Grzeszny zdobywca. Seksowny duet. Tom 1. Laurelin PaigeЧитать онлайн книгу.
Może. Tak. Chyba. Nie poznałam jeszcze kandydata na męża. Nie zgodzę się, jeśli mi się nie spodoba. Może to i udawane małżeństwo, ale mam swoje standardy. Tu chodzi o moje dobre imię.
– Może ci się poszczęści i okaże się, że to jakiś przystojniak! Miło by było, gdyby czasem to kobiecie trafił się mąż na pokaz, a nie na odwrót!
Zaśmiałam się, choć w duchu wątpiłam, żeby tak się stało. Wzięłam jednak do serca radę matki. Jeśli plan Donovana miał wejść w życie, on sam nie mógł się zorientować, że nie miałam pojęcia, co robię. Musiałam być pewna siebie i stanowcza – tak zrobiłby mój ojciec.
Musiałam pokazać panom z Reach, że mam jaja.
3
Weston
– Weston, przestań się kręcić w kółko i usiądź na dupie – zażądał stanowczo Donovan. Sam siedział już na kanapie. Była trzynasta trzydzieści. – Przez ciebie kręci mi się w głowie.
Łatwo było mu mówić. Siedział sobie i popijał szkocką. Nie miał kaca ani pięćdziesięciotonowego pierścionka w kieszeni. Przesunąłem dłonią po włosach, ignorując jego żądania.
– Nie mam pojęcia, jak udało ci się mnie w to wciągnąć. Wrzuciłeś mi coś do drinka? – A właściwie do drinków. Liczba mnoga. Mocno mnoga. Tyle drinków…
– Z tego, co pamiętam, zgadzając się, byłeś jeszcze całkiem trzeźwy.
Wyjrzałem przez okno i przez chwilę podziwiałem panoramę miasta. Nasze biuro znajdowało się na szczycie biurowca King-Kincaid. Widok był spektakularny. Zaprojektowaliśmy przestrzeń tak, że każdy z nas miał okna od podłogi do sufitu, a sala, w której przyjmowaliśmy klientów, wyróżniała się najlepszym widokiem ze wszystkich pomieszczeń.
Zwykle przyglądanie się malutkim ludzikom w dole, na ulicy, dawało mi poczucie władzy i potęgi – coś, co Donovanowi przychodziło naturalnie. Dziś jednak czułem się podenerwowany, jakby ci wszyscy ludzie byli bezcennymi pionkami w partii szachów, a ja mogłem ich zgnieść, jeśli zrobię niewłaściwy ruch.
– Nate nadawałby się do tego tak samo dobrze jak ja – skomentowałem, odwracając się do Donovana. – Dwadzieścia lat różnicy to nic w dzisiejszych czasach. To i tak małżeństwo dla pozoru. Kogo to obejdzie?
– Liczy się to, żeby wyglądało jak prawdziwe. Zarządzający firmą nie będą chcieli jej oddać, więc muszą być przekonani, że się kochacie. Inaczej będą się stawiać. Nathan nie sprawia wrażenia idealnego pana młodego.
– A ja niby sprawiam… – Przerwałem, gdyż w tym momencie otworzyły się drzwi do sali. O wilku mowa – do środka wmaszerował Nate i rozejrzał się gorączkowo.
– Uff, dobrze, nie spóźniłem się.
Owszem, spóźnił, ale ta cała Dyson też.
– Wykłócałem się o odcienie zielonego z jednym z zespołów projektantów. Przysięgam, połowa naszych pracowników to daltoniści.
– Świetnie wyglądasz. Nie masz ani trochę kaca? – Wypił co najmniej tyle samo, co ja, widziałem przecież. Jak to było możliwe?
Nate wyhamował nieco w drodze do minibarku i zmarszczył brwi.
– Kaca? Nie – odparł, jakby sama myśl o kacu była niedorzeczna. Jakby nigdy w życiu nie odczuwał skutków nadmiernego raczenia się alkoholem.
A może nie odczuwał? Nigdy nie widziałem go skacowanego.
On chyba naprawdę był bogiem.
– Hej, Nate, właśnie mówiłem Donovanowi, że nie przemyśleliśmy dogłębnie twojej kandydatury na pana młodego…
– Nie – uciął definitywnie. Donovan wzruszył ramionami, jakby chciał powiedzieć: „A czego się spodziewałeś?”.
