Эротические рассказы

Style radykalnej woli. Susan SontagЧитать онлайн книгу.

Style radykalnej woli - Susan  Sontag


Скачать книгу
Mowa koń­czy myśl. (Przy­kład: dzia­łal­ność kry­ty­ka, któ­ry za nic nie po­tra­fi się po­wstrzy­mać przed wy­ra­ża­niem są­dów o da­nym ar­ty­ście – że jest taki czy owa­ki itp.). Je­śli ktoś jed­nak uzna, że myśl nie jest za­koń­czo­na, to nie bę­dzie. Tak pew­nie wy­ja­śnić moż­na eks­pe­ry­men­ty z mil­cze­niem, do­bro­wol­nie po­dej­mo­wa­ne przez nie­któ­rych współ­cze­snych gi­gan­tów du­cha, ta­kich jak Buck­min­ster Ful­ler; stąd chy­ba bie­rze się tak­że pe­wien ele­ment mą­dro­ści w ską­d­inąd au­to­ry­tar­nym fi­li­ster­skim mil­cze­niu kla­sycz­ne­go freu­dow­skie­go psy­cho­ana­li­ty­ka. Mil­cze­nie po­zo­sta­wia spra­wy „otwar­ty­mi”.

      I jesz­cze je­den spo­sób wy­ko­rzy­sta­nia ci­szy: moż­na za jej po­mo­cą wspo­móc mowę, by sta­ła się moż­li­wie spój­na i po­waż­na. Każ­dy na pew­no wie, że sło­wa prze­ry­wa­ne dłu­gi­mi pau­za­mi zy­sku­ją więk­szy cię­żar – sta­ją się wręcz na­ma­cal­ne. Po­nad­to, gdy mówi się mniej, za­czy­na się peł­niej od­czu­wać wła­sną fi­zycz­ną obec­ność w da­nym miej­scu. Mil­cze­nie za­po­bie­ga „złej mo­wie”, przez któ­rą ro­zu­miem mowę zdy­stan­so­wa­ną – od­dzie­lo­ną od cia­ła (a za­tem i uczuć), po­zba­wio­ną na­tu­ral­ne­go związ­ku z kon­kret­nym, obec­nym w okre­ślo­nych miej­scu, cza­sie i sy­tu­acji mó­wią­cym. Mowa odłą­czo­na od cia­ła de­ge­ne­ru­je się. Sta­je się fał­szy­wa, pu­sta, zu­bo­ża­ła, nie­waż­ka. Ci­sza może za­ha­mo­wać lub cof­nąć ten pro­ces – za­pew­nia ro­dzaj ba­la­stu i czu­wa nad ję­zy­kiem lub wręcz go ko­ry­gu­je, gdy sta­je się nie­au­ten­tycz­ny.

      Bio­rąc pod uwa­gę wszyst­kie te zja­wi­ska, któ­re za­gra­ża­ją au­ten­tycz­no­ści ję­zy­ka (au­ten­tycz­ność nie za­le­ży od tre­ści po­szcze­gól­nych zdań lub ich grup, lecz od re­la­cji mię­dzy mó­wią­cym a wy­po­wie­dzią i sy­tu­acją), teo­re­tycz­ny pro­jekt ja­sne­go mó­wie­nia wszyst­kie­go, „co się da po­wie­dzieć”, któ­ry przed­sta­wia Wit­t­gen­ste­in, wy­glą­da na za­trwa­ża­ją­co skom­pli­ko­wa­ny. (Ile cza­su ma czło­wiek? Czy trze­ba mó­wić szyb­ko?) Hi­po­te­tycz­ny, wy­my­ślo­ny przez fi­lo­zo­fa świat ja­snej mowy (w któ­rym mil­cze­nie jest je­dy­nie tym, „o czym nie moż­na mó­wić”14) był­by kosz­ma­rem ety­ka lub psy­chia­try, a na pew­no ob­sza­rem, na któ­ry nie na­le­ży się bez­tro­sko za­pusz­czać. Czy rze­czy­wi­ście kto­kol­wiek chciałby po­wie­dzieć wszyst­ko, „co­kol­wiek da się po­wie­dzieć”? Wy­da­wa­ło­by się, że wia­ry­god­na psy­cho­lo­gicz­nie od­po­wiedź brzmi „nie”. Lecz od­po­wiedź twier­dzą­ca tak­że jest praw­do­po­dob­na w świe­tle co­raz po­pu­lar­niej­szych ide­ałów no­wo­cze­snej kul­tu­ry. Bo czy wie­lu lu­dzi tego dziś wła­śnie nie pragnie – po­wie­dzieć wszyst­ko, co­kol­wiek da się po­wie­dzieć? Ta­kie­go za­mie­rze­nia nie spo­sób jed­nak pie­lę­gno­wać, nie po­pa­da­jąc w kon­flikt we­wnętrz­ny. Kie­ru­jąc się po czę­ści upo­wszech­nia­ją­cy­mi się ide­ała­mi psy­cho­te­ra­pii, lu­dzie chcą po­wie­dzieć „wszyst­ko” (jed­nym ze skut­ków tego pra­gnie­nia jest jesz­cze moc­niej­sze za­tar­cie gra­nic mię­dzy tym, co pu­blicz­ne, a tym, co pry­wat­ne, mię­dzy in­for­ma­cją a ta­jem­ni­cą). Jed­nak­że w prze­lud­nio­nym świe­cie, po­łą­czo­nym glo­bal­ną sie­cią ko­mu­ni­ka­cji elek­tro­nicz­nej i lot­ni­czej, któ­ra za­cho­dzi zbyt szyb­ko i gwał­tow­nie, by nor­mal­ny czło­wiek zdo­łał się z nią oswo­ić, dal­sze roz­prze­strze­nia­nie się mowy i ob­ra­zów za­czy­na na­pa­wać nas od­ra­zą. Roz­ma­ite czyn­ni­ki, ta­kie jak nie­ogra­ni­czo­na „re­pro­duk­cja tech­nicz­na”, nie­mal cał­ko­wi­te upo­wszech­nie­nie się sło­wa dru­ko­wa­ne­go, mowy i ob­ra­zów (od „new­sów” po „dzie­ła sztu­ki”) oraz de­ge­ne­ra­cja pu­blicz­ne­go ję­zy­ka po­li­ty­ki, re­kla­my i roz­ryw­ki, po­skut­ko­wa­ły – przy­naj­mniej wśród le­piej wy­kształ­co­nych człon­ków no­wo­cze­sne­go spo­łe­czeń­stwa ma­so­we­go – de­wa­lu­acją ję­zy­ka. (Wbrew McLu­ha­no­wi ob­sta­ję przy twier­dze­niu, że de­wa­lu­acja mocy i wia­ry­god­no­ści ob­ra­zów jest rów­nie głę­bo­ka – i za­sad­ni­czo po­dob­na – jak ta, któ­ra do­tknę­ła ję­zyk). Wraz z upad­kiem pre­sti­żu ję­zy­ka ro­śnie pre­stiż mil­cze­nia.

