Zjawa. Max CzornyjЧитать онлайн книгу.
nadal nie rozumiała. Przygryzła wargę i jeszcze raz zerknęła na naczynie. Nagle głośno pstryknęła.
– Twierdzisz, że…
– Tak.
Brzeski podniósł się i tym razem wskazał na ekran laptopa. Tamara wydęła sceptycznie wargi.
– Narysował na zdjęciu szklankę?
– Kielich. To mogą nie być litery DIC, tylko rysunkowy zarys kielicha.
– Przynajmniej brzmi nieco lepiej niż szklanka…
– I rysunek jest znacznie bardziej do niego podobny. Pasuje lepiej niż napis, a do tego zobacz to…
Brzeski ponaglająco skinął w stronę laptopa. Haler pochyliła się obok niego i zerknęła na ekran. Wyświetlało się na nim zdjęcie symbolu przypominającego ten nakreślony na fotografii upchniętej do brzucha zamordowanego chłopca, symbolu wykonanego na jakieś skale lub chropawej ścianie.
– Na początku pierwszego tysiąclecia naszej ery chrześcijanie posługiwali się kielichem jako symbolem – wyjaśnił Brzeski. – Obok ryby i krzyża. Kreślili go właśnie w ten sposób i oznaczali tak miejsca schadzek. Archeolodzy odnaleźli go w katakumbach, w podziemnych korytarzach i we wnętrzach niektórych starożytnych domów, w których najprawdopodobniej mieszkali pierwsi wyznawcy Chrystusa.
– Calix sacrificus… – wyszeptała Haler.
– Co takiego?
– Kielich mszalny. W ewangelii według Świętego Mateusza Jezus modli się: „«Ojcze mój, jeśli to możliwe, niech Mnie ominie ten kielich. Jeśli nie może Mnie ominąć, i muszę go wypić, niech się stanie wola Twoja»”.
Brzeski spojrzał z uznaniem na Haler. Jej wiedza i pamięć nieustannie go zaskakiwały.
– Tylko co on może znaczyć? – Zerknął na ikonę mrugającą w rogu ekranu. – Nie wiem, co morderca chciał nam przez to powiedzieć… Może to, że nikt nie jest w stanie uciec od przeznaczenia?
Tamara pokręciła głową.
– Każdy to wie. To zbyt banalne. – Również zwróciła uwagę na pulsującą ikonę. – Przyszedł jakiś mail…
Aspirant drgnął. Pośpiesznie przełączył okienko i uruchomił pocztę. Po chwili w skrzynce odbiorczej pojawiła się wiadomość.
– To od kryminalistyków… Pewnie zakończyli badania. Zobaczmy, co udało im się odkryć.
18
Haler i Brzeski szybko czytali kolejne przesłane z laboratorium dokumenty. Raporty nie były jeszcze kompletne, lecz pozwalały nakreślić ogólny obraz sytuacji.
Sprawca nie pozostawił żadnych śladów. Poza kilkoma niewyraźnymi odbiciami okrytych czymś butów, z których nie dało się niczego wyczytać, nic nie pozwalało sądzić, że w pomieszczeniu było więcej niż tylko dwie osoby: okrutnie zmaltretowane dziecko oraz kobieta.
Ponadto w pokoju odnaleziono ślady krzesła. Kryminalistycy odtworzyli też najbardziej prawdopodobny przebieg masakry. Kolejne ślady na ścianach pochodziły od krwi wyrzucanej z tętnic chłopczyka. Przy pierwszych dwóch ciosach sprawca go przenosił, a następnie – gwałtownie obrócił. To podczas obrotu zbryzgany został sufit. Mózg dziecka dosłownie eksplodował po trzecim uderzeniu. Prawdopodobnie czaszka już wcześniej została poważnie uszkodzona, kości wbiły się w mózg i posiekały go jak widelec. Przy kolejnym szarpnięciu galaretowata substancja dosłownie rozbryzgała się po pomieszczeniu. Zgodnie ze słowami Gawińskiego zgon musiał nastąpić chwilę wcześniej. Wszystko pokrywało się z obrazem nakreślonym przez patologa.
