Hotel 69. Sonia RosaЧитать онлайн книгу.
i zasiadł naprzeciwko. – Wszystko w porządku? Blado wyglądasz – zauważył starszy Szwed i swoją dziwnie twardą, ale perfekcyjną angielszczyzną dodał, że stres nikomu nie służy.
– To nie stres. Ja tylko… – Iwona nie dokończyła, bo w apartamencie zjawił się szef kuchni, Gennaro, niski, krępy neapolitańczyk, którego Jelonek od początku darzyła sympatią.
– Lody, rogale i kawa. – Włoch postawił posrebrzaną tacę na niskiej ławie z przeszklonym blatem i sięgnął po dzbanek, ale właściciel hotelu powstrzymał go gestem imponująco wypielęgnowanej dłoni.
– Poradzimy sobie – powiedział i Gennaro ruszył w stronę drzwi. – Pewnie się zastanawiasz, co się dzieje? – Carlsson rozlał aromatycznie pachnącą kawę do przyniesionych przez szefa kuchni kruchych porcelanowych filiżanek, a Iwona nagle pomyślała, że może Szwed chce ją zwolnić.
„Chociaż nie, czemu miałby to robić? Hotel świetnie przecież prosperuje, nie powinnam mieć powodów do obaw” – pocieszyła się w duchu, podczas gdy starszy mężczyzna sięgał po cukier.
– Słodzisz? – zapytał.
– Tak. – Jelonek wzięła od niego cukiernicę i wsypała dwie łyżeczki do podanej przez niego kawy. – Dziękuję. – Uśmiechnęła się, siląc na coś więcej niż wymuszony grymas.
– Chodzi o mojego syna Alexandra. Niedługo kończy trzydzieści lat i postanowiłem sprezentować mu ten hotel. Moi prawnicy właśnie zaczynają przygotowywać papiery i niebawem to on będzie formalnym i jedynym właścicielem. Biedak liczył na to, że na trzydziestkę kupię mu maserati, ale dostanie coś o wiele bardziej wymagającego uwagi. – Szwed złośliwie się uśmiechnął i pomieszał kawę. – Wiem, że takie zmiany mogą się wam wydać stresujące, ale myślę, że szybko się dogadacie. Matka Alexandra jest Polką, a on sam świetnie mówi w waszym języku, bo w dzieciństwie wszystkie wakacje spędzał u dziadków, na Kaszubach, a od czasów studiów mieszka w Warszawie. A ja zajmę się innymi inwestycjami i nie będę musiał tak często przylatywać do Polski – wyjaśnił. – I jeszcze jedno… Alexander chciałby urządzić w Sopocie swoją trzydziestkę. Zakładam, że będzie się bawić w którymś z klubów na mieście, ale apartament ma być gotowy. Jego goście też się pewnie tu zatrzymają, wszystko sobie na spokojnie dogadacie.
– O jakiej dacie mówimy?
– O dwudziestym piątym maja.
– Oczywiście, wszystko przygotujemy – obiecała Iwona, starając się nie okazywać tego, jak bardzo poruszyły ją przekazane przez Carlssona wieści.
Nie znała jego syna, ale świetnie potrafiła go sobie wyobrazić. „Bogaty, wychuchany paniczyk, który na urodziny dostaje od ojca hotel, prędko pewnie doprowadzi nas na skraj bankructwa, a przynajmniej ostro da nam popalić” – pomyślała, obserwując, jak Szwed nakładał miętowe lody na talerzyk ze złoconymi brzegami.
– Poczęstujesz się? – zapytał, zanim zanurzył łyżeczkę w lodowej masie.
Odmówiła.
– Nie wyglądasz na zachwyconą – zauważył.
– Nie lubię zmian – przyznała szczerze, za późno gryząc się w język.
„Idiotka! Co ja w ogóle wygaduję?! W czasach, kiedy trzeba być przedsiębiorczym i pod każdym względem elastycznym, ja rzucam takie teksty” – zganiła się w duchu i na dobre zamilkła.