      Od­no­szę się tu do so­cjo­lo­gicz­ne­go aspek­tu do­strze­gal­nej dziś am­bi­wa­len­cji w po­dej­ściu do ję­zy­ka. Pro­blem jest jed­nak oczy­wi­ście znacz­nie głęb­szy. Poza spe­cy­ficz­ny­mi czyn­ni­ka­mi so­cjo­lo­gicz­ny­mi na­le­ży tak­że wziąć pod uwa­gę od­wiecz­ne roz­cza­ro­wa­nie ję­zy­kiem, obec­ne w każ­dej więk­szej cy­wi­li­za­cji Wscho­du i Za­cho­du, w któ­rej myśl, po osią­gnię­ciu od­po­wied­nio wy­so­kie­go po­zio­mu zło­żo­no­ści i po­wa­gi du­cho­wej, sta­ła się źró­dłem udręki.

      Tra­dy­cyj­nie roz­cza­ro­wa­nie ję­zy­kiem uwi­dacz­nia­ło się w słow­ni­ku re­li­gij­nym opar­tym na me­ta­ab­so­lut­nych pa­rach po­jęć, ta­kich jak „świę­te” i „świec­kie” albo „ludz­kie” i „bo­skie”. Za­ląż­ki póź­niej­szych dy­le­ma­tów i stra­te­gii sztu­ki moż­na od­na­leźć w ra­dy­kal­nych nur­tach tra­dy­cji mi­stycz­nej. (Przy­kła­dy: pi­sma chrze­ści­jań­skie, ta­kie jak Teo­lo­gia mi­stycz­na Pseu­do-Dio­ni­ze­go Are­opa­gi­ty czy pra­ce Ja­ko­ba Bo­eh­me­go i Mi­strza Ec­khar­ta, oraz ana­lo­gicz­ne tek­sty ze­ni­stycz­ne, tao­istycz­ne i su­fic­kie). W tra­dy­cji mi­stycz­nej za­wsze do­strze­ga­no, jak to ujął Nor­man Brown, „neu­ro­tycz­ny cha­rak­ter ję­zy­ka”. (We­dług Bo­eh­me­go Adam po­słu­gi­wał się „mową zmy­sło­wą” – ję­zy­kiem róż­nią­cym się od wszyst­kich zna­nych ję­zy­ków – czy­li na­rzę­dziem bez­po­śred­niej eks­pre­sji zmy­słów do­stęp­nym wy­łącz­nie isto­tom nie­od­łącz­nie ze­spo­lo­nym z na­tu­rą, a więc wszyst­kim zwie­rzę­tom z wy­jąt­kiem czło­wie­ka, zwie­rzę­cia cho­re­go. Ta­kim wła­śnie „ję­zy­kiem na­tu­ral­nym”, wol­nym od prze­kła­mań i ilu­zji, bę­dzie znów mó­wił czło­wiek, kie­dy od­zy­ska raj). Jed­nak w na­szych cza­sach po­dob­ne idee roz­wi­ja­li przede wszyst­kim ar­ty­ści (oraz nie­któ­rzy psy­cho­te­ra­peu­ci), nie zaś bo­jaź­li­wi spad­ko­bier­cy tra­dy­cji re­li­gij­nych.

      Bun­tu­jąc się prze­ciw su­che­mu, po­szu­flad­ko­wa­ne­mu ży­ciu zwy­kłe­go umy­słu, ar­ty­sta wzy­wa do od­no­wie­nia ję­zy­ka. Spo­ra część współ­cze­snej sztu­ki kie­ru­je się dą­że­niem do oczysz­cze­nia świa­do­mo­ści ze ska­żo­ne­go ję­zy­ka oraz – w pew­nych przy­pad­kach – ze znie­kształ­ceń, któ­re po­wsta­ją, gdy świat po­strze­ga się wy­łącz­nie w kon­wen­cjo­nal­nych ka­te­go­riach słów (to zna­czy w ka­te­go­riach „ra­cjo­nal­nych” i „lo­gicz­nych”, by po­słu­żyć się tymi po­ję­cia­mi w ich naj­uboż­szym zna­cze­niu). Sztu­ka sta­je się ro­dza­jem kontr­ata­ku – usi­łu­je wy­rwać świa­do­mość ze szpo­nów mar­twych, nie­ru­cho­mych słów, pro­po­nu­jąc ro­dzaj


Скачать книгу
Яндекс.Метрика