Star Force. Tom 10. Wygnaniec. B.V. LarsonЧитать онлайн книгу.
Zrozumiano. Program przyjęty.
– Aha. – Przyglądałem mu się jeszcze chwilę, po czym zwróciłem się do Adrienne: – Chodźmy.
Wbiegliśmy na mostek i odłączyliśmy się od Nieustraszonego.
– Wracamy przez pierścień. W niczym tu nie pomożemy Nieustraszonemu, a Siły Gwiezdne muszą wiedzieć, co się stało.
– Świetny pomysł – powiedziała. – Wyznaczę kurs.
– Dziękuję, Adrienne. Chart, wywołaj Nieustraszonego. Adrienne, kiedy skończysz, skontaktuj się ze stryjem. Ja na razie wolę mu się nie pokazywać.
– Dobrze.
– Włączono kanał audio – oznajmił mózg kilka minut później.
– Stryju Williamie, mówi Adrienne. Zaraz przelecimy przez pierścień i nadamy raport z ostatnich wydarzeń, a potem od razu do was wrócimy, dobrze? Nie opuścimy was w tej paskudnej sytuacji.
Była w tym pewna ironia – Adrienne zapewniała załogę krążownika liniowego floty, że my, dwójka ludzi w nieuzbrojonym jachcie, nie zostawimy ich na pastwę losu.
Zgłosił się sir William.
– Świetny pomysł, dziewczyno. Zbliża się do nas eskadra obcych okrętów wojennych. Będą tu za pięć godzin. Nie przypominają makrosów, ale kto wie? Musimy dokonać kilku napraw, a potem do was dołączymy. Dajcie znać, jeśli dowiecie się czegoś o tym pierścieniu.
– Tak zrobimy, stryju. Bez odbioru.
– Przed nami portal. – Zbliżaliśmy się. Było go już widać gołym okiem. Unosił się w przestrzeni jak gigantyczna obręcz. – Czemu nie wydobywa się z niego nic więcej? – zastanowiłem się na głos.
– Może już przeleciało wszystko, co miało przelecieć.
– Trzeba bardzo uważać. Możliwe, że rąbniemy w powierzchnię Yale, więc będę leciał najwolniej, jak się da. – Zbliżyłem się do pierścienia i wyhamowałem przy użyciu repulsorów. Tworząca portal gwiezdna materia miała tak dużą gęstość, że wywierała na statek przyciąganie grawitacyjne wynoszące około dwóch procent g. Trochę się stresowałem.
Niestety, osiągnęliśmy tylko tyle, że prześlizgnęliśmy się przez obręcz. Nie przeniosło nas.
– Pierścień pewnie bardzo powoli się obraca – myślałem na głos – więc wystarczy, że włączę ciąg wsteczny i wlecimy ostrożnie z drugiej strony…
To również nie zadziałało. Tkwiliśmy pośrodku wielkiej metalowej obręczy, w tym samym układzie, w którym pojawiliśmy się parę godzin wcześniej.
– Do licha – powiedziała Adrienne. Zabrzmiała prawie jak Olivia. – Czemu ten pierścień nie działa?
– Utknęliśmy, niech to szlag. Trzysta lat świetlnych od domu. – Pstryknąłem palcami. – Marvin!
Drzwi na mostku otworzyły się, do środka niespiesznie wpełzł Marvin.
– Czekałeś pod drzwiami? – zapytałem.
– Oczywiście. Wiedziałem, że wkrótce będziecie mnie potrzebować, ale moja obecność najwyraźniej wywołuje u ciebie wzburzenie, Cody Riggsie, więc jako uprzejma i wyrozumiała istota, wziąłem pod uwagę twoje uczucia i nie rzucałem się w oczy. Nie chciałem cię rozpraszać, bo jeszcze strzeliłbyś byka.
Przeszło mi przez myśl, że uczenie go frazeologizmów to może niekoniecznie dobry pomysł, ale było już za późno.
– Marvinie, czemu pierścień nie działa?
– Ponieważ brak mu zasilania.
– Myślałem, że go uruchomiłeś.
