Grzeczna dziewczynka. Anna SakowiczЧитать онлайн книгу.
tym, co czytała. Cały czas nasłuchiwała kroków drepczącej babki i zastanawiała się, po co robi ten obchód. Wreszcie, gdy kroki zaczęły się zbliżać do gościnnego pokoju, miała nadzieję, że zaraz ucichną. Aż wstrzymała oddech w oczekiwaniu na to, co się za chwilę wydarzy.
Staruszka faktycznie weszła do swojego pokoju. Usiadła w fotelu uszaku i zaczęła się rozglądać po wnętrzu.
– Po co komu tyle książek? Tylko kurz zbierają – wymamrotała pod nosem. Potem wstała i otworzyła swoją walizkę. Wypakowała resztę ubrań i włożyła je do szafy, w której wnuczka przygotowała jej miejsce. Znów usiadła i znów spoglądała po woluminach. – Mam swoją – powiedziała wreszcie i pogładziła dłonią książeczkę do nabożeństw. Zaczęła półszeptem czytać.
Miranda za ścianą odetchnęła. Wreszcie nastała cisza. Skupiła się na swojej historii. Wprowadzała poprawki, gdy nagle ktoś zapukał do jej drzwi i po chwili stanęła przed nią babka. Wnuczka aż podskoczyła, bo zapomniała o staruszce. Szybko rzuciła okiem na zegar, bo wystraszyła się, że może podczas pracy nie zauważyła, jak szybko upłynęło kilka godzin.
– Ożeż – jęknęła na widok wyświetlacza. Minęło zaledwie piętnaście minut! – Co się stało? – spytała. – Babciu, ja muszę pracować.
– To pracuj, pracuj. Ja ci nie przeszkadzam. – Staruszka usiadła na łóżku i przyglądała się Mirandzie.
– Ale ja tak nie umiem. Muszę być sama.
– A ten sierściuch ci nie przeszkadza?
Leoś spojrzał na babkę i miauknął, jakby chciał jej powiedzieć, co o tym sądzi. Został jednak zignorowany przez seniorkę.
– Co się stało? – spytała wnuczka, by jak najszybciej skończyć rozmowę. – Potrzebujesz czegoś?
– Słuchaj… Tak sobie pomyślałam, że może byś mi dała jakąś książkę do przeczytania, bo siedzę tam w tym pokoju i się nudzę.
Miranda wstała i poszła do swojej biblioteczki. Spojrzała na tytuły na grzbietach książek i chwilę analizowała, co może się spodobać jej babce. W końcu sięgnęła po Oskara i panią Różę. Nie była to zbyt obszerna lektura, więc seniorka, która do tej pory czytała jedynie książeczkę do nabożeństwa i historię ojca Pio, sobie poradzi.
– Może być?
– Oskar i pani Róża – przeczytała tytuł. – Dziwne imiona. A może mi dasz też jakąś swoją?
Miranda o mało co się nie zakrztusiła własną śliną. Babka nigdy przecież nie czytała jej książek. Gardziła tym, co robiła wnuczka, więc skąd ta nagła zmiana?
– Nie wiem, czy ci się spodobają…
– Dawaj, ocenię – odparła zdecydowanym głosem. – Mam tu odbyć pokutę, to będzie w sam raz – dodała z wrodzoną sobie złośliwością.
Miranda zacisnęła zęby, ale położyła przed nią trzy swoje pierwsze powieści. Na początek to na pewno wystarczy, a seniorka będzie miała w czym wybierać.
– Ale ja twoje chciałam.
– To są moje.
– To jest jakaś Mi-ran-da Dob-son – stwierdziła, z trudem odczytując obco brzmiące nazwisko. – A ty przecież jesteś Mirosława Świerk.
Kobieta parsknęła śmiechem. Kompletnie zapomniała o tym, że pisała pod pseudonimem, a babka przecież o tym nie wiedziała. Otworzyła więc skrzydełko okładki i pokazała jej swoje zdjęcie.
– Zobacz, to ja. – Pokazała palcem. – Tu napisali, że to mój pseudonim literacki.
– To ty się wstydzisz ojca i matki, że ukrywasz się pod jakimś pseudonimem?
