Białe kości. Graham MastertonЧитать онлайн книгу.
Byłaś wspaniała – powiedział. – To świetnie, że jesteś tak dobrze zbudowana. Dobrze zbudowana i piękna. Nie mógłbym marzyć o kimś lepszym.
Obszedł łóżko i uważnie obejrzał jej prawą nogę.
– Oglądałaś już ją? Jest niesamowita. Jak na lekcji anatomii.
– Co? – odezwała się głuchym głosem. Czuła, że w każdej chwili może ponownie zapaść w stan nieświadomości. Ból był teraz tak straszliwy, że wprost nie wierzyła, że to właśnie ona go doświadcza. To musi być jakaś inna okropnie cierpiąca Fiona.
– Popatrz – szepnął. Pochylił się nad nią i uniósł jej głowę tak, żeby mogła zobaczyć własną nogę. Mimo bólu poczuła zapach lawendowego dezodorantu, którym spryskał się pod pachami. – Popatrz. Co o tym sądzisz? To nadzwyczajne, prawda?
W pierwszej chwili nie bardzo wiedziała, na co patrzy. Jej lewa noga była zupełnie normalna, opalona i doskonale ukształtowana przez regularny jogging i pływanie. Jednak tam, gdzie powinna się znajdować prawa noga, leżała tylko długa biała kość udowa, goła rzepka, dwie wąskie kości piszczelowe, kostka i szkielet stopy. Wszystkie kości były całkowicie obrane z mięsa, pozostało tylko kilka czerwonych pasemek i cienkie białe ścięgna, które oprawca musiał pozostawić, żeby kości nadal pozostawały złączone. Gazety pod łóżkiem przesiąknięte były krwią.
Fiona popatrzyła na niego z przerażeniem.
– Co ty mi zrobiłeś? – jęknęła. – Co ty mi zrobiłeś?
– Zacząłem przygotowywać cię na wprowadzenie – odparł, z powrotem układając jej głowę na sprężynach.
– Draniu, co ty mi zrobiłeś?
– Cii… bądź cicho… – Uniósł rękę. – Nie trać sił, podczas tej próby będziesz ich jeszcze wiele potrzebowała.
– Co? Chyba nie chcesz…?
– To wymaga czasu, uwagi, wszystko musi zostać wykonane dokładnie według rytuału.
– Powiedz, co chcesz ze mną zrobić? Powiedz mi!
– Zamierzam przygotować cię jako ofiarę dla największej tajemnej siły, jaka kiedykolwiek istniała. Kiedykolwiek.
– To ci nie ujdzie na sucho. Mój ojciec cię znajdzie, a wtedy… przysięgam na Boga, zabije cię gołymi rękami.
Roześmiał się.
– Twój ojciec nigdy się nie dowie, kto ci to zrobił, przenigdy. Nawet na łożu śmierci będzie się zastanawiał, kto to był. I będzie żałował, że kiedykolwiek zgodził się na twoją samotną podróż do Irlandii. Jego tortury będą o wiele gorsze niż twoje.
– Och, Boże – jęknęła Fiona. Niespodziewanie ogarnęła ja kolejna fala bólu. Zaczęła tracić kontakt z rzeczywistością. Jej głowa opadła bezwładnie na sprężyny, a twarz stała się biała jak wosk. Obserwował ją przez chwilę, po czym przeszedł do salonu. Ściągnął z kanapy narzutę w musztardowym kolorze, po czym wrócił do sypialni i okrył Fionę, aby było jej ciepło.
W końcu nie mógł pozwolić, żeby mu umarła.
Rozdział 13
Komendant O’Driscoll popatrzył znad biurka.
– Ach, Katie. – Wziął zieloną kartonową teczkę i podał ją podwładnej. – Chciałbym, żebyś się zajęła śledztwem w sprawie Flynna. Sierżant Ahern kręci się dookoła własnego dupska i w końcu wpadnie w nie głową i zniknie na zawsze, powtarzając wyczyn Charliego Flynna.
Charlie Flynn był znanym biznesmenem z Cork. Zaginął w pierwszym tygodniu października. Jego samochód znaleziono przy drodze w okolicach Midleton, mniej więcej piętnaście kilometrów na wschód od miasta, jednak po samym Charliem wszelki ślad zaginął. Na miejscu nie było odcisków butów, krwi, dosłownie niczego. Był szwagrem lorda burmistrza, dlatego ratusz naciskał na komendanta, żeby wyjaśnił, co się stało.