– Alexander przyleci za kilka dni – odezwał się Carlsson, kiedy już rozprawił się z lodami. – Wtedy sobie wszystko dogadacie. A teraz wybacz, chciałbym odpocząć po podróży i uciąć sobie drzemkę. – Szwed odłożył na ławę talerzyk, dopił swoją kawę, wstał i wyciągnął do niej rękę. – Z mojej strony dziękuję ci za wszystko. Jesteś świetna w tym, co robisz. Nie mogłem powierzyć hotelu nikomu lepszemu – powiedział, a Iwona poczuła, jak zaciskająca się na jej sercu metalowa obręcz stresu gwałtownie się poluzowuje, pozwalając jej zaczerpnąć głębszy oddech.
– Dziękuję. To dla mnie piękny komplement. – Uśmiechnęła się.
– Piękne kobiety często powinny słyszeć komplementy – powiedział Szwed.
W windzie oparła się o przeszkloną ścianę i przygryzła wargę, starając się powstrzymać rozbawienie. Piękne kobiety powinny często słyszeć komplementy? Pracowała dla niego od kilku lat, ale nigdy wcześniej nie potraktował jej tak… Sama nie wiedziała, jak miałaby to określić. Frywolnie? Na myśl o jego poufałej uwadze poczuła się znacznie lepiej niż rano, po kłótni z Piotrem. A jednak komuś się jeszcze podoba. I to komu! Szwedzkiemu miliarderowi, potentatowi nieruchomości, który mając taki kaprys, mógłby pewnie wykupić cały Sopot albo i Trójmiasto. Uśmiechnęła się do swojego odbicia i poprawiła sięgające jej do połowy pleców ciemne, mocno kręcone włosy, które zazwyczaj spinała w nieco zbyt luźny kok.
– Penelopa, czekaj! I co? – Wysiadała z windy, kiedy zawołał ją Igor.
Słysząc swoją ksywkę, znowu się uśmiechnęła. Tak, nieco przypominała znaną hollywoodzką aktorkę, chociaż tamta z całą pewnością była bardziej olśniewająca i znacznie szczęśliwsza. A może nie? „Czy szczęście można zmierzyć w dolarach, nawet jeśli liczymy je w milionach?” – przeszło jej przez myśl.
– I co? Czemu stary tak nagle przyleciał? – zapytał Igor konspiracyjnym szeptem.
– Później pogadamy – zbyła go i stukając obcasami o marmurową posadzkę, ruszyła w stronę swojego gabinetu.
* * *
Wieczorem, w domu, kiedy już zrobiła kolację synowi i pozwoliła mu wyjść do kolegi, przed należącą do niej starą willą pojawił się ciemny samochód Piotra.
– Otworzysz mi? Jesteś sama czy mam spadać? – zapytał przez telefon, a ona podeszła do okna i zerknęła w dół, na zadbany trawnik i ciemną, cichą uliczkę.
– Jestem sama – powiedziała.
I chociaż wciąż czuła się wściekła po ich porannej rozmowie, pozwoliła mu wejść. W korytarzu, kiedy tylko zamknął za sobą masywne drzwi starej, ponad studwudziestoletniej willi, przyciągnął ją do siebie i pocałował w usta.
– Tęskniłem – wyszeptał pomiędzy pocałunkami.
– Chodź.
Pociągnęła go za rękę, chcąc zabrać kochanka na górę, do swojej sypialni, ale on już na półpiętrze zaczął całować ją tak żarliwie, że usiadła na schodach i pozwoliła mu pieścić się ustami, starając się nie myśleć o tym, co będzie, jeśli Błażej postanowi wcześniej wrócić od kolegi z przeciwka.
Ale tym razem mieli szczęście. Orgazm nadszedł nagle, za nim kolejny, nieco słabszy, a Piotr, który klęczał z głową między jej nogami, podniósł wzrok i posłał jej rozbawione spojrzenie.
– Nadal masz czelność twierdzić, że już cię nie pragnę, zła kobieto? – powiedział.
Przyciągnęła go do siebie i pocałowała w usta. Smakował jej sokami i wypitą w przychodni kawą.
– Kocham cię – wyszeptał w jej włosy.
– Ja ciebie też – powiedziała cicho, a on ujął jej twarz w dłonie i delikatnie musnął wargami jej usta.
– Jesteś najpiękniejszą kobietą świata, słyszysz?
– Oprócz twojej żony, co? – wyrwało jej się, ale i tym razem nie dał się sprowokować do kłótni.
– Tak, Alicja kiedyś była naprawdę piękna.
– Kiedyś?