Ostatnia wdowa. Karin SlaughterЧитать онлайн книгу.
Potrzebuję szczegółów. Rysopisów. Przybliżonej liczby ofiar. Niech jednostka specjalna razem z biurem ATF zabezpieczy kampus. Powiadom mnie, kiedy gubernator wezwie Gwardię Narodową.
– Amando – powiedziała Maggie opanowanym głosem. To było jej miasto, to była jej odpowiedzialność. – Mój helikopter czeka na dachu.
– Idziemy. – Amanda dała znak Faith.
Faith złapała torebkę. Nerwowe mdłości zamieniły się w kamień w żołądku, gdy zaczęła analizować, co zaszło. Eksplozja w szpitalu.
Zakładniczka. Wiele ofiar. Uzbrojeni i niebezpieczni.
Kiedy znalazły się przy schodach, wszyscy już biegli. Ruszyły z Maggie na górę, ale pozostali uczestnicy spotkania zbiegali w szaleńczym tempie po schodach, ponieważ to właśnie robią policjanci, gdy dzieje się coś złego. Pędzą w stronę dziejącego się zła.
– Upoważniam do… – Maggie krzyknęła do telefonu, gdy pokona-ła kolejne półpiętro – dziewięć-siedemdwadwaczteryalfadelta. Dziesięć-trzydzieści dziewięć dla wszystkich wolnych radiowozów. Poderwać wszystkie śmigłowce. Przekaż dowódcy, że jestem za pięć minut.
– Jeden z zamachowców został ranny. – Amanda w końcu miała konkretne informacje. Zerknęła przez ramię na Faith. Była wstrząśnięta. – Zakładniczką jest Michelle Spivey.
Maggie zaklęła pod nosem. Złapała się poręczy, pokonując kolejną kondygnację. Słuchała rozmówcy, po czym zaraportowała.
– Dwóch rannych, o Spivey nic nie wiadomo. – Dyszała ciężko, ale nie przerwała, by złapać oddech. – Jeden ze sprawców został ranny w nogę, drugi w ramię. Kierowca miał na sobie mundur ochroniarza Emory.
Słuchając tych słów rozbrzmiewających echem na klatce schodowej, Faith poczuła, że pokrywający ją pot staje się lodowaty.
– Pielęgniarka rozpoznała Spivey. – Amanda rozłączyła się. Podniosła głos, by przekrzyczeć tupot trzech par nóg po betonie. – Informacje są sprzeczne, ale…
Maggie przystanęła na kolejnym zakręcie schodów. Uniosła rękę, chcąc uciszyć Amandę.
– Naoczny świadek z oddziału policji w DeKalb mówi, że dwie bomby wybuchły na wielopoziomowym parkingu naprzeciw szpitala. Druga detonacja nastąpiła, kiedy na miejsce przybyły pierwsze służby ratownicze. Co najmniej piętnaście osób zostało tam uwięzionych.
Dziesięć ofiar na ziemi.
Faith poczuła, że zawartość żołądka podchodzi jej do gardła. Spojrzała pod nogi. Na ziemi leżały niedopałki. Pomyślała o mundurze galowym w szafie, o pogrzebach, w których będzie uczestniczyć w nadchodzących tygodniach, o tym, ile razy będzie musiała stać na baczność w obecności zrozpaczonych rodzin.
– To nie koniec. – Maggie znowu ruszyła schodami w górę. Jej kroki nie były już tak energiczne. – W podziemiach znaleziono ciała dwóch zamordowanych strażników. Dwaj policjanci z DeKalb zginęli, gdy zamachowcy uciekali z miejsca wybuchu. Zastępczyni szeryfa z hrabstwa Fulton została ranna i jest teraz operowana. Rokowania są kiepskie.
Faith zwolniła tempo. Te wieści zadziałały jak cios w brzuch, po którym nie można złapać tchu. Pomyślała o dzieciach. O matce, która też była policjantką. Znała smak czekania na informacje, tę niepewność, czy rodzic żyje czy nie, czy może został ranny, i poczucie bezradności, gdy można było jedynie siedzieć przed telewizorem i wmawiać sobie, że wszystko będzie dobrze.
Amanda zatrzymała się na chwilę i położyła Faith dłoń na ramieniu.
