W Trójkącie Beskidzkim. Hanna GreńЧитать онлайн книгу.
to nikt nie zauważy, że jest kobietą. Niestety to przekonanie jest błędne – zauważył Forman z fałszywym współczuciem. – Założę się, że wszyscy już dawno odgadli, że ona nie jest mężczyzną.
Michał otaksował koleżankę wzrokiem i uśmiechnął się szeroko.
– Masz rację, nie jest!
– Kretyni! Właśnie przyszło mi coś do głowy. Czy oni mieli dzieci?
– Na szczęście nie mieli. Podobno on nie chciał.
– No tak. Biedak spadłby wtedy z piedestału, przestałby być pępkiem świata. No dobra, wiecie, co robić. Znajdźcie tego kochającego mężusia, warto by też się dowiedzieć, kto dziedziczy po Katarzynie. Trzeba to sprawdzić, choć nie sądzę, by te informacje pomogły nam znaleźć zabójcę.
– Myślisz, że to nie on? – Michał był zdziwiony. – Facet ma motyw, być może nawet kilka motywów. Wiemy, że już wcześniej stosował wobec niej przemoc. Prócz tego stracił twarz przed swoją nową wybranką, dając się przepędzić miotłą jak wystraszona mysz. Może chciał w ten sposób udowodnić, że jednak jest mężczyzną?
– Może i tak, ale to zabójstwo niezbyt mi do niego pasuje. Za czyste, no i jeszcze te rekwizyty… Nie, to nie Bielawa! Nara, panowie. – Ponownie podniosła torebkę i wyszła z pokoju.
Szot spojrzał na kolegę, krzywiąc twarz w grymasie powątpiewania.
– Tym razem się myli. Założę się, że jednak Bielawa zabił.
– Stawiam na Herrerę – odpowiedział Forman. – Pięć dych, wchodzisz w to?
– Wchodzę. Możesz już pędzić do bankomatu! – Michał wyciągnął rękę. Rysiek uścisnął ją i wzruszył ramionami.
– Poczekam. Sam do mnie przylecisz z forsą w zębach.
– Taki jesteś pewien? A może wiesz coś, o czym ja nie wiem? – Sierżant spojrzał na starszego kolegę z nagłym podejrzeniem.
– Wiem tyle, co i ty, ale znam Herrerę. Ona ma niesamowitą intuicję, poza tym jest sporo racji w tym, co powiedziała. Bielawa lubi się znęcać nad słabszymi, w dodatku czuje się upokorzony. No i jest mściwy. Gdyby to on dopadł żonę, nie odbyłoby się to tak czysto. Nie potrafiłby sobie odmówić przyjemności poniżenia jej, więc z pewnością najpierw by ją wyzywał, potem pobił, być może także zgwałcił, żeby pokazać, kto rządzi. Poza tym nie zadałby tylko jednej rany. Raczej dźgnąłby ją wielokrotnie, wyładowując w ten sposób agresję. Po wszystkim zwiewałby stamtąd w popłochu, a nie bawił się w układanie ciała w specjalnej pozie.
W miarę jak Forman mówił, Szotowi wydłużała się mina. Widział teraz wyraźnie, że to jemu przyjdzie gnać do bankomatu.
– Chyba masz rację. Sposób, w jaki zginęła Katarzyna, wskazuje, że sprawca nie był opętany gniewem czy żądzą zemsty. W sumie bardziej kojarzy mi się to z rzetelnym wykonaniem zadania. Coś takiego jak zabójstwo na zlecenie. Może to rzeczywiście ten gangster?
Gangster kontra policjantka – pierwsze starcie3
2 sierpnia 2014
Tuż przed południem stanęła przed masywną bramą i nim zadzwoniła, rozejrzała się z ciekawością. Nie wiadomo dlaczego była przygotowana na widok koszmaru, czegoś na kształt zgierskich potworności, a przecież nic w wyglądzie czy zachowaniu Podżorskiego nie świadczyło o zamiłowaniu do ostentacji i bezguścia. Przeciwnie, ubrany był z dyskretną elegancją, a i maniery miał nienaganne, jak to wywnioskowała z nagrania.
