Szantaż. Zygmunt Zeydler-ZborowskiЧитать онлайн книгу.
Na mnie?
– Ale skąd. Na Elżbietę. Nie chcę mówić źle o twojej rodzinie, ale to skończona idiotka. Przecież już dawno trzeba było wziąć Krysię do szpitala.
– Myślę, że Elżbieta bała się operacji – powiedziała Anna. – Bała się oddać Krysię do szpitala. Ona bardzo kocha to dziecko, właściwie żyje tylko dla niej.
– Ależ to nie ma sensu…
– Nie mów źle o Elżbiecie. Ona jest bardzo nieszczęśliwa. Tak jej się wszystko nie ułożyło.
Kiedy otworzyli drzwi i znaleźli się w przedpokoju, Anna pocałowała Pawła w policzek.
– Wiesz, że bardzo lubię nasze mieszkanie. Jest mi w nim z tobą bardzo, bardzo dobrze. Jestem szczęśliwa.
Zjedli kolację, a potem obejrzeli jakiś amerykański film.
– Nie lubię telewizji – skonstatował Paweł i zaczął się rozbierać.
Około dwunastej zgasili światło. Anna przysunęła się do Pawła i objęła go za szyję.
– Bardzo cię kocham – szepnęła.
Zadzwonił telefon. Głos siostry Teresy był drżący ze wzruszenia:
– Czy to pan, panie doktorze? Stało się nieszczęście. Pan Warzycki zmarł przed chwilą.
ROZDZIAŁ II
Niespodziewany zgon Warzyckiego wywołał w klinice sensację. Od samego rana szeroko komentowano ten wypadek, a zawistni koledzy nie szczędzili oczywiście krytycznych uwag pod adresem Pawła, chociaż nikt nie potrafił sprecyzować konkretnych zarzutów. Mówiono ogólnie o tym, że otwarcie jamy brzusznej jest zawsze sprawą poważną i że nigdy nie należy lekceważyć pozornie najprostszych nawet operacji. Czy jednak w tym wypadku chirurg popełnił błąd, czy zaniedbał czegoś? Na to pytanie nie dawano wyraźnej odpowiedzi.
Profesor Suchański zaprosił do swego gabinetu na rozmowę Pawła i pielęgniarkę, która dyżurowała przy chorym.
– Jakżeż to się stało, siostro?
Teresa była jeszcze pod wrażeniem śmierci swego pacjenta. Zdenerwowana, mizerna, oczy miała zaczerwienione. Mówiła szybko trochę chaotycznie:
– Sama nie wiem dlaczego… Nie rozumiem… Przecież tylu widziałam już po operacji ślepej kiszki… Doprawdy, panie profesorze…
– Pani miała dyżur w nocy przy chorym?
– Tak.
– Jak się chory czuł?
– Bardzo dobrze.
– Nie skarżył się na coś?
– Skarżył się na pragnienie. Prosił, żeby mu dać pić. Zwilżałam mu wargi wilgotną watą. Potem zrobiłyśmy z siostrą Zofią kroplówkę. Żartował z nami, opowiedział nawet jakiś dowcip.
– Nie miał poczucia duszności? Nie skarżył się na ból głowy?
– Nie.
– Więc zrobiłyście kroplówkę. A następnie…?
– Następnie chory usnął.
– A kiedy pani zauważyła, że coś jest nie w porządku?
– Wyszłam na chwilę z pokoju, żeby napić się wody. Chory spał i na razie nie potrzebował mojej pomocy. Kiedy wróciłam….
– Jak długo nie było pani przy chorym?
– Dokładnie nie pamiętam. Piętnaście, dwadzieścia minut, może pół godziny.
– Pół godziny piła pani wodę? – zdziwił się profesor.
– Nie. Spotkałam na korytarzu doktora Rawickiego, który miał dyżur. Porozmawialiśmy chwilę.
– I potem wróciła pani do pacjenta?
– Tak.
– I co panią zaniepokoiło?
– Wygląd chorego. Leżał na wznak i tak jakoś… bardzo się przestraszyłam. Podbiegłam do niego i zobaczyłam, że…
– Co pani wtedy zrobiła?
– Zaraz zawołałam doktora Rawickiego, który stwierdził zgon. Potem zatelefonowałam do pana doktora Szrota, bo przecież pan doktor Szrot operował tego pacjenta…
Profesor skinął głową i powiedział z odcieniem zniecierpliwienia w głosie:
– Tak, tak, rozumiem. Dziękuję pani. Może pani iść do swoich zajęć.
Kiedy Teresa wyszła z pokoju, Suchański zapalił papierosa i spojrzał pytająco na Pawła.
– Co pan o tym sądzi, panie doktorze?
– Nie wiem. Nic z tego wszystkiego nie rozumiem.
– Twierdził pan, że operacja udała się doskonale.
– Tak było w istocie.
– A pacjent umarł.
Na bladej, zapadniętej twarzy Pawła pojawiły się ceglaste wypieki.
– Zrobiłem, panie profesorze, co do mnie należało – powiedział głucho.
– Oczywiście, oczywiście – przytaknął skwapliwie Suchański. – Znam przecież pańską sumienność, panie kolego. Nie czynię panu żadnych wyrzutów. Chciałem po prostu posłyszeć pańską opinię w tej sprawie.
Paweł sięgnął po papierosy leżące na biurku.
– Powtarzam, że nie wiem dlaczego to się stało. Absolutnie nic nie wskazywało na to, że Warzyckiemu może grozić jakieś niebezpieczeństwo. Młody mężczyzna, silnie zbudowany, zdrowe serce. Zabieg dokonywany był na zimno. Żadnego stanu zapalnego. Wszystko odbyło się zupełnie prawidłowo. Nie wiem.
– Hmm – profesor odsunął się od biurka i przeciągnął dłonią po siwych włosach. – Sprawa jest przykra, bardzo przykra. Rzecz jasna, że to jest zawsze bardzo nieprzyjemna historia,