Grzeczna dziewczynka. Anna SakowiczЧитать онлайн книгу.
zrobi się cicho. Dopiero wtedy poszła do łazienki zmyć z siebie resztki nocy.
– Babciu! – krzyknęła, wchodząc do kuchni. – Co ty robisz?
Na stole obok talerza seniorki siedział Leoś i coś łapczywie zajadał. Miranda szybko doskoczyła do niego i o mało nie zeszła na zawał.
– Głodny był – beztroskim tonem oznajmiła babka. – Tak patrzył na mnie tymi ślipiami, że mu nie mogłam odmówić. Codziennie tak prosi.
– Nie wolno dawać kotu chleba z masłem!
– Dlaczego? Lubi to.
– On wszystko lubi! Będzie chory!
– Nie będzie, jest gruby, więc zdrowy.
– Babciu, zabraniam ci karmienia kota. Rozumiesz?!
Seniorka spojrzała na wnuczkę z politowaniem i pokiwała głową.
– A co ty taka nerwowa? – spytała. – Będziesz chora jak matka, zobaczysz. – Potem zrobiła kółko na czole na znak, że ponownie ma do czynienia z wariatami. W tym momencie Mirandzie opadły ręce, nie miała argumentów, by dyskutować. Poczuła też bolesne ukłucie w sercu.
Odkąd mama zachorowała, Miranda ciągle słyszała gdzieś z tyłu głowy, że alzheimer jest dziedziczny. Bała się, że też zachoruje. Niby można było dla pewności zrobić badania genetyczne, ale na to by się nie zdecydowała. Wiedziała, że wynik pozytywny sparaliżowałby ją na tyle mocno, że nie umiałaby dalej żyć. Musiałaby podjąć taką decyzję jak Pratchett. Samobójstwo według niej było jedynym lekarstwem. Od momentu postawienia diagnozy mamie paraliżował ją strach. Dziękowała Bogu, że nie ma dzieci i nie przekaże tego cholerstwa dalej.
Zaglądała do słownika wyrazów obcych i starała się zapamiętywać nowe słowa. Sponsorem wczorajszego dnia było „alkiermes”. Tym razem wyraz pochodził z cytatu, który pisarka przypadkiem znalazła. Według Fredry można było spłonąć jak alkiermes. Miranda nie pamiętała tylko, która bohaterka Zemsty oblała się tak rumieńcem wstydu. Sprawdziła rano w internecie, jak wyglądała ta dziwnie nazwana roślina. Groniaste kwiatostany nie spodobały się jej, choć musiała przyznać, że ciemnoczerwone owoce wyglądały całkiem ładnie.
– Alkiermes – powtarzała. – Alkiermes… Alkiermes…
W życiu nie zapamięta tego wyrazu! Z niczym się jej nie kojarzył. Miętoliła go więc pod językiem z niechęcią.
– Al-kier-mes… – podzieliła go na sylaby i wtedy stwierdziła, że brzmi jak „ale kiermasz”. Może jednak uda się go wrzucić do swojego słownika?
Miranda otrząsnęła się z natrętnych myśli i zabrała Leosia ze stołu. Postawiła go przy misce i wytłumaczyła, że to jest jego jedzenie, a od chleba to mu dupka urośnie niczym ciasto drożdżowe. Babka zaśmiała się i dodała, że to głupota żałować kotu chleba z masłem. Chwyciła kromkę i grubo ją posmarowała. Na szczęście tym razem zjadła ją sama.
– Będę dziś wychodzić po obiedzie. – Wnuczka poinformowała seniorkę. – Idę na spotkanie z pewnym autorem. A wieczorem wrócę z nim do domu, bo będzie u nas nocował.
Babka podniosła głowę i spojrzała na wnuczkę. Obcy mężczyzna pod ich dachem? I tak ją matka wychowała?
– Jak to? – spytała. – A on z żoną będzie?
– Nie, jest wdowcem.
– W żałobie?
– Nie, jego żona zmarła jedenaście lat temu.
