nie pasowało to do Liz.
– Tęsknisz za nią – stwierdził po chwili.
– Bardzo – mruknęła Liz. – Za kilka tygodni wróci do domu i spędzimy razem całe lato. Wrzesień zawsze przychodzi zbyt szybko – powiedziała bardziej do siebie, niż do niego i zaczęła rozmyślać na głos. – To dla jej dobra. Rodzice świetnie się nią opiekują i ma tam zapewnioną najlepszą edukację. Faith może brać lekcje baletu i gry na fortepianie. Poza tym zawsze przysyłają mi zdjęcia małej – dodała i gdy poczuła, że jej oczy wypełniają się łzami, zamilkła.
Jonas zauważył, że Liz walczy ze łzami i dlatego przestała mówić. Siedział w ciszy i palił papierosa, dając jej czas, by uporała się ze swoimi emocjami.
– Myślałaś kiedyś o powrocie? – spytał po długiej chwili.
– Nie – zaprzeczyła, przełknęła łzy i pomyślała, że to zdjęcia córki przysłane wczorajszą pocztą tak ją rozczuliły.
– Ukrywasz się?
Liz poderwała gwałtownie głowę. W jej oczach nie było już łez. Płonęły gniewem. Jonas uniósł rękę w uspokajającym geście.
– Wybacz. Czasem zdarza mi się wepchnąć palce między drzwi.
– W ten sposób może je pan stracić, panie Sharpe – powiedziała, próbując odzyskać panowanie nad sobą.
– Istnieje taka możliwość – zaśmiał się Jonas. – Ryzyko zawodowe. Ludzie nazywają cię Liz, prawda?
– Owszem, moi przyjaciele – odparła zaskoczona.
– Pasuje do ciebie, chyba że próbujesz narzucić dystans w rozmowie. Wtedy powinni zwracać się do ciebie Elizabeth.
– Nikt mnie tak nie nazywa – odparła i pomyślała, że Jonas specjalnie zmienił temat.
– Dlaczego nie sypiałaś z Jerrym? – zapytał nagle, wciąż się uśmiechając.
– Słucham?
– Na swój sposób jesteś piękną kobietą – oznajmił dość obojętnie i wyrzucił niedopałek papierosa za burtę. – Jerry nie potrafił się oprzeć pięknym kobietom. Nie rozumiem, dlaczego nie zostaliście kochankami.
Przez krótką chwilę Liz cieszyła się, że znów ktoś nazwał ją piękną kobietą. Od tak dawna nie słyszała tych słów. Nikt jej tego nie mówił wtedy, gdy tak rozpaczliwie pragnęła je słyszeć. A teraz nie były już jej potrzebne. Posłała Jonasowi mordercze spojrzenie.
– Nie miałam na to ochoty. Może trudno ci to pojąć, skoro był do ciebie tak podobny, ale ja z łatwością mogłam mu się oprzeć.
– Tak? – zdziwił się uprzejmie Jonas i sięgnął po piwo, które zabrał ze sobą. Wyciągnął rękę z butelką w jej kierunku w geście propozycji. Gdy Liz pokręciła przecząco głową, sam się poczęstował. – Dlaczego?
– Miał duszę włóczęgi. Zjawił się na chwilę w moim życiu. Dałam mu pracę, bo był bystry i silny. Sądziłam, że zniknie, zanim minie miesiąc. Mężczyźni tacy, jak on, nie potrafią nigdzie zatrzymać się na dłużej.
– Mężczyźni tacy, jak on?
– Tacy, którzy szukają szybkiego i łatwego zarobku. Tacy, co gonią za marzeniami.
– A więc poznałaś go nieco. Czego tu szukał?
– Powiedziałam, że nie wiem! Sądzę, że słońca i dobrej zabawy – odparła rozdrażniona. – Wynajęłam mu pokój, bo wydał mi się niegroźny, a ja potrzebowałam pieniędzy. Nie byliśmy przyjaciółmi. Jedyne, o czym potrafił mówić bez końca, to nurkowanie dla grubej forsy.
– Gdzie chciał nurkować dla tych pieniędzy?
– Chciałabym, żebyś jednak zostawił mnie już w spokoju – powiedziała, zdjęła czapeczkę i niecierpliwie przesunęła dłonią po włosach.
– Jesteś realistką, prawda, Elizabeth?
– Owszem – odparła i wojowniczo wysunęła podbródek.
– Więc zdajesz sobie sprawę, że nie mogę tego zrobić. Gdzie zamierzał nurkować?
– Nie wiem. Przestawałam go słuchać, gdy zaczynał opowiadać, jaki wkrótce będzie bogaty.
– Spróbuj przypomnieć sobie, co mówił – poprosił łagodnie Jonas.
– Mówił coś o zbiciu fortuny na nurkowaniu, a ja spytałam, czy może znalazł jakiś zatopiony skarb… – Liz starała się odtworzyć tamten wieczór, gdy była zajęta rachunkami, a Jerry snuł marzenia o bogactwie. – To był późny wieczór, a właściwie już noc. Pracowałam w domu. Zawsze lepiej prowadziło mi się księgi w nocy. Kiedy Jerry wrócił, pomyślałam, że musiał nieźle się gdzieś zabawić, bo lekko się zataczał. Wpadł na mnie i porozrzucał mi papiery. Chciałam powiedzieć mu coś do słuchu, ale się rozmyśliłam, bo robił wrażenie bardzo szczęśliwego i wcale mnie nie słuchał. Zaczęłam porządkować dokumenty, a on zaproponował, że kupi szampana, by uczcić swój sukces. Poradziłam mu, żeby przy swojej pensji zadowolił się raczej piwem. Zaczął gadać o krojącym mu się złotym interesie i nurkowaniu dla grubej forsy, a wtedy spytałam go o ten zatopiony skarb.
– I co na to Jerry?
– Powiedział, że czasem bardziej opłaca się coś zatopić, niż wydobyć z dna morza. – Liz przypomniała sobie śmiech Jerry'ego, gdy poradziła mu, żeby się przespał, bo gada od rzeczy. – Potem spróbował mnie zaciągnąć do łóżka, ja mu odmówiłam i uznaliśmy sprawę za niebyłą. Potem… chyba poszedł zadzwonić. Ja musiałam wracać do pracy…
– Kiedy to było?
– Jakiś tydzień po tym, jak go zatrudniłam.
– Więc to do mnie wtedy dzwonił – powiedział