W cieniu zła. Alex NorthЧитать онлайн книгу.
Widziałem jej twarz jedynie przez ułamek sekundy i wydawało mi się, że ją rozpoznaję, ale błyskawicznie się odwróciła i podeszła do baru.
Czy to…?
Miała na sobie niebieskie dżinsy i elegancką czarną kurtkę ze skóry. Ciemne włosy sięgały mniej więcej do połowy pleców. Patrzyłem, jak wkłada rękę do torebki i wyjmuje z niej portmonetkę. Napięcie rosło, ale wiedziałem, że należy zachować spokój. To na pewno nie ona. Barmanka postawiła na kontuarze kieliszek białego wina. Nieznajoma kobieta zamknęła torebkę i rozejrzała się w poszukiwaniu miejsca.
Nie wierzyłem własnym oczom.
Jenny wyglądała zupełnie inaczej, ale jednocześnie wcale się nie zmieniła. Na jej twarzy wciąż widziałem rysy piętnastoletniej dziewczynki, którą znałem z dzieciństwa. Teraz była czterdziestoletnią kobietą i chociaż czas odcisnął na niej swoje piętno, od razu ją poznałem.
Poczułem, że znika wszystko, co wydarzyło się od naszego ostatniego spotkania.
Może lepiej będzie, jeśli mnie nie zobaczy?
Nasze oczy się spotkały. Jenny nie zwróciła na mnie uwagi, ale już po chwili znowu na mnie spojrzała i zmarszczyła czoło. Widziałem, że myśli dokładnie to samo co ja.
Czy to…?
Na jej twarzy pojawił się uśmiech.
O Boże, kiedyś uśmiechała się dokładnie tak samo.
Zrobiło mi się ciepło na sercu. Nie miałem już żadnych wątpliwości, czy po tylu latach warto odnawiać kontakt. Podeszła do mnie, stukając obcasami o drewnianą podłogę. Miała na sobie eleganckie, chyba dość drogie buty.
– Jezus Maria – powiedziała. – To naprawdę ty?
– Cześć! Dawno się nie widzieliśmy, prawda?
– O Boże! Ile to już lat? Całe wieki!
Starałem się policzyć w pamięci. Kilka razy odwiedziła mnie na uniwersytecie, ale oboje czuliśmy się skrępowani i w końcu kontakt się urwał.
– Dwadzieścia?
– Trudno w to uwierzyć. Istne szaleństwo!
Przyjrzała mi się uważnie. Ciekawe, co o mnie pomyśli. Mój niedbały wygląd – wytarte ubranie, potargane włosy i zmęczone oczy – wyraźnie kontrastował z jej schludną aparycją.
– Mogę się dosiąść? – zapytała.
– Jasne.
Zajęła miejsce naprzeciwko i postawiła na blacie kieliszek z winem.
– Muszę przyznać, że nie jestem aż tak bardzo zaskoczona naszym spotkaniem – stwierdziła. – Słyszałam, że przyjechałeś.
Uniosłem brwi ze zdziwienia.
– Naprawdę?
– Aha. To mała społeczność i wiadomości szybko się rozchodzą. Zawsze tak było i zawsze tak będzie. W końcu dobrze znasz to miasto.
– Owszem.
– Nawet myślałam, żeby się z tobą skontaktować, ale… No wiesz…
Trudno było jej się dziwić. Doskonale pamiętałem, jak to się wszystko skończyło.
– Tak, zdaję sobie z tego sprawę.
Uśmiechnęła się smutno. Na kilka sekund zapadła cisza, a potem Jenny podniosła wzrok i potarła palcem krawędź kieliszka.
– Przykro mi z powodu tego, co się stało z twoją matką.
– Dziękuję.
To była instynktowna odpowiedź i dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, jak głupio zabrzmiało to słowo w moich ustach. Od paru dni dręczyły mnie coraz większe wyrzuty sumienia. Przy Jenny mogłem sobie pozwolić na odrobinę szczerości.