– To nieprzyzwoite, by tu nocował. Co ludzie powiedzą, że ty jakiegoś alfonsa do domu sprowadzasz!
– Nie obchodzą mnie ludzie.
– A powinni! To grzech!
– Ponadto nie jest żadnym alfonsem. Jak ty w ogóle mówisz?
– Każdy facet to alfons!
– Każdy? – zaśmiała się. – A aptekarz też?
– No… z małymi wyjątkami. Choć z tym farfoclem na łbie wygląda jak alfons!
– Babciu, przestań! Jesteśmy dorośli, Lucjan będzie tu tylko nocował – dodała. – W dużym pokoju!
– A kim on jest? – spytała, jakby zapominając już o tym, co na początku mówiła wnuczka.
– Pisarzem – odpowiedziała. – To bardzo sławny pisarz.
– Bardzo?
– Bardzo, bardzo.
– Czyli to się opłaca, żeby on tu nocował?
Mirandzie minęły wszelkie chęci dyskutowania. Bo co miała powiedzieć seniorce? Nie miała pojęcia, dlaczego ona wszystko sprowadzała do potencjalnych zysków i strat? Młoda kobieta przyjrzała się rysom twarzy Zuzanny. Obniżone kąciki ust i zmarszczki dodające babce srogiego wyglądu pozbawiły ją złudzeń, że można się cieszyć życiem w każdym wieku.
– Aha! – ożywiła się nagle seniorka. – Jak będziesz wracać, to masło kup, bo się kończy.
– Jak to się kończy?
– Normalnie. Zaraz braknie.
– Ale ja kupiłam ostatnio dwie kostki!
Miranda otworzyła lodówkę. Nie dowierzała, że w ciągu tak krótkiego czasu można by zjeść prawie pół kilo masła. Sprawdziła na półce, czy jest jeszcze jedna kostka, ale faktycznie nie pozostał po niej ślad.
– Nie ma?
– No przecież mówię! A masło musi być! Zapewnia zdrowie!
– Dobra, kupię, a teraz idę pracować – powiedziała z rezygnacją pisarka. Wzięła na ręce Leosia i powolnym krokiem poszła do swojego pokoju. Dokładnie zamknęła za sobą drzwi i zajęła wygodną pozycję z laptopem na kolanach. Zanim jednak otworzyła plik z notatkami do książki, weszła na swoją stronę na Facebooku. Odpowiedziała na komentarze czytelników. Odczytała też wiadomości. Znów napisał do niej jeden z jej stałych czytelników. Zbyszek był jej fanem od roku. Od czasu do czasu dzielił się z nią wrażeniami po przeczytanej książce. Miranda bardzo sobie to ceniła, bo z reguły jej książki trafiały w ręce kobiet. Wiedziała też doskonale, że miłość „fanowska” leżała blisko nienawiści. Wystarczyła jedna drobna aferka albo jakieś niedomówienie.
Przeczytała wiadomość. Uśmiechnęła się do monitora.
Cieszę się, że Ci się książka podobała. Dla mnie to wiatr w żagle – napisała.
Masz niezwykły talent. Nie dość, że jesteś piękna, to jeszcze mądra i utalentowana.
Ha, ha, to chyba trochę na wyrost.
Który z przymiotników, Twoim zdaniem, jest na wyrost?
Wszystkie.
I właśnie to w Tobie cenię – skromność.
Musisz się zdecydować: uroda, mądrość, talent czy skromność.
Biorę w pakiecie.
Miranda znów uniosła kąciki ust. Lubiła Zbyszka. Poznała go też osobiście, bo dwukrotnie był na jej spotkaniach autorskich. Co prawda nie miała okazji z nim dłużej porozmawiać w realnym życiu, ale miała wrażenie, że taka komunikacja w wirtualnym świecie też daje obraz człowieka i można mu zaufać. Przynajmniej na tyle, na ile jest to konieczne.
Muszę uciekać do pracy, bo potem idę na spotkanie autorskie.
A gdzie masz?
Mój przyjaciel ma. Lucjan Kulesza.
O! Świetny pisarz! Chciałbym go kiedyś poznać