Эротические рассказы

Zjawa. Max CzornyjЧитать онлайн книгу.

Zjawa - Max Czornyj


Скачать книгу
końcu kaszel zamieniał się w charkotliwe rzężenie. Przypominało nieco śmiech niektórych dzieci, lecz było o wiele wyższe, a do tego wyraźnie słyszało się świst powietrza.

      Brzeski po odsłuchaniu nagrania siedział całkowicie sztywno. Jego wargę zrosił pot, który również przykleił mu włosy do czoła.

      – Puść to jeszcze raz – nakazała Haler.

      Aspirant jedynie zaczerpnął głęboko powietrza.

      – Co jest?

      Tamara przygryzła wargę. Brzeski nie odpowiedział, a jedynie zminimalizował okienko programu odtwarzającego i wskazał na fragment wiadomości, którego wcześniej Haler nie mogła odczytać.

      Po chwili doskonale zrozumiała przerażenie podwładnego.

      20

      Inspektor Knap siedział w fotelu i jak zwykle ćmił papierosa elektronicznego. Co chwilę wypuszczał kłąb dymu o intensywnym brzoskwiniowym aromacie. Jednak gdy jego umysł przetrawił ostatnie zdania wypowiedziane przez aspiranta Brzeskiego, znieruchomiał.

      Odkaszlnął, po czym przeniósł wzrok na twarz Haler.

      – On nie buja, prawda? – zapytał, kręcąc głową. – Znając szkołę Deryły, byłbym w stanie wierzyć, że robicie mnie w konia, ale po minach widzę, że to wszystko prawda.

      Tamara z poważnym wyrazem twarzy skinęła głową.

      – Zgadza się – przytaknęła. – Nagranie zawierało autentyczny płacz dziecka. Został zarejestrowany dokładnie między trzecią siedemnaście i trzecią dziewiętnaście przedwczorajszej nocy. Czyli niemal na sto procent to płacz mordowanego chłopca. Zarejestrowany tuż przed jego śmiercią, zapewne w momencie, gdy ten kutas już się nad nim pastwił. Może właśnie wtedy, gdy pierwszy raz uderzył nim o ścianę i zaczął machać. Nagranie zostało zapętlone i poprzedzone blisko półtoragodzinną ciszą, tak by sprawca mógł na spokojnie ulotnić się z kamienicy. Potem zaalarmowało przechodniów…

      Knap westchnął. Odchylił głowę i zaklął.

      – Dostaliście już poprawiony wizerunek matki?

      – Tak.

      – Tak? – Inspektor na powrót spojrzał na Haler. – W takim razie dlaczego, do cholery, nic nie wiem o organizowanej konferencji prasowej? Dlaczego nie widzę tego pieprzonego zdjęcia na każdym portalu informacyjnym w internecie?

      Brzeski poczuł się zobowiązany bronić przełożonej.

      – Media i tak zaczęły węszyć – zaczął, siląc się na spokojny ton. – Oczywiście, ktoś puścił parę z ust i chodzą słuchy o zamordowanym dziecku. Nie dementowaliśmy tych informacji, lecz nie chcemy ich na razie potwierdzać, żeby nie zrobił się burdel. Poza tym pani podkomisarz uważa, że właśnie na to może liczyć sprawca…

      Inspektor spojrzał na Haler karcąco.

      – Liczyć? I co z tego?

      – Nie chciałabym dać mu satysfakcji. I przy okazji nakręcić do ponownego działania.

      – Sądzisz, że to seryjny zabójca?

      Tamara skinęła głową.

      – Przynajmniej potencjalnie. Wszystko na to wskazuje. Zostawił nam wiadomość w formie tego zdjęcia oraz nagrania, działał w sposób zorganizowany, a przede wszystkim – bez wyraźnej motywacji. Chce wciągnąć nas w swoją grę.

      – Obawiam się, że już to zrobił.

      – Tak, ale na razie nie zakończyła się jeszcze pierwsza partia – Brzeski wtrącił się w wymianę zdań i użył zwrotu zaczerpniętego od Haler. Natychmiast przykuł tym uwagę inspektora.

      – Pierwsza partia?

      Tamara wysunęła się o krok na przód i założyła dłonie za plecy. Przez moment patrzyła w okno, w którym odbijały się światła gabinetu. Na dworze zapadła już całkowita ciemność. W oddali snuły się żółte i czerwone reflektory aut. Latarnie rzucały pomarańczową łunę.