W kocu znalezionym wśród śmieci na podwórzu odnaleziono włosy, które mogły należeć do dziecka. Na wyniki badań należało jeszcze zaczekać. Żaden inny przedmiot nie wykazywał związku z morderstwem.
Słowem, kilkudziesięciogodzinne oględziny miejsca zbrodni oraz badania nie przyniosły żadnej konkretnej wskazówki co do osoby zabójcy ani co do jego motywacji.
Haler przeciągnęła się i przetarła oczy. Do przeczytania zostały im jeszcze dwa ostatnie raporty.
– Jest dokładnie tak, jak mówiłam – stwierdziła. – To sprawca zorganizowany. Nie taki, który dokonuje mordu pod wpływem impulsu. To nie kochanek ani nie ojciec mordujący dziecko w afekcie. Wszystko zostało zbyt dobrze przygotowane. Rzeź rozegrała się w jedynym pomieszczeniu w tym budynku, w którym były wszystkie okna. Do tego zabójca uszczelnił je taśmą wyciszającą. A wcześniej włożył coś, co zabezpieczyło go przed zgubieniem choćby włosa czy rzęsy.
Brzeski sapnął.
– Ktoś, kto przygotowuje się do czegoś takiego, powinien trafić na tortury.
– Też bym tego chciała.
– Do tego nie zapominajmy, że wziął ze sobą przenośny odtwarzacz i włożył do niego płytę z zapętlonym płaczem dziecka. – Aspirant skinął w stronę kolejnej otwartej wiadomości. Błyskawicznie przebiegł wzrokiem po jej tekście. – Ciekawe, skąd wziął nagranie…
– Do raportu załączono plik dźwiękowy.
– Zaraz go odtworzę. Daj mi doczytać. Nie każdy ma kurs szybkiego czytania.
Haler założyła dłonie za głowę i cierpliwie czekała. Coś przyszło jej do głowy. Przymknęła oczy, po czym zaczęła porządkować myśli.
– Chyba że zabójcą jest ta kobieta – wymamrotała bardziej do siebie niż aspiranta. – Następnie zrobiła sobie zdjęcie, aby przekazać emocje, które towarzyszyły temu, co zrobiła.
– Jako formę usprawiedliwienia?
– Nie mam pojęcia. Statystycznie tak okrutne morderstwa dokonane przez kobiety to margines marginesu. Można by powiedzieć, że właściwie się nie zdarzają. Kobiety mordują estetyczniej… Duszą, trują – ale nie robią jatki.
– Statystyka to stek kłamstw.
– Nie byłabym do niej nastawiona aż tak negatywnie. Statystyka pozwala nam utworzyć ogólny obraz sprawcy. To jedyne, co teraz mamy.
– W takim razie co jeszcze mówi statystyka?
Haler westchnęła.
– Przede wszystkim, że sprawca taki jak ten bez dwóch zdań zaatakuje ponownie. I to wkrótce.
Mimo ponurego wydźwięku tych słów zdawało się, że Brzeski nie zwrócił na nie żadnej uwagi. Całkowicie pochłonęła go informacja załączona do ostatniego raportu. Poczuł, jak lodowaty pot spływa mu po karku.
***
Czarno-biała fotografia przedstawia kilka dziewcząt kurczowo trzymających się jakichś występów w obłażących z farby ścianach. Ich stopy wiszą kilkanaście centymetrów nad ziemią.
Na podłodze leżą porozrzucane poduszki.
To radziecki szpital psychiatryczny, mówili.
Kłamali.
To zdjęcie dziewcząt ćwiczących na lekcji baletu.
Jednak ziarno oburzenia zostało zasiane. Ziarno to przez lata zdążyło wzrosnąć.
19
Nagranie histerycznego, spazmatycznego płaczu, które ściągnęło uwagę przechodniów i doprowadziło do wezwania policji, trwało niecałe półtorej minuty. Dokładnie osiemdziesiąt sześć sekund. Zostało przez zabójcę zapętlone i odtworzone w przenośnym odtwarzaczu. Na sprzęcie, oczywiście, nie znaleziono żadnych śladów.
Przez kilkanaście