Эротические рассказы

Nie wiesz wszystkiego. Marcel MossЧитать онлайн книгу.

Nie wiesz wszystkiego - Marcel Moss


Скачать книгу
Właśnie. – Kowal drapie się po rzadkiej brodzie. – Czułem, że mogą być z nią kłopoty.

      – To znaczy?

      – Zadzwoniłem godzinę temu do dyrektora jej byłego liceum w Konstancinie. Dziewczyna od dawna obracała się w nieciekawym towarzystwie i nie stroniła od używek. Wszystko zaczęło się po zniknięciu jej ojca. Sprawy do tej pory nie rozwiązano.

      – Coś słyszałam – mruczę.

      – Matka przez długi czas praktycznie nie wychodziła z łóżka. Żyły we dwie w zapuszczonym domu, który z każdym dniem coraz bardziej przypominał melinę. W końcu stan kobiety tak się pogorszył, że lekarze i sąd opiekuńczy uznali za konieczne umieszczenie jej w psychiatryku. Na szczęście Niny matka sprzedała wcześniej firmę i przekazała córce prawie cały majątek. Kawy?

      Zaskakuje mnie jego pytanie. To pierwszy od dłuższego czasu przejaw jego dawnej życzliwości.

      – Nie, dziękuję.

      – Na pewno? Właśnie przyjechał nowy ekspres. Robi pyszne macchiato.

      – Dlaczego Nina przeniosła się do Warszawy? – porzucam temat kawy.

      Roman rozkłada ręce.

      – Najprostszym wytłumaczeniem wydaje się chęć porzucenia dawnego życia. Być może nie radziła sobie z traumą po stracie ojca i z chorobą matki… Wiem tylko tyle, że zdała wszystkie przedmioty, a potem zatrudniła agenta nieruchomości i kupiła dużą posiadłość w Warszawie.

      – O tym też słyszałam.

      Dyrektor coraz szybciej uderza o blat opuszkami palców.

      – I tak się składa, że właśnie wczoraj postanowiła urządzić sobie w niej imprezkę.

      – Podobno zorganizowała przyjęcie urodzinowe dla Sary, koleżanki z klasy.

      – Sary Haman? – Mężczyzna wciąga powietrze ustami. – Tylko tego brakowało. Uczyłem ją w zeszłym roku. Wyjątkowo antypatyczna, problematyczna i niesubordynowana. Często dochodziło między nami do spięć, bo okazywała mi publicznie brak szacunku. Kiedyś przysłała nawet do szkoły swoją matkę, tę paniusię z telewizji. Narobiła rabanu przy Wieśku i zagroziła, że nagłośni sprawę w internecie, a córkę przeniesie do prywatnego liceum.

      – Faktycznie, przypominam sobie.

      Roman kręci głową i śmieje się pod nosem.

      – Mało brakowało, a zrobiłaby ze mnie nie wiadomo kogo. A wszystko dlatego, że kilka razy nakrzyczałem na tę rozbestwioną gówniarę. Uwierz mi, zasłużyła sobie. Dawniej dostałaby linijką po łapach i siedziała cicho przez resztę zajęć. Teraz nie można nawet zwrócić uczniowi uwagi, bo do głosu dochodzą obrońcy praw dziecka. Żyjemy w chorym świecie.

      Mam wrażenie, że siedzi przede mną Artur Zawada, który dopiero co snuł podobne rozważania w pokoju nauczycielskim.

      – Policja powinna przesłuchać wszystkich, którzy byli wczoraj w domu Niny – sugeruję.

      – Tak zrobią – odpowiada dyrektor. – Najpierw Nina musi spisać listę gości. Mało kto wiedział o tej imprezie. Nie powstało żadne wydarzenie na Facebooku. Nikt nie publikował też ponoć żadnych zdjęć i relacji. Rosicka w krótkim czasie utworzyła wokół siebie zamknięte towarzystwo. Tylko nieliczni mogli doświadczyć szalonych imprez w jej wielkiej rezydencji.

      – Czy to możliwe, że Otylia i Alan też tam byli?

      Kowal wzrusza ramionami.

      – Tego pewnie wkrótce się dowiemy. Najważniejsze, że do tragedii doszło poza terenem szkoły. Oboje byli dorośli, sami za siebie odpowiadali. Szkoda, że przez ich nieodpowiedzialność za szkołą jeszcze długo będzie się ciągnął smród.

