Demony zemsty. Beria. Adam PrzechrztaЧитать онлайн книгу.
która miała klucze od mojego mieszkania.
– Napijesz się czegoś? A może zrobić ci parę kanapek? – zaproponowałem.
W kraju powszechnej proletariackiej szczęśliwości nawet lekarze chodzili głodni. Szczególnie ci uczciwi.
– Nie, jadłam obiad. Ale jeśli miałbyś coś mocniejszego...
Zmarszczyłem brwi, Nadia niemal nigdy nie piła alkoholu. Czyżby coś się stało?
Nalałem koniaku na dwa palce, po namyśle dostawiłem drugi kieliszek. Może i mnie się przyda?
Dziewczyna usiadła w fotelu, założyła nogę na nogę, ukazując obleczoną w nylon smukłą łydkę, lecz w zachowaniu Nadii nie było cienia kokieterii.
– Ten twój pacjent zmarł – poinformowała. – Zrobiliśmy, co w naszej mocy, operował go sam Watutin, ale w resortowym tak spaprali sprawę... – Rozłożyła bezradnie ręce.
Zakląłem bezsilnie. Nadia była jednym z najlepszych diagnostów Sklifu, jeśli więc mówiła, że w naszym szpitalu zawalili robotę, znaczy to już nie plotki, a fakt. I co z tym fantem zrobić? Nie kierowało mną wyłącznie współczucie czy troska o podwładnych, sam też mogłem wylądować w resortowym.
– Przykro mi – powiedziała.
Dopiero teraz zauważyłem, jaka jest zmęczona. Przed przyjściem do mnie musiała się wykąpać i przebrać, ale oczy miała zaczerwienione z niewyspania.
– Powinnaś odpocząć – powiedziałem.
– Powinnam – przyznała.
Dokończyła koniak i podniosła się z fotela.
– Już się zbieram.
Otoczyłem Nadię ramionami, pocałowałem za uchem.
– Zostań – poprosiłem. – Przenocuję cię.
– To chyba nie jest najlepszy pomysł.
Zamknąłem jej usta pocałunkiem, rozpiąłem sukienkę i stanik, po chwili stała przede mną tylko w pończoszkach.
– Nie mogę myśleć, gdy mnie dotykasz – zaprotestowała słabo.
– Nie myśl.
Odpowiedziała pieszczotą, przez najbliższą godzinę żadne z nas nie myślało zbyt wiele.
Nadieżda zamruczała rozkosznie i położyła na moim udzie drugą stopę. Nacisnąłem kilka punktów na pięcie, rozmasowałem podbicie.
– I łydkę – poprosiła. – Masz cudowne dłonie.
Odchrząknąłem z rozbawieniem, przypuszczałem, że całkiem sporo osób byłoby innego zdania, ale nie było sensu rozmawiać o tym z Nadią. Sam zresztą wolałbym masować zgrabne damskie stopy, niż łamać kręgosłupy lub ręce, jednak nie zawsze dostajemy to, czego chcemy.
– Nie miałeś wcześniej tych blizn – zauważyła, dotykając mojego przedramienia.
– Przeszkadzają ci?
Zamiast odpowiedzieć, pocałowała wyjątkowo paskudną szramę.
– To musiało boleć? – rzuciła pytająco.
– Było, minęło – stwierdziłem obojętnie.
– Co zrobisz z tym waszym szpitalem?
– Na razie nic. Za wysokie progi. Wiesz, że poprzednią ekipę wysłali do łagru?
Przytaknęła z ponurą miną.
– Zadecydował o tym jeden z ludzi Berii – kontynuowałem. – Jeśli spróbuję protestować albo nie daj Boże zarzucić coś konowałom z resortowego, bezpieka zje mnie żywcem. A i tak nie jestem ich ulubieńcem.
– Na razie? – zaakcentowała.
– To tylko element układanki, są dużo ważniejsze sprawy. Ale jeśli kostki zaczną się przewracać, pomyślę i o naszym resortowym szpitalu. Kto wie? Może nawet dam radę wyciągnąć z łagru prawdziwych lekarzy?
Nadia popatrzyła na mnie z troską i usiadła. Kiedy sięgnąłem do jej piersi, trzepnęła mnie po palcach.
– Więc liczysz na efekt domina? I kto ma zapoczątkować tę reakcję?
– Czy to ważne?
– Rozumiem, że odpowiedź by mi się nie spodobała?
– Raczej nie.
Nadieżda zagryzła wargi, lecz nie kontynuowała tematu. Mądra dziewczyna! Bo i co mógłbym jej powiedzieć? Że kiedy zabiję Berię, będziemy żyli długo i szczęśliwie? Niejeden chciałby widzieć Ławrentija Pawłowicza w mogile, tylko że jak na razie Beria ma się świetnie jak nigdy, a jego wrogowie wręcz przeciwnie.
– Co zrobimy? – spytała.
– Nic specjalnego, zaraz coś zjemy i pójdziemy spać, a rano wyrzucę cię z łóżka o szóstej, bo mam sprawy do załatwienia.
– I nie zobaczymy się wcześniej niż za pół roku? – dokończyła z goryczą.
Pogłaskałem ją, tym razem pozwoliła mi się dotknąć.
– Przecież wiesz, dlaczego nie mogę się z tobą za często spotykać.
– Wiem – przytaknęła. – Ale nie jest mi z tego powodu ani trochę lżej.
Swego czasu opowiedziałem jej o Lizie i o tym, co spotyka kobiety, na których mi zależy. Z nich wszystkich żyły tylko Natasza i Inga von Bredow, choć tej drugiej pewnie niewiele już zostało. Jeśli Beria przejmie władzę w państwie, prędzej czy później wyrówna rachunki...
– Dosyć tych smętnych myśli! – skarciłem Nadię stanowczo. – Lepiej powiedz, co chcesz na kolację?
– A co mam do wyboru?
– Nie doceniasz mnie – stwierdziłem z wyrzutem. – Masz do czynienia z najlepszym kucharzem Dziesiątej Kompanii Desantowej, wybitnym specjalistą w zakresie przyrządzania gulaszu z kociego mięsa.
– Wolałabym coś mniej wyrafinowanego, jestem prostą dziewczyną. Może jajecznica?
– Cóż, to oczywiste marnowanie mojego talentu, ale jeśli dama sobie życzy, zniżę się do poziomu zakładowej stołówki – oznajmiłem wyniośle.
– Dama sobie życzy, wolałabym się nie porzygać w czasie operacji. – Szturchnęła mnie bosą stopą.
Złapałem Nadię za kark, przełożyłem przez kolano i wlepiłem kilka żartobliwych klapsów. Pisnęła zaskoczona, ale zaraz potem zepchnęła mnie na podłogę. Potoczyliśmy się po dywanie, ostatecznie zadziałało mordercze szkolenie żołnierza wojennoj razwiedki i znalazłem się na górze. Później zrobiłem nam jajecznicę. Prawdę mówiąc, dużo później.
Dzwonek usłyszałem dokładnie o szóstej trzydzieści, pogratulowałem sobie w duchu, że kwadrans wcześniej zdążyłem wyprawić Nadię do pracy. Wolałem, żeby Sun nie wiedział o mojej zażyłości z lekarką.
Chińczyk wyglądał na wypoczętego, zapewne w odróżnieniu ode mnie spędził noc samotnie.
Poczęstowałem gościa herbatą i cierpliwie czekałem, aż powie mi, o co chodzi. Zdawałem sobie sprawę, że poganianie go nie ma najmniejszego sensu.
– Jak się czujesz? – spytał niespodziewanie.
– Nieźle – odparłem, starając się