Subtelna prawda. Джон Ле КарреЧитать онлайн книгу.
lochach Whitehall ostrożnie rozpracowuje się nowe metody postępowania z aresztantami podejrzanymi o terroryzm. Co nieprawdopodobne, biorąc pod uwagę jego rangę, Toby uczestniczy w tych rozmowach. Słowo „spotęgowane”, kiedyś określenie stanu świadomości podczas doznań religijnych, weszło do nowego słownika Amerykanów, lecz jego pełnego znaczenia celowo nie precyzuje się niewtajemniczonym, do których zalicza się Toby. Niemniej ma swoje podejrzenia. Zastanawia się, czy tak zwane nowe zasady to w rzeczywistości stare, barbarzyńskie metody, odkurzone i wskrzeszone? A jeśli ma rację, co wydaje się mu coraz prawdopodobniejsze, jaka jest różnica, jeśli w ogóle można o niej mówić, między moralnością człowieka, który używa podczas przesłuchań elektrod, a moralnością człowieka, który siedzi za biurkiem i udaje, że nie wie, co się wyprawia, chociaż bardzo dobrze wie?
Ale gdy Toby, szlachetnie usiłując pogodzić te pytania ze swoim sumieniem i wychowaniem, stara się je przedstawić – w aspekcie wyłącznie teoretycznym, rozumie się – Gilesowi podczas kameralnej kolacji w klubie tamtego, gdzie świętują świeży awans Toby’ego i skierowanie na placówkę w Kairze, Oakley, dla którego nie ma żadnych sekretów, odpowiada jednym ze swoich czułych uśmiechów i skrywa się za ukochanym La Rochefoucauld:
– Hipokryzja to hołd składany cnocie przez występek, drogi chłopcze. Obawiam się, że to najlepsze, na co nas stać w tym niedoskonałym świecie.
Toby kwituje pełnym uznania uśmiechem dowcip Oakleya i kolejny raz powiada sobie stanowczo, że musi się nauczyć żyć z kompromisem – podczas gdy „drogi chłopiec” wszedł na stałe do słownika Oakleya i stanowił kolejny dowód – jakby te w ogóle były potrzebne – szczególnego uczucia, jakim ten obdarzył protegowanego.
Kair.
Toby Bell jest ulubieńcem brytyjskiej ambasady – wie to każdy od ambasadora w dół! Półroczny intensywny kurs języka i niech mnie…! Ten chłopak za następne pół roku będzie gadał po arabsku jak Arab! Dogaduje się z arabskimi generałami i nigdy, ani raz nie wyskoczył z „niedowarzonymi osobistymi opiniami”. Zakarbował sobie, co dla niego dobre. Sprawnie wykonuje zadania w zakresie, w którym niemal przypadkowo osiągnął doskonałość – wymienia się informacjami wywiadowczymi ze swoimi egipskimi odpowiednikami i jak nakazują instrukcje, karmi tamtych nazwiskami egipskich fundamentalistów w Londynie, którzy spiskują przeciwko reżimowi.
W weekendy rozkoszuje się wesołymi przejażdżkami wielbłądami w towarzystwie eleganckich funkcjonariuszy wojska i tajnej policji oraz wystawnymi przyjęciami u superbogaczy w strzeżonych osiedlach na pustyni. O świcie, poflirtowawszy z oszałamiającymi córkami superbogaczy i podniósłszy szyby samochodu, jedzie do domu, chroniony przed smrodem dymiącego plastiku i gnijącej żywności, podczas gdy dzieci jak szkielety i ich otulone w zawoje matki grzebią w hałdach śmieci na skraju miasta.
A kto jest światłem przewodnim w Londynie, kto przewodniczy w tym pragmatycznym handlu ludzkimi losami, przesyła ciepłe wyrazy uznania szefowi tajnej policji Mubaraka? – nikt inny tylko Giles Oakley, wybitny pośrednik przekazujący materiały wywiadowcze MSZ i mandaryn pełną gębą.
Tak więc nie jest zaskoczeniem dla nikogo, może poza samym młodym Bellem, że podczas gdy cały Egipt wrze z powodu prześladowań Bractwa Muzułmańskiego przez Husniego Mubaraka, grożąc wybuchem przemocy na cztery miesiące przed wyborami powszechnymi, Toby niespodziewanie dla samego siebie zostaje błyskawicznie ściągnięty do Londynu i otrzymuje kolejny awans, teoretycznie zbyt wcześnie jak na swój wiek, tym razem na osobistego sekretarza, przewodnika rzecznika prasowego, i tajnego doradcę posła Fergusa Quinna, uprzednio pracownika Ministerstwa Obrony.
– Jak patrzę zza biurka, to wyglądacie mi na idealną parę – mówi Diana, jego nowa dyrektorka Służb Regionalnych, dzielnie szatkując zębami kanapkę z tuńczykiem podczas bezalkoholowego lanczu w Institute of Contemporary Art. Jest drobną śliczną półkrwi Hinduską i używa heroicznych anachronizmów rodem z pendżabskiego kasyna oficerskiego. Jednakże jej nieśmiały uśmiech maskuje stalowy kręgosłup. Gdzieś żyją mąż i dwoje dzieci Diany, ale nie wspomina o nich w godzinach pracy.
