Arabski książe. Tanya ValkoЧитать онлайн книгу.
– Dziewczyna zdaje sobie sprawę, że groźby dilera mogą się ziścić. Słyszała już historie o dziewczynach, które napracowały się jak suki i gówno z tego miały. A później szukaj wiatru w polu. – Wyszłam tylko po drinki – usprawiedliwia się.
– To świetnie. Zaraz wam przygotuję. – Człowiek kameleon znów uśmiecha się uroczo, choć jego czarne jak węgle oczy niebezpiecznie goreją. – Weź sobie kreskę koki. Z najlepszej półki i za darmo.
Anna pojawia się w apartamencie po niespełna piętnastu minutach.
– Już jestem! – melduje się radośnie. – Mam pyszne picie i anielski pył tylko dla koneserów – żartuje, choć nie jest jej wesoło, bo z chęcią na dziś zakończyłaby swoją katorgę.
– Dziękuję, myszko. – Anwar wyciąga rękę po szklankę i spragniony po wysiłku opróżnia ją jednym haustem. – Dobre! – Oblizuje się lubieżnie.
Chciałby objąć swoją kochankę, jednak nagle czuje dziwną słabość i jak długi pada na poduszki. Mieszanka przygotowana przez Moe okazuje się piorunująca. Dawka jak dla konia, i to arabskiego, pochłonięta w zawrotnym tempie, działa z prędkością światła.
Po chwili Pakistańczyk wparowuje do pokoju jak do siebie.
– Nachlał się skurczybyk czy zemdlał z odspermienia? – kpi, poklepując nieprzytomnego Anwara po tłustym ramieniu. Potem patrzy z ukosa na drobniutką Annę jak pies na spyrkę. – Nie można się chyba zajebać na śmierć? – dorzuca wulgarnie, widząc ledwo zasłonięte wielkie przyrodzenie Saudyjczyka.
– Coś ty mu dał? – Anna, która spodziewa się podstępu, zaczyna drżeć jak osika. – Coś mu dodał do drinka? Truciznę?! – krzyczy. – Wypierdalaj stąd! I to już! – Usiłuje kopnąć chudego dilera, lecz ten zgrabnie uskakuje.
– To nie ja, tylko ty, moja mała. Osobiście otrułaś saudyjskiego księcia. – Zadowolony z siebie Azjata szczerzy zęby w najlepsze, zbliżając się krok za kroczkiem do swojej kolejnej ofiary. – Odciski twoich palców są na szklance i w każdym miejscu tego apartamentu. Nawet na jego obmierzłym wielkim kutasie. – Pokazuje palcem na leżący ludzki zezwłok.
– Trzeba wezwać karetkę! – Polka rzuca się w kierunku kochanka i szuka pulsu na jego otłuszczonej szyi. – Na pewno lekarze mu pomogą… Ratownicy! Ktokolwiek!
Biegnie do drzwi, ale nie sięga klamki, bowiem Moe nieoczekiwanie łapie ją w pasie.
– Teraz moja kolej, kochanie – oświadcza, a dziewczyna zupełnie baranieje, bowiem nigdy ze strony tego mężczyzny nie spotkała się z żadnym zainteresowaniem czy adoracją. Zazwyczaj był wobec niej beznamiętny i obojętny albo krytyczny i niechętny.
– Czego chcesz, Moe?
– Nawet nie masz pojęcia. – Z podniecenia głos mu więźnie w gardle. – Wszystkiego…
Pakistańczyk taksuje młódkę spojrzeniem modliszki. Polka widzi w jego oczach ogromną nienawiść i pogardę. Zastanawia się, dlaczego ten chory psychicznie diler chce ją zaliczyć, skoro czuje do niej tak wielki wstręt. Tego jednak nigdy już się nie dowie. Nie ma pojęcia, że znalazła się w złym miejscu i o złej porze. Jest tylko narzędziem w rękach podłego, bezwzględnego fundamentalisty. Niczym więcej.
Pakol bez słowa wyciąga z kieszeni marynarki mocną srebrną taśmę klejącą. Najpierw zakleja szamoczącej się, piszczącej kobiecie usta, a potem krępuje jej ręce za plecami. Kostek u nóg nie związuje, bo nie mógłby ich rozłożyć na boki, by agresywnie w nią wejść. Wszystko to czyni oczywiście w imię dżihadu, żeby pokalać niewierną i zemścić się na grzeszniku. W swoim chorym przekonaniu czyni to bezkarnie, by przypodobać się Allahowi. Wielokrotnie gwałci modelkę, wijącą się w jego rękach jak piskorz. Wbija się w jej spracowaną muszelkę, a potem jeszcze próbuje zostawić nasienie w niedużej pupie. Młoda kręci się jednak i wierci, umykając wąskim zadkiem przed napęczniałym fallusem. Koniec końców Moe, nie chcąc tracić cennego czasu, rezygnuje z ostatniej cielesnej przyjemności, bowiem ta największa wciąż jest przed nim. Jest to rozkosz duchowa, która daje mu więcej uniesienia i ekstazy niż posiadanie byle dziwki.