      – Zgodnie z jedną z teorii przyjmuje się, że niektórzy seryjni mordercy działają, jakby grali w grę – wyjaśniła. – Pokera, brydża, warcaby – każde porównanie będzie dobre. Chodzi o tury. Najpierw jest ich ruch, a potem ruch społeczeństwa lub policji.

      – Powiedziałaś, że „niektórzy”. Dlaczego mamy uznać, że nasz sprawca właśnie do nich należy?

      – Bo zależało mu na interakcji. Świadczy o tym pozostawione zdjęcie i narysowany na nim znak lub nakreślony napis. Muszę się na tym jeszcze pochylić.

      – Czyli jego tura się skończyła?

      Tamara przytaknęła. Zerknęła na Brzeskiego, lecz ten najwyraźniej nie miał już ochoty mieszać się do dyskusji. Stanął nieco z boku i z pokrzepiającym uśmiechem dopingował ją do przepchnięcia jej wizji prowadzenia śledztwa. W jego oczach było widać determinację. Po odsłuchaniu nagrania chęć jak najszybszego dorwania sadysty objawiała się w nim wręcz fizycznie.

      – Jego tura się skończyła – ciągnęła Tamara. – Teraz czeka na nasz ruch. Gdybyśmy zorganizowali konferencję prasową, mógłby uznać, że go wykonaliśmy. Tymczasem media się połapią, o co nam chodzi – skoro nie mamy ani imienia, ani nazwiska poszukiwanej osoby, wniosek będzie jeden. Wezmą ją za dzieciobójczynię.

      – To dopuszczalne ryzyko… Wszystko da się wyjaśnić.

      – Nie w tym rzecz. Wspomniałam, że sprawca uzna, że wykonaliśmy swój ruch. – Haler spojrzała inspektorowi prosto w oczy. – Przez moment rozważałam, czy kobieta ze zdjęcia to zabójczyni. Wątpię w to. Jestem skłonna uznać, że może być drugą ofiarą. A jeżeli my wykonamy nasz ruch, morderca będzie miał karty po swojej stronie. Wezwiemy go do dalszego działania. Przez to możemy skazać kolejną osobę na śmierć…

      Knap plasnął dłońmi o łysinę. Na jego policzkach wystąpiły rumieńce nadciśnieniowca. Opuścił ręce i zabębnił palcami o blat biurka.

      – Niech mi pan da czas do jutrzejszego południa – zaproponowała Haler. – Wyślę moich ludzi w teren, żeby rozpytali okolicznych mieszkańców. Może ktoś coś widział. Informatycy przeszukują portale społecznościowe i mają pracować całą noc.

      – Nadal uważam, że najszybciej namierzylibyśmy ją dzięki publikacji wizerunku.

      – Nie – zdecydowanie wtrącił się Brzeski. – Nie namierzylibyśmy. Zidentyfikowalibyśmy ją. Poznalibyśmy jej imię, nazwisko i miejsce zamieszkania. Nic więcej. Wiedzielibyśmy, jak nazywa się potencjalny trup. Nawet o krok nie przybliżyłoby to nas do sprawcy.

      Te słowa zdawały się przekonywać Knapa. Przez moment milczał, wreszcie poderwał się od biurka i przeszedł do stojącego przy drzwiach wieszaka. Sięgnął po stalowoszary płaszcz. Włożył go i odwrócił się do podwładnych.

      – Macie czas jutro do południa – zawyrokował. – A potem będziecie tłumaczyć się przed mediami.

      21

      Po drodze do domu Haler zatrzymała motocykl niedaleko placu Wolności. Przeszła kilkadziesiąt metrów i zaszła do włoskiej knajpki naprzeciwko Teatru Osterwy. Lubiła tam zjeść. Nie często, ale systematycznie nabierała ochoty na śródziemnomorskie dania. Zamówiła carbonarę przyrządzaną zgodnie z oryginalną recepturą oraz bezalkoholowe piwo. Żałowała, że nie może napić się wina.

      Po wybornym posiłku jeszcze przez chwilę siedziała w ciepłym wnętrzu, wreszcie zapłaciła i wyszła na dwór. Starała się zebrać w całość strzępy informacji. Przez cały czas zastanawiał ją znak nakreślony


Скачать книгу
Яндекс.Метрика