– A co z naszymi jedenastoma szkieletami? – zapytała Katie, otwierając teczkę i szybko przerzucając czarno-białe fotografie. W różnych ujęciach przedstawiały pustego czarnego mercedesa z otwartymi drzwiami.
– Chodzi ci o sprawę farmy Meagherów? Chyba ją zamkniemy, oczywiście nie definitywnie, ale pozostawimy ją na boku. Pomyślałem, że wszystkie informacje możemy przekazać profesorowi Gerardowi O’Brienowi z uniwersytetu. To nasz człowiek, poza tym zna się na folklorze.
– Ale to, co się stało na farmie Meagherów, raczej nie jest folklorem. Zamordowano jedenaście kobiet.
– Tak, tak, oczywiście. Ale jaki jest sens ścigać zabójcę, który prawie na pewno nie żyje? Nie martw się, Katie, nawet jeśli ten morderca nie odpowiedział za zbrodnię przed ziemskim sądem, i tak stanie przed Bogiem. Nic więcej w tej sprawie nie możemy zrobić.
– Poproszę tylko o dwa, trzy dni. Sposób, w jaki zabito te kobiety… był tak niezwykły… Uważam, że musimy się dowiedzieć, co się naprawdę stało.
Dermot O’Driscoll potrząsnął głową tak energicznie, że aż zatrzęsła się skóra na jego policzkach.
– Przykro mi, Katie, ale to niemożliwe. Poza sprawą Flynna chciałbym, żebyś pojechała do szpitala i jeszcze raz porozmawiała z Mary Leahy. Detektyw Dockery był u niej wczoraj wieczorem i odniósł wrażenie, że jest gotowa nam powiedzieć, kto zastrzelił jej Kenny’ego.
Katie wydęła wargi, wiedziała jednak, że sprzeciw nie ma sensu.
– Dobrze – powiedziała. – Niech mi pan jednak pozwoli osobiście zawieźć teczkę z materiałami z farmy Meagherów do profesora O’Briena.
– Oczywiście, nic nie stoi temu na przeszkodzie. Postaraj się jednak jak najszybciej ruszyć w sprawie Flynna, bo jeśli nie zrobimy w niej postępów, to ktoś nam z ochotą za to przyłoży.
Dermont O’Driscoll pracował kiedyś w wydziale zabójstw w Dublinie i teraz, kiedy był komendantem na prowincji, bardzo mu zależało na opinii góry.
* * *
Wychodząc, Katie natknęła się na sierżanta Jimmy’ego O’Rourke’a.
– Myślę, że mam coś dla pani, pani komisarz. Fotokopie „Cork Examiner” od lata tysiąc dziewięćset piętnastego do wiosny tysiąc dziewięćset szesnastego roku.
– Chodźmy do mojego gabinetu – zaproponowała.
Rozłożyła fotokopie na biurku i sięgnęła po wąskie okulary w drucianej oprawce. Jimmy zakreślił już markerem dziesięć tekstów: Tajemnicze zniknięcie kobiety z Rathcormac, Po trzech tygodniach nie ma śladu dziewczyny z Whitechurch, Przed dziewięcioma dniami zniknęła pani Mary O’Donovan…
Był także komentarz redakcyjny, w którym wydawca pisał o wielkim zaniepokojeniu lokalnej społeczności tajemniczym zniknięciem siedmiu młodych kobiet o nieposzlakowanej opinii i nieskazitelnym charakterze. Nie mając żadnych dowodów, wahamy się przed wskazywaniem kogokolwiek palcem, w końcu nie znaleziono zwłok ani jednej z nich, pragniemy jednak przypomnieć naszym Czytelnikom słowa Byrona, który napisał, że „Człowiek pałający żądzą zemsty rany swe trzyma otwarte”.
– Co ten dziennikarz chciał zasugerować? – zapytała Katie. – Że kobiety zostały porwane w odwecie?
– Na to wygląda. Nie napisał jednak, kogo o to podejrzewa.
– Podobnie jak Jack Devitt. Może ten dziennikarz doskonale wiedział, kto porwał kobiety, nie mógł jednak mówić o tym otwarcie, bo obawiał się oskarżenia o zniesławienie