– Ev wie, że jesteś ze mną.
Faith skupiła się na pokonywaniu schodów. Tylko tyle mogła teraz zrobić. W tej chwili tylko to im pozostało.
Mama pilnowała Emmy. Jeremy był z kolegami na turnieju gier wideo. Wszyscy wiedzieli, że Faith jest na spotkaniu w centrum, ponieważ narzekała na to w obecności każdego, kto tylko zechciał jej słuchać.
Dwaj strażnicy zamordowani.
Dwaj policjanci zamordowani.
Zastępczyni szeryfa, która prawdopodobnie nie przeżyje operacji.
Pacjenci szpitala. Chorzy dorośli. Chore dzieci, ponieważ w Emory był też Szpital Dziecięcy Egleston. Ile to razy Faith w środku nocy wiozła tam Emmę na ostry dyżur? Życzliwe pielęgniarki. Cierpliwi lekarze. Wokół szpitala stały piętrowe parkingi. Po eksplozji jeden z nich mógł zawalić się na szpital.
A wtedy co? Ile budynków zostało zniszczonych jedenastego września w trakcie wstrząsów następczych?
W końcu Maggie otworzyła drzwi na szczycie schodów. Słońce oślepiło Faith, ale ona i tak miała już oczy pełne łez złości.
„Druga detonacja nastąpiła, kiedy na miejsce przybyły pierwsze służby ratownicze”.
Słyszała narastający warkot śmigieł helikoptera. Czarny UH-1 Huey był jej rówieśnikiem. SWAT używał go do spuszczania liny i do ratownictwa pożarowego. Z tyłu siedzieli już członkowie jednostki specjalnej w pełnym wyposażeniu, z karabinami AR-15. Mieli przeszukać pomieszczenie po pomieszczeniu, by upewnić się, że nie ma tam więcej bomb czekających na odpalenie.
Warkot stawał się ogłuszający.
Myśli Faith współgrały z rytmem obracających się śmigieł.
Dwóch-strażników-dwie-rodziny.
Dwóch-policjantów-dwie-rodziny.
– Mandy! – Maggie przekrzykiwała ryk silnika. Ton jej głosu sprawił, że powietrze stężało. – Chodzi o Willa, Mandy. Zranili twojego chłopca.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Sara odnotowała w pamięci przybliżony czas zgonu kierowcy porsche, sprawdzając uszkodzenie powłok czaszki kierowcy forda F-150.
– Wybuchł gaz. Musieliśmy stamtąd wiać. – Pasażer furgonetki wskazał na srebrnego chevroleta malibu. – To o nich powinniście się martwić. Gość z tyłu źle wygląda.
Sara ucieszyła się, że Will podąża za nią, gdy pobiegła do chevroleta. Coś jej się nie zgadzało w obrazie tego wypadku. Uderzenie furgonetki w tył auta nie było aż tak poważne, by spowodować złamanie kręgów szyjnych u kierowcy. Tę tajemnicę będzie musiał rozwikłać lekarz medycyny sądowej w Atlancie, to on wyda ostateczne orzeczenie. Ale nie wiadomo, ile czasu potrwa sprzątanie po wybuchu gazu. Co za szczęście, że na budowie nie było robotników.
Mimo to…
Skręcony kark. Żadnych innych urazów. Żadnych ran szarpanych.
Żadnych stłuczeń.
Dziwne.
Kierowca malibu powiedział do Willa:
– Przyjaciel potrzebuje pomocy.
– Ona jest lekarzem – wyjawił Merle.
– Proszę pana. – Sara kucnęła, by sprawdzić stan nieprzytomnego mężczyzny na tylnym siedzeniu chevroleta. Pasażer siedzący obok niego śledził każdy jej ruch. Drogi oddechowe czyste. Oddech normalny.
– Wszystko w porządku?
Za plecami słyszała imiona.
Dwight, Clinton, Vince, Merle.
– Dwight? – zapytała. Przyciemnione szyby były niemal czarne, przez co niewiele widziała. Przesunęła nieprzytomnego mężczyznę bliżej światła. Źrenice zareagowały. Kręgosłup nie był uszkodzony, a tętno mocne i regularne. Skóra lepka, ale w sierpniu wszyscy lepili się od potu.
– Jestem