      – Powstrzymałabym się od takich wypowiedzi. Wciąż nie wiemy, co tak naprawdę się wydarzyło – zaznaczam.

      Roman pochyla się w moją stronę i opiera łokcie o blat.

      – Znałaś ich lepiej ode mnie, prawda?

      – Otylia przyjaźniła się z jedną z moich uczennic, Martą Najdowską. Przyszła z nią raz na spotkanie kółka poetyckiego. Nie sprawiała wrażenia zainteresowanej. Alan uczęszczał na nie przez półtora roku. Miał ogromny talent i dużą wrażliwość. Niestety zrezygnował na początku tego roku, krótko po feriach.

      – Pewnie Sara go do tego namówiła. Wiem, że się spotkali. Zresztą ciężko było tego nie zauważyć. Paradowali po korytarzach jak para królewska ze swoją świtą.

      – Pewnie tak… – Nie chcę ciągnąć tematu związku Alana i Sary, więc poruszam inny: – Pozwoliłam Marcie pójść do domu. Mam nadzieję, że to nie problem? Przyjechała po nią mama.

      – Dobrze zrobiłaś. Młoda jest pewnie załamana.

      – Dopiero się dowiedziała. Jest w szoku.

      – Niech zostanie przez kilka dni w domu. W szkole będzie teraz gorąco. Nie powinna przez to przechodzić.

      – Też tak sądzę.

      Rozmawiamy jeszcze przez chwilę. Dyrektor obiecuje w miarę możliwości informować mnie o postępach w śledztwie.

      – Wszyscy nauczyciele będą w tej sprawie na bieżąco. Musimy działać wspólnie.

      Przez resztę dnia staram się normalnie prowadzić lekcje. Nie mogę się jednak skupić, a widok rozkojarzonych uczniów tylko utrudnia mi zadanie. Wszyscy żyjemy śmiercią dwojga uczniów. Na przerwach mijam grupki dyskutujących uczniów. Każdy spekuluje, jaka mogła być przyczyna śmierci Otylii i Alana. Jedni zakładają samobójstwo, inni przypuszczają, że oboje byli pod wpływem narkotyków. W trakcie przerwy obiadowej dyrektor naprędce organizuje apel w sali gimnastycznej, gdzie wszyscy minutą ciszy czcimy pamięć dwójki zmarłych uczniów. Staję przy ścianie, by mieć lepszy widok na pogrążonych w smutku uczniów. Próbuję odszukać w tłumie Sarę Haman, ale rozpoznaję tylko parę jej koleżanek. Sprawiają wrażenie skacowanych. Ziewają i przecierają zmęczone oczy. Co chwilę szepczą między sobą i sprawdzają telefony. Postanawiam zaczekać na odpowiedni moment i dorwać je, zanim zrobi to policja.

      Po apelu uczniowie rozchodzą się do swoich sal. Przebijam się przez labirynt nastolatków i doganiam grupkę uczennic z drugiej C.

      – Mogę was prosić na słówko?

      Dziewczyny nie protestują.

      – Już powiedziałyśmy, co wiemy – mówi najwyższa z nich.

      – Rozmawiałyście z policją?

      – Na razie tylko z dyrektorem – wyjaśnia stojąca obok niej pieguska w wielkich, okrągłych okularach z cienkimi oprawkami. Nie odrywa wzroku od smartfona.

      – Byłyście wczoraj na imprezie u Niny? – pytam dla formalności.

      Nastolatki milczą.

      – Byłyśmy – odzywa się najwyższa dziewczyna, której blada twarz i podkrążone oczy zdradzają, że jest niewyspana.

      – Wiki… – syczy trzecia, ubrana w dżinsową bluzę.

      – No co? Przecież Kowal i tak już wie.

      – Dziewczyny, to bardzo ważne, żebyście powiedziały wszystko, co wiecie – upieram się.

      – A dlaczego to sorkę tak interesuje? – irytuje się Wiktoria.

      Nie mogę powiedzieć im prawdy.

      – Interesuje mnie to tak samo jak wszystkich nauczycieli. To tragedia dla całej szkoły.

      – Jasne – prycha dziewczyna w okularach. – Jakby szkoła miała


Скачать книгу
Яндекс.Метрика