Harmonia zbrodni. Aleksandra MarininaЧитать онлайн книгу.
Gdy ją wożę.
– A bez pana?
– Beze mnie jeździ z kierowcą. Nie umie prowadzić, nie ma nawet prawa jazdy. Niech pan weźmie pod uwagę, że jeśli ktoś chciał zabić Elenę, nie podłożyłby ładunku wybuchowego pod skodę, bo to ja przeważnie nią jeżdżę.
– Racja. W takim razie dlaczego właśnie dzisiaj, gdy w pańskim samochodzie była bomba, pańska żona otworzyła drzwi i usiadła na miejscu kierowcy? Jak pan to wyjaśni?
– Nie wiem. Nie rozumiem, co mam wyjaśniać.
– No proszę, nie rozumie pan? W takim razie ja to zrobię. Obywatelu Dudariew, jak się układają pańskie stosunki z żoną?
– Normalnie. Co to ma do rzeczy?
– Gdy stosunki są normalne, małżonkowie nie kłócą się niemal codziennie, w dodatku tak głośno, że słyszą ich sąsiedzi.
– Wszyscy ludzie się kłócą, a mimo to żyją normalnie. Czego pan ode mnie chce?
– Powiem później. Jedźmy dalej. Obywatelu Dudariew, jest pan osobą zamożną?
– Raczej tak.
– Proszę opisać w przybliżeniu swój majątek.
– No… Samochód, mieszkanie, dom za miastem, garaż… Wystarczy?
– Wystarczyłoby, gdyby to wszystko należało naprawdę do pana. Ale przecież to majątek pańskiej małżonki, a nie pana. Samochód i nieruchomość są zapisane na nią i zostały nabyte, zanim się pobraliście, więc nie można ich uznać za wspólny dorobek. Co jest pana osobistą własnością?
– …
– Jasne. Nic. Jakie są pana obecne dochody?
– Pobieram emeryturę wojskową.
– To wszystko?
– Wszystko? A czego się pan spodziewał? Że jestem milionerem i uchylam się od płacenia podatków?
– Nie, tego się nie spodziewałem. Proszę powiedzieć, czy żona pana zdradzała?
– Oszalał pan?!
– Bynajmniej. Mam informację, że nawiązała romans, w dodatku na tyle poważny, że postanowiła się z panem rozstać i założyć nową rodzinę. Chce pan powiedzieć, że o niczym nie wiedział?
– Pierwsze słyszę. To jakaś bzdura!
– No cóż, za chwilę usłyszy pan jeszcze jedną bzdurę. Ale nie uda się panu zachować milczenia. Będzie pan musiał skomentować moje słowa. A więc pańskie relacje z Eleną Pietrowną układały się nieciekawie. Ona pana zdradzała, co stanowiło pretekst do ciągłych kłótni. W dodatku, gdy się pobieraliście dwa lata temu, była dość zamożną właścicielką dobrze prosperującego biura podróży, a pan, Gieorgiju Nikołajewiczu, był emerytowanym oficerem, ze wspaniałą wojskową przeszłością, ale niestety, bez przyszłości i dochodów. Zakładam, że do małżeństwa popchnęło pana namiętne uczucie, potrafię to uszanować. Wtedy, dwa lata temu, ani pan, ani pańska narzeczona nie zastanawialiście się nad tym, jak będą wyglądać wasze stosunki finansowe. Był pan jeszcze dość młody, lekko po czterdziestce, i sądził pan, że wszystko się ułoży. Ale okazało się, że nie jest pan nikomu potrzebny ze swoją wojskową profesją, toteż utrzymywał się pan z emerytury oraz z tego, co dawała panu Elena Pietrowna. Przyzna pan, że sytuacja była upokarzająca. Zasięgnąłem języka i wiem, że wiele razy próbował pan się gdzieś zaczepić, ale się nie udało. W cywilu nie ma pan żadnego zawodu. Najlepsza oferta, jaką pan otrzymał, była następująca: miał pan handlować na bazarze i dostawać po pięćdziesiąt rubli od każdej sprzedanej marynarki. Nie odpowiadało to panu z uwagi zarówno na pieniądze, jak i na status. Z czasem namiętne uczucie wygasło i Elena Pietrowna znalazła sobie innego mężczyznę, lepiej przystosowanego do życia. Stanął pan w obliczu realnej groźby rozwodu. Cały majątek należy do pańskiej małżonki, więc w razie rozstania nic panu nie przypadnie. O wiele wygodniej zostać wdowcem, prawda? Potem wszystko jest proste. Umieszcza pan ładunek wybuchowy pod samochodem, który kupiła panu żona i z którego korzysta pan na podstawie jej upoważnienia, po czym wysyła ją pan pod wiarygodnym pretekstem, żeby przyniosła coś z auta. Co to było?
