Star Force. Tom 10. Wygnaniec. B.V. LarsonЧитать онлайн книгу.
jakby miała odmienne zdanie, ale tylko kiwnęła głową.
– Idź.
Pobiegłem do szafki z uzbrojeniem. Już wcześniej sprawdziłem, jaką broń trzymano na pokładzie. Zero wojskowego sprzętu, ale nawet cywilne statki wolno było wyposażyć w naprawdę pokaźne uzbrojenie. Nigdy nie wiadomo, na co człowiek trafi.
Metalowa szafka zadrżała i otworzyła się po zeskanowaniu mojej dłoni. Przypiąłem do paska spory pistolet i zarzuciłem na plecy największy karabin laserowy, jaki wpadł mi w ręce. Był na tyle potężny, że w zestawie znajdowały się gogle polaryzujące. Mając na uwadze słowa Adrienne, wziąłem drugi zestaw broni dla niej i zaniosłem na mostek, żeby mogła się obronić.
A potem ruszyłem zapolować na cholerstwo, które zabiło moją dziewczynę.
– Chart! – krzyknąłem, idąc korytarzem. – Jakiego rodzaju makrosem jest intruz?
– Zapytanie niezrozumiałe. Odniesienie „makros” niejasne.
– Intruz, czyli anomalia.
Głupi cywilny mózg. Nie miał pojęcia, czym jest makros. Pewnie nawet nigdy nie widział żadnych filmów dokumentalnych. Prawo powinno nakazywać wszystkim mózgom posiadanie podstawowych informacji o naszym wrogu. Producenci cywilnych mózgów pewnie wierzyli, że wszystkie makrosy zostały zniszczone, ale ja przyznawałem rację ojcu. Mogły tam być, kryjąc się, rozbudowując i mnożąc jak zaraza, gotowe w każdej chwili ujawnić się i zaatakować.
– Anomalia jest mechanicznym konstruktem.
Za wiele się nie dowiedziałem.
– Nadal siedzi w ładowni na rufie?
– Tak.
Przebiegłem przez dwoje drzwi prowadzących do przedsionka śluzy i szybko wcisnąłem się w kombinezon. Jeszcze nie zamykałem osłony twarzy. W przypadku utraty ciśnienia zatrzaśnie się automatycznie, a ja nie chciałem się martwić o zapas powietrza. Za to makros nie miałby nic przeciwko. W zasadzie, gdyby był sprytny, mógłby zdehermetyzować każde pomieszczenie i każdą gródź na swojej drodze. Dla maszyny zabijanie nieznanityzowanych ludzi to łatwizna. Zastanawiałem się, czemu jeszcze tego nie zrobił. Pewnie czekał na odpowiedni moment, żebyśmy bez śladu rozpłynęli się w przestrzeni kosmicznej. Bylibyśmy po prostu „zaginieni w kosmosie”.
– Chart, anomalia to intruz. Melduj, kiedy intruz przemieści się do innego pomieszczenia albo korytarza.
– Rozkaz przyjęty. – Głos nie dodał nic więcej, więc założyłem, że makros nie ruszył się z ładowni. Przemierzałem rufową część statku, aż dotarłem do maszynowni. Umieszczono tu trzy wysokowydajne silniki, zostawiając tylko tyle miejsca, by dało się między nimi przecisnąć podczas serwisowania. Wszedłem między nie i znalazłem panel dostępu, który mogłem otworzyć, by przez niego strzelić.
– Chart, potwierdź: intruz nie opuścił ładowni.
– Potwierdzam.
– Jak jest uzbrojony?
– Proszę uściślić.
– Czy posiada jakąś broń palną?
– Żadnej nie wykryto.
– A ładunki wybuchowe?
– Żadnych nie wykryto.
To musiał być jakiś podstawowy model, może robotnik wyposażony tylko w szczypce albo narzędzia, których w razie potrzeby da się użyć do walki. W porządku, stwierdziłem, że dam sobie radę. Mój ojciec zjadał takie maszyny na śniadanie i radził sobie z nimi gołymi rękami – jeśli wierzyć krwawym filmom dokumentalnym, które oglądałem w dzieciństwie. A kiedy byłem starszy, tato pokazał mi część surowych, nieobrobionych nagrań rzezi, rozpaczy i śmierci, jaką siały makrosy. Dopiero wtedy poznałem prawdę.