– Nikogo się nie wstydzę, ale po prostu źle wyglądało na okładce moje prawdziwe imię i nazwisko – wyjaśniła, a w tym momencie babka się przeżegnała, jakby próbowała odgonić od siebie złą moc wnuczki, która sprzeniewierzyła się rodzinie i sama siebie nazwała Dobsonem. Co to w ogóle znaczyło? Albo ta Miranda! Jak mirabelka. Toć świerk nie może być gorszy od pospolitej śliwki! Już miała to wnuczce wyjaśnić, gdy ta zakręciła się na pięcie, rzuciła, że musi pracować, i zniknęła za drzwiami pokoju.
– Skaranie boskie z tą dziewuchą – stwierdziła babka. – To staropanieństwo na pewno rzuciło się jej na mózg!
* * *
Kiedy Miranda twardo spała, nagle drzwi do jej pokoju się uchyliły. Podłoga skrzypnęła i tuż przy łóżku stanęła starsza pani. Spoglądała przez chwilę na wnuczkę, aż wreszcie krzyknęła:
– Pobudka, śpiochu!
Miranda podskoczyła na łóżku. Natychmiast usiadła, bo zupełnie zapomniała o swoim gościu, a raczej nikt do jej sypialni nie zaglądał. Przynajmniej taki stan utrzymywał się przez ostatnie osiem lat. Tyle czasu prowadziła radosne życie singielki i nie uprawiała seksu, więc zawsze budziła się w swoim łóżku, leżąc najwyżej koło Leosia. Dlatego widok babki był niczym kubeł zimnej wody.
– Co się stało? – spytała, przecierając z przerażenia oczy. Miała nad sobą chudą, pomarszczoną twarz z zapadniętymi policzkami i rozwianym siwym włosem. Zuzanna wyglądała jak postać z horroru. Szczerzyła się w bezzębnym uśmiechu nad wnuczką i właśnie wyciągała do niej kościstą dłoń, by szarpnąć ją za ramię.
Miranda odsunęła się, potem rzuciła okiem na zegarek stojący na szafce nocnej i znów opadła na poduszkę.
– Babciu, jest piąta czterdzieści!
– No właśnie – odparła spokojnym głosem. – Kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje.
– Ja do pierwszej w nocy pracowałam! Chcę się wyspać!
– Wstawaj, wstawaj, skoda dnia! – zasepleniła z powodu braku sztucznej szczęki.
– Daj mi pospać! Wyjdź! Bardzo proszę!
– Jakaś ty nerwowa… – Zuzanna nie spodziewała się takiej reakcji, więc postanowiła się wycofać. Po chwili zamknęła drzwi do sypialni, zostawiając wnuczkę samą.
Kot czmychnął pod szafę i spoglądał na staruszkę nieufnie. Obserwował każdy jej ruch. A seniorka poczłapała o lasce do kuchni. Wyjęła z kieszeni podomki protezy i włożyła je do ust. Splotła włosy w warkocz, by jej nie przeszkadzały, a potem spojrzała do zlewu. Stały w nim dwa kubki! Zadowolona zakasała rękawy. Potem otworzyła zmywarkę i zaczęła wystawiać naczynia. Zajrzała do wszystkich szafek, by zorientować się, gdzie co odstawić. I zaraz po kolei układała garnki i talerze. Jej ruchy nie były zgrabne, więc stukała naczyniami.
Leoś głębiej schował się w swojej kryjówce, a Miranda narzuciła poduszkę na głowę.
– Boże – jęknęła. – Tu się nie da spać. Zamorduję ją, przysięgam. Jeżeli jutro mi wytnie ten sam numer, pakuję ją w karton i odsyłam do Braniewa.
Miranda liczyła na to, że babka po rozładowaniu zmywarki zajmie się czymś, co nie będzie powodowało hałasu, jednak się przeliczyła. Potem był czas na przyrządzanie śniadania. Staruszka robiła wszystko powoli i niezdarnie, więc naczynia znów strzelały. Jakiś kubek albo talerz poleciał na podłogę, rozsypując się w drobny mak. Zaciskanie poduszki na głowie niewiele pomagało. Zmęczona Miranda postanowiła więc wstać i zakończyć rozpierduchę w kuchni.
– O, jesteś – ucieszyła się staruszka. – Twój kot zbił kubek – dodała, a wnuczka rozejrzała się po kuchni w poszukiwaniu Leosia. Ten ciągle nie wyściubił nosa spod szafy w przedpokoju.
– Babciu – zaczęła spokojnie. – Nie możesz tak rano hałasować,