– Mam kompletny mętlik w głowie – powiedziałem. – Już wcześniej powinienem się nią zaopiekować, ale ostatnio prawie ze sobą nie rozmawialiśmy. Nawet nie wiedziałem, jak bardzo jest chora. Przez te wszystkie lata ani razu nie byłem w Gritten.
Jenny wypiła łyk wina.
– Ja mam wrażenie, jakbym nigdy stąd nie wyjechała – stwierdziła z przekąsem. – Bardzo często odwiedzam swoją mamę. Pamiętasz ją?
– Oczywiście. Jak się czuje?
– Jeśli wziąć pod uwagę jej wiek, to całkiem nieźle. Jakoś się trzyma.
– To chyba dobrze.
– Pewnie. Naprawdę nigdy tu nie wróciłeś?
– Nie. Wyjechałem na studia, i tyle.
– Jak to możliwe?
– Zbyt wiele złych wspomnień.
– Rozumiem. – Na chwilę zamilkła, a potem zapytała: – Ale chyba spotkało cię tu również coś miłego, prawda?
Uśmiechnęła się do mnie niepewnie i chociaż nie miałem na to ochoty, odpowiedziałem jej uśmiechem. Trudno było mi się do tego przyznać, ale Jenny miała rację. Moje dzieciństwo nie było tylko koszmarem i jeśli zdobyłbym się na obiektywizm, to znalazłbym w nim również sporo światła. Niestety to, co stało się później, położyło się cieniem na całym moim życiu i nie potrafiłem dostrzec żadnych pozytywów.
– Okazało się, że ciągle mam twoją książkę – powiedziałem.
– Naprawdę? – Na chwilę się zamyśliła. – No tak! Ludzie z koszmaru?
– Właśnie!
Przyniosła ją do szkoły następnego dnia po naszej rozmowie: to była zniszczona antologia klasycznych opowieści grozy. Grzbiet był tak powyginany, że przypominał w dotyku korę drzewa, a cena zapisana ołówkiem w rogu na pierwszej stronie wyblakła i z trudem dało się ją odczytać: dziesięć pensów. Niezbyt drogo. Jenny wręczyła mi książkę z typową dla siebie nonszalancją, czułem jednak, że ten wysłużony tom dużo dla niej znaczy. Postanowiłem, że będę o niego dbał i zrobię wszystko, żeby nie rozpadł się na drobne kawałki.
I chyba mi się udało.
– Wydaje mi się, że te opowiadania zainteresowały ostatnio moją matkę – powiedziałem.
– A ty je przeczytałeś?
Uśmiechnąłem się.
– Wiele razy.
– Ciągle piszesz?
– Nie. Wiesz, jak to jest: ci, którzy potrafią – piszą sami; ci, którzy nie potrafią – uczą innych.
Wziąłem do ręki piwo i zacząłem opowiadać o pracy na uniwersytecie oraz zajęciach, które prowadziłem dla studentów.
– A ty czym się zajmujesz? – zapytałem.
– No cóż, nie porzuciłam młodzieńczych marzeń i nadal pasjonuję się sztuką i muzyką, głównie jednak piszę. Udało mi się nawet wydać parę książek.
– Kurczę, jestem pod wrażeniem.
Jej słowa sprawiły mi dużą przyjemność. Dobrze, że chociaż jedno z nas nie dało za wygraną. Odchyliłem się na krześle. Jak dobrze, że znowu mogę z nią rozmawiać. Od naszego ostatniego spotkania upłynęło mnóstwo czasu, ale Jenny ciągle świetnie wyglądała i sprawiała wrażenie naprawdę szczęśliwej. Cieszyłem się, że w jej życiu wszystko dobrze się ułożyło. W końcu wyjechała z Gritten i los się do niej uśmiechnął.
– Naprawdę super. Niestety twoje książki nie rzuciły mi