– Jest duży?
– Ma około półtora metra średnicy. Masa: trzysta kilogramów.
Nie słyszałem o tak małych makrosach. Może to miniaturowy model, a może został uszkodzony?
– Czy intruz wygląda na sprawnego?
Chart odpowiedział:
– Intruz sprawia wrażenie uszkodzonego. Szczegółowa ocena jest niemożliwa. W bazie danych nie istnieje maszyna, z którą można by go porównać.
– Co robi?
– Najprawdopodobniej rekonstruuje się.
Cholera. Więc jakimś sposobem na pokład wślizgnął się niewielki makros. Zdołał uniknąć wykrycia przez czujniki i zaszyć się w ładowni, a teraz wykorzystywał komponenty statku, żeby się rozbudować. Nie mogłem na to pozwolić. A jednak… musiałem działać z głową. Jednej dziewczyny nie zdołałem obronić. Pomyślałem, że jeśli stracę drugą, poważnie zastanowię się nad tym, by umieścić lufę pistoletu pod podbródkiem i zbryzgać sufit własnym mózgiem, bo najwyraźniej jestem bezużyteczny jako oficer Sił Gwiezdnych.
– Chart, jesteś w stanie unieruchomić intruza?
– Tak.
– Więc to zrób, na miłość boską!
– Rozkaz przyjęty. Intruz unieruchomiony.
Odetchnąłem z ulgą. Chart pewnie użył swoich macek przeładunkowych do pochwycenia maszyny, tak samo jak robiły to oryginalne okręty nanitów. Ten makros musiał być mały i słaby.
– Istnieje ryzyko, że się uwolni?
– Tak.
Omal nie spanikowałem, ale…
– Jak wielkie?
– 0,00958 procent na przestrzeni funkcjonowania niniejszej jednostki.
No tak. Maszyny wszystko brały dosłownie. Nawet najbystrzejsze ze sztucznych mózgów potrzebowały czasu, by nauczyć się przyzwyczajeń swoich właścicieli, a ja byłem tu od niedawna.
– Chart, jeśli nie powiem inaczej, wszystkie odpowiedzi masz zaokrąglać do najbliższej liczby całkowitej.
– Nowe parametry ustawione.
– No to czy jest szansa, że intruz się uwolni?
– Nie.
Doskonale. Zaokrąglił prawdopodobieństwo do zera. Miałem na pokładzie jeńca.
– Koniecznie powiadom mnie i Adrienne, jeśli stan intruza ulegnie zmianie. Aha, i dopilnuj, żeby pozostał tak nieruchomy, jak to tylko możliwe. Nie pozwól, żeby się odbudowywał ani w żaden inny sposób korzystał z zasobów i systemów statku.
– Rozkaz przyjęty.
Z ulgą stwierdziłem, że już nie muszę otwierać panelu w podłodze maszynowni i ryzykować, strzelając wewnątrz statku. Nie miałem pojęcia, co znajduje się w ładowni, ale nie dało się wykluczyć, że były to materiały łatwopalne albo gazy pod dużym ciśnieniem. Statek teoretycznie został naprawiony, ale i tak wolałem nie strzelać, zwłaszcza poza atmosferą.
Gdy wracałem na mostek, mózg oznajmił:
– Przepisy Sił Gwiezdnych dotyczące kontroli przestrzeni kosmicznej nakazują złożyć doniesienie o jakichkolwiek sytuacjach kryzysowych w ciągu godziny.
Zastanowiłem się nad tym. Spotkanie makrosa pewnie podpadało pod jakąś pozycję na liście parametrów.
– Czy przepisy definiują sytuację kryzysową?
– To personel dowódczy decyduje, co jest sytuacją kryzysową.
Jak kiedyś stwierdził tato, z maszynami jest tak, że zawsze znajdzie się luka.
–