Zza pasa wyciąga ostry jak brzytwa poręczny kindżał i zupełnie niespodziewanie jednym ruchem podrzyna Polce gardło. Robi to na łóżku, tuż przy nieprzytomnym saudyjskim księciu, spryskując pościel, otumanionego narkotykiem młokosa i ścianę żywoczerwoną krwią. Następnie rzuca ciało młodej dziewczyny na przyszłego oskarżonego, a sam bierze parę głębszych oddechów. Po dokonaniu zabójstwa jego orgazm jest jeszcze intensywniejszy. Z jego gardła dobiega jęk, zimne z podniecenia ręce drżą, a ciepła sperma spływa do nogawki spodni.
– Teraz czas na show84 – mówi z upiornym uśmiechem na ustach.
Udaje się na salony, gdzie impreza powoli już dogasa, by znaleźć swojego najnowszego poplecznika, pojętnego ucznia i przyszłego towarzysza w walce – Jasema Alzaniego.
Kiedy Anwar otwiera zapuchnięte oczy, nie może uwierzyć w to, co widzi.
– Anno…? Anno, kochanie! – wykrzykuje rwącym się z przerażenia głosem. – Dziewczyno, co tobie? – Poklepuje delikatnie swoją kochankę po gołych, posiniaczonych plecach, ale kobieta ma zimną skórę i ani drgnie, leżąc bezwładnie na obficie poplamionej krwią pościeli. – Anno! – spanikowany drze się już na całe gardło, lecz modelka nie daje znaku życia.
To nie ja! To niemożliwe! Ja nigdy nie skrzywdziłbym kobiety! Nikogo! Usprawiedliwia się, cicho szlochając. Jednak po chwili przychodzą wątpliwości. Za wszelką cenę stara się odtworzyć w pamięci ostatnie godziny. Żadnego złego wspomnienia nie znajduje, a ostatnie przedstawia uśmiechniętą, śliczną, filigranową blondynkę wręczającą mu szklankę z drinkiem. Wypił aperitif, trochę zbyt gorzki, ale przypuszczał, że wlali mu za dużo toniku i cytryny. Później jakby zapadł się w czarną dziurę. Może się uniosłem?, dobre serce szuka winy w sobie. Może mnie obraziła, powiedziała, że jestem obmierzłym grubasem, impotentem, i wtedy jej to zrobiłem?, zastanawia się tak intensywnie, że aż mu rozsadza czaszkę, a kiedy usiłuje się wyplątać z poplamionych spermą, ejakulatem, potem, śliną i krwią prześcieradeł, oddaje całe trzewia na siebie i na pościel.
W końcu wstaje i dopiero teraz widzi rozmiar zbrodni, której się dopuszczono. Dziewczyna leży zwinięta jak kot. Przez jej otwarte nożem gardło wytrysnęła taka ilość krwi, że wszystko jest nią zbrukane. Posłanie, ściany, szafki z marmurowym blatem, a przede wszystkim sam Anwar. Na wezgłowiu łóżka ktoś napisał czerwonym markerem: „Precz z niewiernymi dziwkami!”, a na lustrze w łazience: „Allahu akbar”.
Książę wchodzi pod prysznic i usiłuje zmyć zakrzepłą posokę ze skóry. Drży przy tym i pochlipuje jak mały chłopiec. Jest bezbronny, zupełnie nie wie, co ma począć. Jasem przychodzi mu na myśl jako pierwsza deska ratunku, bo zawsze wydawał się najsprytniejszy z ich trójki. Sajf jest na drugim miejscu, gdyż jest starszy i zawsze trzymał dystans, dając do zrozumienia, że nie jest byle kim.
Anwar wyskakuje spod natrysku, sięga po swoją komórkę BlackBerry, leżącą na stoliku, i wybiera numer Jasema.
– Brachu, stało się nieszczęście! – Płaczliwym, trzęsącym się głosem opowiada, co po przebudzeniu zastał w pokoju. – Co mam robić?
W słuchawce słychać jednak tylko ciszę.
– No powiedzże coś w końcu! – ponagla zrozpaczony mężczyzna.
W końcu słyszy głos Jasema:
– Jestem twoim przyjacielem. Razem znajdziemy rozwiązanie.
– Ale jakie?!
84