– Obaj jesteście za młodzi na to, co robicie… tak, wiem, ma nad tobą dziesięć lat przewagi… ale obaj jesteście ambitni do niemożliwości – oznajmia, nieświadoma, że ten opis stosuje się w równej mierze do niej samej. – I nie daj się zwieść pozorom. To zbir robiący wiele hałasu wokół walki klasowej, ale również ekskatolik, ekskomunista i wierzy w New La bour… a raczej to, co z niej pozostało, gdy jej przywódca przeniósł się na żyźniejsze pastwiska.
Przerwa na starannie odmierzony kęs.
– Fergus nienawidzi ideologii i wyobraża sobie, że wynalazł pragmatyzm. I oczywiście nienawidzi torysów, chociaż raz na dwa razy jest na prawo od nich. Ma poważny fanklub przy Downing Street, i nie mam tu na myśli wielkich bestii, ale dworaków i spin doktorów. Fergus jest ich pieszczochem i obstawiają go tak długo, jak bierze udział w wyścigach. Proamerykański do szpiku kości, więc skoro Waszyngton uważa, że jest taki mega, kim my jesteśmy, żeby myśleć inaczej? Eurosceptyk, rzecz jasna. Nie lubi nas, zawodowego lokajstwa, ale który polityk ma do nas słabość? I uważaj, kiedy trąbi o globalnej wojnie z terroryzmem. „To stara śpiewka i nie muszę akurat wam tego mówić, że porządni Arabowie mają jej po dziurki w nosie”. Już wie, co trzeba. Twoje zadanie będzie zupełnie zwyczajne. Trzymaj się go jak rzep psiego ogona i nie pozwól, żeby znowu wdepnął w gówno.
– Żeby znowu…? – pyta Toby, już wcześniej zaniepokojony wcale wyraźnymi pogłoskami napędzającymi plotkarskie młyny Whitehall.
– Zignoruj wszystko – rozkazuje stanowczo, po kolejnej przerwie na przyspieszone przeżuwanie. – Gdyby oceniać polityków po tym, co zrobili albo czego nie zrobili w Ministerstwie Obrony, należałoby powiesić pół gabinetu. – I widząc nadal wlepiony w nią wzrok Toby’ego: – Facet zrobił z siebie bałwana i dostał po łapach. Sprawa zamknięta, koniec kropka. – Po namyśle dodaje: – Zaskakuje jedynie, że po raz pierwszy w historii Obrony udało się zatuszować taki skandal.
I z tymi słowami wcale wyraźne pogłoski oficjalnie trafiają na stos pogrzebowy i do świętej rzeki – aż podczas mowy końcowej przy kawie Diana postanawia je odłowić i znów powierzyć falom.
– Na wypadek gdyby ktoś powiedział ci coś innego, to Obrona i Skarb przeprowadziły wielkie wewnętrzne dochodzenie i oznajmiły jednogłośnie, że Fergus absolutnie za nic nie odpowiada. W najgorszym wypadku jego beznadziejni podwładni źle mu doradzili. Co mi wystarczy, i mam nadzieję, że tobie też. Czemu tak na mnie patrzysz?
Wcale nie robi tego świadomie, ale jest przekonany, że ta pani za bardzo narzeka.
Toby Bell, świeżo namaszczony osobisty sekretarz świeżo namaszczonego ministra Jej Królewskiej Mości, przejmuje pieczęcie urzędu. Być może poseł Fergus Quinn, osamotniony blairzysta w erze Gordona Browna, sądząc z pozorów nie jest ministrem, którego Toby wybrałby na swojego pana i władcę. Fergus, jedyne dziecko starej inżynierskiej rodziny z Glasgow, która nie poradziła sobie w ciężkich czasach, wyróżnia się wśród politykujących lewicowych studentów, krocząc na czele marszów protestacyjnych, tłukąc się z policją i na ogół nie unikając pierwszych stron gazet. Po magisterce z ekonomii na Uniwersytecie Edynburskim znika w tumanach politycznej mgły szkockiej Partii Pracy. Trzy lata potem, nie wiadomo jakim cudem, wypływa w John F. Kennedy School of Government na Uniwersytecie Harvarda, gdzie spotyka i poślubia obecną żonę, zamożną, lecz niezrównoważoną Kanadyjkę. Wraca do Szkocji, gdzie czeka go pewne miejsce w parlamencie. Partyjni spin doktorzy szybko uznają, że jego żona nie nadaje się do eksploatacji medialnej. Jak głosi plotka, chodzi o uzależnienie od alkoholu.
Opinie, które Toby poznał, krążąc po bazarze w Whitehall, są w najlepszym razie mieszane: „Szybko przyswaja raporty, ale pilnuj tyłka,