– Zdaje się, że energia z krążownika uruchomiła go na krótki czas, ale to nie wystarczyło, żeby aktywować skalibrowaną energetycznie matrycę odwróconego przepływu kwantowego, która w normalnych warunkach zasila pierścienie.
– To brzmi jak jakiś bełkot – powiedziałem. – Zresztą nieważne. Czy możemy go znowu odpalić?
– Samym Chartem nie. Nie wystarczy mocy. Będzie trzeba wykorzystać również reaktory Nieustraszonego.
– I znowu przekroczyć moc znamionową – zauważyła Adrienne. – Połączę się ze stryjem.
Poinformowała Turnbulla o sytuacji, a on z kolei powiedział, że eskadra obcych składa się z sześciu identycznych okrętów o rozmiarach krążownika. Nadlatywały z Tullaxa-4, gorącej i wilgotnej planety typu ziemskiego. Była to czwarta planeta układu, którą okrążał pozbawiony atmosfery księżyc całkiem podobny do ziemskiego. No cóż, przynajmniej okręty nie należały do makrosów. Pozostawało mieć nadzieję, że podróżowały nimi istoty biologiczne, z którymi nawiążemy nić porozumienia.
– Może Marvin zrozumie ich język – zasugerowałem. Odwróciłem się w stronę robota, który po kryjomu wyciągał już wić nanometalu ku najbliższej konsoli. – Przestań! Marvin, nawet nie próbuj łączyć się bez pozwolenia z systemami statku.
Marvin zamarł, ale nie cofnął macki.
– Wcześniej udzieliłeś mi pozwolenia.
– To było, zanim postanowiłeś zakraść się na Nieustraszonego i pomajstrować przy pierścieniu. – Krótką chwilę rozmyślałem o lecącej w naszą stronę eskadrze. – Nauczenie się języka zamieszkujących ten układ obcych byłoby sporym wyzwaniem.
– Zgadza się – powiedział Marvin.
– Założę się, że dla ciebie byłoby to jeszcze większym wyzwaniem – kontynuowałem. Musiałem zająć Marvina czymś pożytecznym, bo inaczej znów narobi nam kłopotów.
Robot wbił we mnie spojrzenie wszystkich swoich obiektywów.
– Dedukuję, że próbujesz mną manipulować, ale nie ma takiej potrzeby. Wszystko jest lepsze od bezczynności.
– Świetnie. Chart, przestaw stację roboczą Marvina na tryb „tylko do odczytu” i wyłącz jej wszystkie zewnętrzne funkcje.
– Parametry przyjęte. Polecenie wykonane.
– Dobrze. Marvinie, daj znać, kiedy rozgryziesz ich język na tyle, żeby dało się zrozumieć, co mówią, i im odpowiedzieć.
Marvin wcisnął się za konsolę i podłączył się do niej. Podłoga wchłonęła niepotrzebne krzesło. Miałem nadzieję, że robot usłucha poleceń i zajmie się tylko tym, czym powinien. Pewnie się łudziłem.
– Nieustraszony przemieszcza się w kierunku pierścienia – powiedziałem, obserwując obraz na wyświetlaczach. – Wkrótce do nas dołączy. Może wspólnymi siłami odpalimy portal i wrócimy do Thora.
Teraz, gdy znaleźliśmy się tak daleko od zbadanej przestrzeni, przypomniały mi się słowa taty. Powiedział kiedyś coś w stylu: „Przygody to tylko opowieści o tym, że ktoś gdzieś bardzo daleko miał przerąbane”. Zaczynałem go rozumieć.
Po kilku minutach nadleciał uszkodzony krążownik. Zbliżał się ostrożnie i ociężale, aż w końcu niemal oparł się o pierścień. Ocalali naukowcy próbowali pewnie odtworzyć „wypadek”, który aktywował portal. Prawdopodobnie wciąż nie zdawali sobie sprawy, że nieoczekiwaną podróż w nieznane zawdzięczali Marvinowi. Widzieliśmy, jak ludzie w kombinezonach opuszczają okręt i podłączają przewody. Turnbull ogłosił, że spróbują ponownie.
Marvin tymczasem wymamrotał coś do siebie.
– Co? – zapytałem.
– Nic. Jestem zajęty, tylko odbieram dane. Niczego