Taką samą elegancją jak ubiór cechowała się też jego posesja. Rozłożysty, parterowy dom był duży, ale nie monstrualnie wielki. Ot, spory budynek, zdolny pomieścić dość liczną rodzinę. Idealnie wkomponowany w otoczenie, nie raził nadmiernym przepychem, choć widać było, że do tanich nie należy. Z prawej strony stał drugi, dłuższy i węższy, z licznymi drzwiami prowadzącymi do pomieszczeń z zabezpieczonymi kratą oknami. Zapewne zakład produkcyjny, ten od elektronicznych dupstw – wspomniała słowa Formana o profilu działalności ALDY. Szara kostka brukowa, starannie przystrzyżony trawnik i feeria barw kipiąca z wielkich, kamiennych mis obsadzonych kwiatami, naprzeciw budynku produkcyjnego garaże – podświadomie zapisawszy w pamięci te spostrzeżenia, wyciągnęła rękę do dzwonka. Musiała być obserwowana, bo zanim zdążyła go nacisnąć, brama otworzyła się z cichym szmerem i w przejściu stanął mężczyzna w eleganckim garniturze.
– Dzień dobry – powitał ją uprzejmym tonem. – Czym mogę służyć?
– Benita Herrera do pana Podżorskiego – odparła, nie spuszczając z mężczyzny oczu. Nie pasował do jej wyobrażenia o gorylu szefa gangu, nie miał w sobie nic z prymitywnej brutalności, jaką na ogół odznaczali się żołnierze grup przestępczych.
– Mogę prosić o jakiś dokument tożsamości?
– Oczywiście.
Wyjęła z torebki dowód osobisty. Bramkarz rzucił okiem najpierw na dokument, potem na nią, wreszcie skinął głową.
– Dziękuję.
Oddał dowód i kiwnął na stojącego w pobliżu drugiego mężczyznę.
– Kolega zaprowadzi panią do szefa, tylko najpierw musi pani oddać broń.
– Słucham? – Wbiła w niego niewinnie zdziwione oczy. – Skąd to absurdalne przypuszczenie, że jestem uzbrojona?
– Stąd, że ubranie nie układa się, jak należy. – Wskazał dłonią jej prawy bok, gdzie żakiet dziwnie się wybrzuszał.
Pobiegła wzrokiem za jego spojrzeniem i roześmiawszy się, odsłoniła połę żakietu, by mógł zobaczyć związaną w gruby węzeł bluzkę.
– Mam ją zdjąć, żeby poczuł się pan pewniej? – zażartowała. Ku jej zdumieniu zmieszał się i lekko poczerwieniał.
– Oczywiście, że nie. Przepraszam, ale to tak wyglądało… Proszę dalej.
Została wprowadzona do przestronnego salonu, gdzie dojrzała siedzącego w fotelu mężczyznę z nagrania. Na ich widok wstał z wdziękiem leniwego drapieżnika i podszedł ku nim.
– Dziękuję, Jura. Możesz nas zostawić, nie sądzę, by coś mi groziło ze strony naszego gościa. Kodi zapewniał, że pani Herrera jest łagodną kobietą o miłym usposobieniu.
Błysnął w uśmiechu olśniewająco białymi zębami, w czarnych oczach zamigotały zielonkawe iskierki, a Benita poczuła, że nagle zabrakło jej tchu. Z wysiłkiem oderwała wzrok od gospodarza, starając się odzyskać zimną krew.
– Kto to jest Kodi? – postarała się, by w jej głosie zabrzmiało jedynie umiarkowane zaciekawienie.
– Konrad – wyjaśnił Podżorski. – Tak go nazywaliśmy w czasach, gdy byliśmy młodsi, niż mój syn jest dzisiaj. Proszę spocząć. Nie sądzę, by bała się pani zasiąść w fortecy wroga. Chyba że pistolet za bardzo przeszkadza…
Po raz drugi tego dnia Benita demonstracyjnie lekko uniosła prawą połę żakietu.
– To tylko bluzka – wyjaśniła.
– Wiem – odpowiedział spokojnie. – Mówiłem o tym, co jest wyżej. – Gestem wskazał jej prawą pachę.
Westchnęła z rezygnacją i usiadła.
– Nie zawoła pan swoich ludzi, żeby odebrali mi broń i wyrzucili na zbity pysk? – spytała prowokacyjnie.
– A po co? – wydawał się zaskoczony jej uwagą. – Przecież nie będzie pani do mnie strzelać, a ta twarz jest zbyt ładna, żeby ryzykować jej uszkodzenie przy wyrzucaniu na wzmiankowany zbity pysk. Wiedziałem, że będzie pani uzbrojona, bo zawsze