– …
– Pytam, po co pańska żona otwierała samochód, skoro nim nie jeździ?
– Chciała zabrać dokumentację.
– Jaką?
– Z firmy budowlanej.
– A dokładnie?
– Chcieliśmy… Elena chciała przebudować nasz dom za miastem i zamówiła projekt w firmie budowlanej. W piątek miałem tam pojechać i zabrać dokumentację.
– Dlaczego Elena Pietrowna otworzyła drzwi od strony kierowcy, skoro chciała wyjąć dokumentację ze schowka? Prościej było otworzyć drzwi od strony pasażera.
– Zamek się popsuł. Prawe drzwi można otworzyć tylko od środka.
– Dlaczego zostawił pan dokumentację w samochodzie, a nie przyniósł jej do domu?
– Zapomniałem.
– Bardzo sprytnie! Zapomniał pan? Czy zostawił specjalnie, żeby mieć powód, by wysłać żonę do samochodu?
– Naprawdę zapomniałem! Włożyłem do schowka i zapomniałem. Dlaczego pan mi nie wierzy?
– No cóż, bardzo trudno uwierzyć w to, co pan mówi. Żaden śledczy na moim miejscu by nie uwierzył. Wróćmy jednak do dokumentacji. Skoro żyliście z żoną w zgodzie i miłości, jak pan twierdzi, to dlaczego nie zachował się pan jak dżentelmen i nie poszedł po dokumentację sam? Dlaczego musiał pan wysłać żonę?
– Ma pan rację…
– A widzi pan.
– Ma pan rację, rzeczywiście pokłóciliśmy się tamtego ranka. Byłem przeciwny przebudowie domu…
– Dlaczego?
– Uważałem, że tego nie wymaga. Próbowałem przekonać Elenę, oboje zaczęliśmy mówić podniesionymi głosami… Zażądała, żebym pokazał dokumentację, więc powiedziałem, że jest w samochodzie i jeśli jej potrzebuje, to niech sama po nią zejdzie. Elena wzięła kluczyki od samochodu i ruszyła na dół. To wszystko.
– Nie, Gieorgiju Nikołajewiczu, nie wszystko. Nie tylko podniósł pan głos na żonę, ale też sprowokował kłótnię. Specjalnie zostawił pan dokumentację w samochodzie, a potem wywołał sprzeczkę, chcąc nakłonić Elenę Pietrownę do obejrzenia przygotowanego projektu.
– Ma pan wybujałą wyobraźnię…
– Wie pan, ile razy w życiu to słyszałem? Dokładnie tyle, ilu podejrzanych oddałem pod sąd. Dlatego pańska ocena to dla mnie żadna nowość i zapewniam, że nie jest mi z jej powodu przykro. Gdybym nie miał wyobraźni, nie doprowadziłbym żadnej sprawy karnej do końca. Niech mi pan wierzy, że nie urodził się jeszcze taki przestępca, który chętnie by opowiadał, jak wszystko się naprawdę odbyło. Muszę posługiwać się wyobraźnią, żeby zrozumieć, co się stało. Wróćmy jednak do pańskiej małżonki. Po obejrzeniu miejsca wybuchu i uszkodzeń samochodu eksperci doszli do wniosku, że bomba była zdalnie sterowana. Mam do pana jeszcze tylko jedno pytanie, na które chcę otrzymać odpowiedź. Kto aktywował ładunek? Zrobił pan to własnoręcznie, wychodząc na balkon albo wyglądając przez okno? Czy wynajął kogoś w tym celu? Chciałbym, żeby odpowiedział pan na to pytanie. Jeśli jednak postanowi pan milczeć, nie ma zmartwienia. W pańskim mieszkaniu właśnie trwa przeszukanie. Jeżeli nie znajdziemy pilota, z którego wysłał pan śmiercionośny sygnał, zaczniemy szukać pańskiego wspólnika. Może zaoszczędzi nam pan czasu i sił i od razu się przyzna?
– Nie