– Do chuja z tym wszystkim, czemu to ja mam być skazany na… – Znów drzwi nie dały mi dokończyć zdania. Tym razem pojawiła się w nich Roxie, moja wierna i niesamowita asystentka. Skinęła dłonią kobiecie za swoimi plecami, by ta weszła do środka.
Przeniosłem wzrok na nieznajomą. Była elegancko ubrana w kostium i szpilki. Królewski błękit podkreślał jej kremową skórę i długie rude włosy – bujne i naturalnie pofalowane. Szyte na miarę spodnie nadawały jej strojowi biznesowy szyk, a luźny kołnierz zmiękczał nieco ten efekt, ukazując przy tym trochę dekoltu. Wyglądała jednocześnie profesjonalnie i kobieco.
Była powalająca. Poukładana i bogata. Wyprostowana i dumna. Wiedziała, jak się nosić. Był to typ kobiety stworzonej do podboju świata.
– Proszę – zaprosiła ją Roxie z węgierskim akcentem. – Panowie, Elizabeth Dyson do panów.
Donovan natychmiast przyskoczył, by ją powitać. Nate podążył w jego ślady.
Mnie kompletnie zatkało.
Zapomniałem, jak się mówi i co oznaczają słowa; przestałem rozumieć, co mówili ludzie wokół mnie.
Rzecz w tym, że nie byłem wybredny w kwestii kobiet. Pasowały mi niemal wszystkie – wysokie, niskie, przy kości i szczupłe, brunetki, blondynki. Kolor skóry też nie grał roli. Nie wspominając już o wyznaniu. Sportsmenki i kanapowce, podstarzałe i prawie nieletnie.
Po prostu lubiłem kobiety. Kropka.
Mimo wszystko miałem jednak pewien typ.
Inteligentne.
To była moja słabość. Jeśli przy tym dana pani mogła się pochwalić świetnym ciałem, przepadałem z kretesem. Na przykład Sabrina Lind. Była dokładnie taka. Miała wspaniałe ciało i bystry umysł.
I niech mnie cholera – Elizabeth Dyson też.
Zanim zdążyła się odezwać, wiedziałem, że to jedna z najinteligentniejszych kobiet, jakie poznałem. Wyczuwałem to na odległość. To było jak szósty zmysł. Dało się to zauważyć w postawie, w stroju, w wyrazie twarzy. Inteligentna kobieta obnosiła swój umysł jak medal honoru. A Elizabeth Dyson w pełni na niego zasługiwała.
– Weston? – Ton głosu Donovana wskazywał, że powtarza moje imię już któryś raz. Otrząsnąłem się i zbliżyłem, wyciągając dłoń.
– Witam, Weston King.
– Tak, Donovan już to powiedział – zauważyła Elizabeth Dyson, ściskając moją dłoń. Miała mocny uścisk ręki. Chłodny. To jednak nie przeszkadzało mojemu kutasowi, który groził gwałtownym wzwodem.
Skupiłem wzrok na punkcie obok jej głowy, by nie patrzeć bezpośrednio na nią.
– Miło mi poznać. – Spojrzała na nas po kolei, nie zatrzymując się na nikim konkretnie. Było to wyraźne przypomnienie, że sytuacja jest ukartowana. Żadnego flirtowania ani bawienia się w playboya. Dokładnie tak, jak mi to zapowiedział zeszłego wieczoru Donovan.
– Może zaczniemy? – odezwał się, gestem zapraszając wszystkich, by usiedli. Zwykle bezwiednie dominował nad każdym towarzystwem. Nie spodziewałem się wyjątków od reguły. Elizabeth jednak mnie zaskoczyła. Nim zdążyliśmy dotrzeć do kanap, odezwała się:
– Donovanie, zaczekaj, proszę. – Choć nikt nic nie mówił, zabrzmiało to jak wtrącenie się. – Na pewno masz wiele do powiedzenia, ale ja chciałabym coś powiedzieć jako pierwsza. – Nadal stała. Nie wiedzieliśmy za bardzo, co począć. Zająć miejsce, czy także stać? Zasady uprzejmości nakazywały usiąść dopiero wtedy, gdy gość to zrobił, a ona wciąż stała…
Nie powinienem myśleć o staniu. Zły pomysł. Znów groził mi wzwód.